fbpx
Jesteś tutaj
Główna > Gospodarka > Raport Obywatelski na temat płacy minimalnej

Raport Obywatelski na temat płacy minimalnej

Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało drastyczną podwyżkę pensji minimalnej do 4000 zł (brutto) do końca 2023 roku. Z jednej strony słychać przerażenie, że inflacja poszybuje. Z drugiej strony (patrz: Adam Andruszkiewicz, o którym napisałem już jeden felieton) słychać pompatyczne i (jak zwykle) bojowe hasła, że to nagonka wrogich sił, natomiast celem PiS jest by Polacy żyli w dobrobycie. Panem Adamem zajmować się nie będę, natomiast ten bardzo śmiały pomysł wart jest chwili refleksji. Zapraszam więc na moją obywatelską (nie-ekspercką) analizę tego stanu rzeczy. Dziś zastanowimy się nad tym jak działa pensja minimalna, czy jest bezpieczna, kiedy jest bezpieczna oraz jakie może mieć pozytywne i negatywne skutki. Zapraszam na mój Raport Obywatelski – czyli nieekspercki przegląd wiedzy powszechnej oraz analizę – dziś na temat pensji minimalnej.


Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie.


Jak działa pensja minimalna?

Pensja, czy inaczej mówiąc płaca minimalna, to banalnie prosty mechanizm. Jest to rodzaj ingerencji rządu w gospodarkę i polega na ustawieniu dolnej granicy płacy, którą pracodawca może zaoferować pracownikowi. Wyraża się oczywiście w fikcyjnej kwocie brutto (o tym czemu fikcyjnej napiszę niżej) i jeśli wynosi np. 2000 zł, to pracodawca po prostu nie może zawiązać z pracownikiem umowy na kwotę niższą niż 2000 zł miesięcznie (za pełen etat).

Czemu ma to służyć? Oczywiście jest to wsparcie państwa dla najniżej wycenianych przez rynek pracowników. Ludzi często niewykwalifikowanych, lub z różnych względów nie mających dobrej pozycji na rynku. Taki mechanizm chroni ich przed zbyt niskimi dochodami i wyzyskiem przez pracodawców.

Z pozoru mechanizm jest znakomity i umożliwia jedną zmianą aktu prawnego wprowadzenie powszechnego dobrobytu. Czemu by więc nie ustanowić pensji minimalnej na poziomie 15 000 zł brutto, przenosząc wszystkich do poziomu klasy średniej?

Tu właśnie zaczynają się schody – wzrost sztywnej granicy pensji może skutkować negatywnymi konsekwencjami – przede wszystkim dwoma (choć jest ich więcej, o czym później):

  • wzrostem bezrobocia – gdy pracodawcy nie mają możliwości wypłacania takich pensji
  • wzrostem inflacji – gdy nagle za tą samą pracę ludzie dostają znacznie większe pieniądze. Mogą za nie kupić dużo więcej. Jednocześnie zbiega się to w czasie ze znacznymi ubytkami w kasie firm. Te rekompensują to sobie wzrostem cen. Gdy więc ludzie mają możliwość zwiększenia wydatków, a firmy muszą podwyższać ceny, inflacja szybuje w górę.

Czy więc płaca minimalna jest mechanizmem, z którego należy zrezygnować? Doświadczenie mówi jasno, że nie. I to zarówno doświadczenie przychodzące zza granicy, jak i nasze polskie (w dodatku z ostatnich lat). W naszym kraju pensja minimalna rośnie nieprzerwanie od samego początku – czyli 1995 roku (wcześniej mieliśmy do czynienia ze starymi nominałami). Tymczasem bezrobocie u nas od 2003 nieustannie spada (z przerwą na kilka kryzysowych lat). Inflacja przez ostatnie kilkanaście lat jest natomiast mocno zróżnicowana, jednak zawsze można zaliczyć ją do „zdrowej” (jako ciekawostkę może posłużyć fakt, że doświadczaliśmy nawet chwilowej deflacji).

Problem z pensją minimalną symbolem problemu ekonomii

Z drugiej strony zdrowy rozsądek nakazuje sceptycyzm wobec zbyt wysokich kwot określanych jako pensja minimalna (mityczne 10 000 zł które miałoby uszczęśliwić całe społeczeństwo). I tu ukazuje się piękno (lub jak kto woli – obłęd) ekonomii.

Choć przeróżni ekonomiści od setek (tysięcy?) lat próbują opisywać naszą rzeczywistość ekonomiczną (przeważnie z dużą dozą pewności siebie), to zwykle wychodzi na to, że żadna z teorii nie jest nie do podważenia. W fizyce rzecz, która dyskwalifikuje teorię (lub prawo). W ekonomii jest to na porządku dziennym. Dość powiedzieć, że niektórzy ekonomiści uważają na przykład, że rynki są (w domyśle: stuprocentowo) efektywne i na przykład Giełda Papierów Wartościowych jest takim miejscem, gdzie każda informacja jest błyskawicznie obliczana i wyceniana przez mądre głowy. Ponieważ ludzie zajmujący się „giełdą” zawodowo mają oczywiście dużo lepszy i szybszy dostęp do wiedzy (oraz doświadczenie), zwykli ludzie nie mają nawet co myśleć o skutecznym ulokowaniu pieniędzy na tym rynku.

To oczywiście absurdalna teza – rynek bardzo często nie dyskontuje. Istnieją firmy niedoszacowane. Co więcej – może je znaleźć uważny, acz niezawodowy inwestor. Pisałem o tym nieraz. Pokazywałem również o tym jak zacząć przygodę z inwestowaniem – zarówno w kursbooku „Jak się ogarnąć finansowo” (tam zebrałem to w uporządkowaną całość), jak i w różnych artykułach. Tak więc, spokojnie można „wygrać z rynkiem” – nie jest idealny i nie przelicza perfekcyjnie każdej informacji na ceny akcji.

To oczywiście jedynie jeden z przykładów. Można by mówić o Keynes’ie, który zalecał bardzo konkretny interwencjonizm państwowy i napędzanie gospodarki długiem. Choć oczywiście są obszary w których miał rację, nie przewidział opłakanych skutków nadmiernego interwencjonizmu (ludzie w rządzie nie są nadludzkimi geniuszami i często kończy się to marnotrawieniem pieniędzy podatnika oraz utrudnianiem mu życia) ani tego, że dług nie jest rzucaniem czaru, a zaciągnięciem zobowiązania – które trzeba potem spłacać.

Przykłady braków ekonomii można mnożyć – najistotniejszy jest jednak fakt, że ekonomia nie jest nauką w takim rozumieniu, w jakim o niej często myślimy. To raczej zbiór obserwacji i domysłów, niż zestaw praw i mechanizmów. Nie da się bardzo jasno przewidzieć, jakie skutki będzie miała dana decyzja. Można natomiast starać się przewidzieć, symulując potencjalne zachowania oraz zadając pytania i szukając błędów w rozumowaniu.

Również gdy mowa o płacy minimalnej, nie sposób jest jasno określić, jaka będzie przyszłość. Proste „podwyższanie płacy minimalnej to podwyższanie bezrobocia” nie sprawdziło się tak wiele razy, że wstyd wysuwać taką deklarację. Jednocześnie nie można zapominać, że potencjalny problem tego typu cały czas nad nami wisi. Nie ma jednego prawa które wskaże nam skutki, ponieważ zależy to od sytuacji w jakiej przeprowadzamy zmianę, środowisku, wysokości podwyżki i pewnie jeszcze kilku innych czynników.

To daje nam pole do rozmyślań. Prawo i Sprawiedliwość chce podnieść płacę minimalną do 4000 zł brutto. Czy to bezpieczne? Czy będzie miało pozytywne skutki? Na Węgrzech po mocnej podwyżce płacy minimalnej 10% zatrudnionych najtaniej, straciło pracę. W Polsce jednak sytuacja może być inna.

Czy grozi nam bezrobocie?

Podczas rozważań na temat skutków wprowadzenia jakiś zmian, z grubsza mamy dwie możliwości: albo rozpatrujemy podobne sytuacje z przeszłości, albo staramy się wymodelować ciąg przyczynowo skutkowy w obecnej sytuacji, po prostu zadając sobie odpowiednie pytania, starając się na nie odpowiedzieć, wyciągając wnioski i zestawiając z rzeczywistością. W tym punkcie spróbujmy skorzystać z tego drugiego sposobu. Będę więc zadawał kolejne pytania i starał się na nie odpowiedzieć, następnie wyciągniemy wnioski i sprawdzimy w jakim miejscu jesteśmy. Niekiedy odpowiedź będzie niepełna, innym razem będzie jedynie pomocą, która naprowadzi na odpowiedni trop. Wszystko razem, mam nadzieję, przede wszystkim ukaże skalę złożoności zagadnienia. Pomoże nam pozbyć się złudzeń, że wszystko w tym temacie jest proste i znane, a wskaże różne drogi. Zacznijmy więc.

Kiedy grozi nam bezrobocie?

Pytanie: kiedy grozi nam bezrobocie?

Odpowiedź: Kiedy firmy na masową skalę będą pozbywały się pracowników i nie będą zatrudniały nowych. W tym przypadku: gdy masowo stwierdzą, że nie spełnią oczekiwań rządu.

Pytanie: Kiedy pojedyncza firma nie jest w stanie spełnić oczekiwań rządu w propozycji PiS odnośnie płacy minimalnej?

Odpowiedź: Tu posłużę się konstrukcją logiczną (z matematyki):

(kiedy jest w stanie przeżyć rezygnując z części zatrudnionych) LUB ((kiedy nie jest w stanie przeżyć rezygnując z części zatrudnionych) I (kiedy nie jest w stanie przeżyć zostawiając wszystkich pracowników – zbyt duże koszty)).

Pytanie: kiedy może mieć to znaczenie na masową skalę?

Odpowiedź:

  1. Gdy dużo firm znajdzie się w podobnej sytuacji, szczególnie połączonych ze sobą. Wtedy problemy jednego „naczynia” odbijają się na innym.
  2. Wtedy, gdy wchodzimy w czas spowolnienia gospodarczego. Wtedy nie tylko przychody topnieją, ale i przedsiębiorcy zaczynają patrzeć bardziej ostrożnie w przyszłość i tną koszty.

a więc, jeśli wiele firm będzie miało:

  • małe zasoby
  • niewystarczające marże (przychody są duże, ale realne zyski niewielkie)

LUB

  • gdy rynek nie będzie gotowy na podniesienie cen (pośrednio: marż) w określonych dziedzinach. Może się to wiązać z tym, że określone towary nie są niezbędne do życia i konsumenci są skłonni je kupować, ale nie przepłacać.
  • gdy rynek będzie wymuszał nie-podnoszenie cen. Z taką sytuacją możemy się spotkać na dojrzałych rynkach, gdzie konkurencja jest duża, a możliwości innowacyjne niewielkie (np. telefonia komórkowa, gdzie oferty są bardzo wyśrubowane).

To prowadzi do wniosku, że zagrożenie bezrobociem w sytuacji drastycznej podwyżki pensji minimalnej jest problemem sektorowym – może uderzyć w jedne branże bardziej niż w inne. Te branże, w których marże i ilość gotówki na kontach firmowych są wysokie, dużo łagodniej zniosą nagły wymóg podwyżki pensji minimalnej.

To prowadzi również do drugiego wniosku, że zagrożenie bezrobociem w sytuacji drastycznej podwyżki pensji minimalnej jest również problemem obejmującym określone grupy firm – ale nie branżowe, a zgrupowane pod względem wielkości. Wielkie korporacje omawiana zmiana zaboli najmniej. Najbardziej obciążone będą drobne firmy, które walczą o przetrwanie. Takie nie mają zazwyczaj ani dużych zasobów gotówkowych (wszystko idzie na pracowników, koszty poza-pracownicze i rozwój firmy), ani często również nie mają dużych marż, gdyż starają się konkurować ceną. Nawet jeśli mają duże marże, to wynikają one z ich przewagi konkurencyjnej – indywidualnym podejściu do klienta i robieniem produktów wyższej jakości. W takiej sytuacji nagły wzrost kosztów spowoduje, że ich „produkt premium” przestaną dawać nadzwyczajne marże.

W związku z powyższymi, konkluzja:

Najbardziej narażone będą obszary, w których funkcjonuje wiele małych firm, do tego funkcjonujących w nisko-marżowych branżach. Im bardziej obszar jest daleki od takiej wizji, tym mniej będzie podatny na negatywne konsekwencje tego zjawiska.

Na koniec chciałbym podzielić się jeszcze jedną obserwacją:

Może być tak, że całościowo gospodarka udźwignie ten wymóg, jednak będzie to udźwignięcie niejednorodne – najciężej zniosą to malutkie firmy, najlepiej zaś duże korporacje. Dodajmy – korporacje w większości zagraniczne. To może prowadzić do przeniesienia się na etat wielu mikroprzedsiębiorców (mikro z zasady) oraz tych, którzy dopiero zaczynają swoją działalność i dla których koszty są bardzo dużym problemem. Niestety, co warto zauważyć, współgra to z niejawną polityką wspierania dużych. Trwa ona od dawna, a obecny rząd ją wspiera. Towarzyszą temu zarówno niepewność prawa gospodarczego, coraz większa biurokracja, rosnące koszty pracy (jak np. duży ZUS) czy również skandaliczne wypowiedzi rządzących, jak ta Jarosława Kaczyńskiego o tym, że jeśli ktoś nie spełnia wymogów państwa, to nie nadaje się do prowadzenia działalności gospodarczej. Jednocześnie obserwujemy dotacje i ulgi dla wielkich, zagranicznych podmiotów – co nie współgra z zapewnieniami o patriotyzmie gospodarczym państwa czy państwie narodowym.

Kiedy definitywnie nie grozi nam bezrobocie?

Choć przy każdej podwyżce pensji minimalnej rozmaici ekonomiści wieszczą wzrost inflacji lub bezrobocia, tak się nie dzieje. A – co warto zaznaczyć – pensja minimalna podwyższana jest systematycznie od lat. Doprowadziło to do pewnej kompromitacji stawiania tego typu tez, choć nie są one z gruntu złe – zupełnie jak w starej bajce o pasterzu, który co noc wołał „wilk idzie!”. Nawiasem mówiąc – bardzo jasno to dowodzi, że słowa nadmiernie używane tracą znaczenie. Warto wziąć to sobie do serca i w każdej sytuacji życiowej zachowywać się zgodnie z prawdą, a nie jedynie interesem (swoim czy partyjnym).

Warto w tym miejscu powiedzieć o pewnym mechanizmie. Pensja minimalna o której rozmawiamy, to ta nadawana przez państwo. Istnieje jeszcze druga, którą ustala rynek. Rynek, czyli aktualna sytuacja firm, pracodawców, pracowników, konsumentów… „Rynkowa pensja minimalna” to po prostu pensja, poniżej której co do zasady nikt zbytnio nie schodzi, ponieważ nie znalazłby pracownika. Oczywistym jest na przykład, że nawet bez państwowej regulacji nikt nie będzie zatrudniał na pełen etat za 100 zł na rękę.

Załóżmy, że kwota ta jest na poziomie 2000 zł brutto i poniżej niej za bardzo oferty nie funkcjonują. W tym samym czasie państwowa pensja minimalna wynosi 1500 zł brutto. Jeśli więc państwo podniesie tą kwotę o 500 zł, realnie nikomu nic się w gospodarce nie stanie. Po prostu państwo dorównało do ogólnych wymagań rynkowych, jednocześnie likwidując rozmaite patologiczne, „śmieciowe” odchylenia. Oczywiście sztuką jest odpowiedź na pytanie kiedy państwo krąży wokół pensji rynkowej, a kiedy wychodzi przed szereg?

Spłaszczenie zarobków dużym zagrożeniem

Z pomocą mogą nam przyjść statystyki. Jeszcze kilka lat temu jedynie 4% pracujących Polaków zarabiało pensję minimalną. Obecnie, po kilku latach mocnych podwyżek jest to już 13%, zaś po podniesieniu do 4000 zł brutto odsetek ten może wzrosnąć nawet do… 30-40%!

Warto podkreślić, że liczby te są uśrednione dla całego kraju. Jak wiemy, niektóre województwa radzą sobie lepiej, inne gorzej. W związku z tym może dojść do sytuacji, gdy na pensji minimalnej pracować będzie nawet ponad 50% osób. To powoduje kolosalne spłaszczenie zarobków i drastyczną obniżkę konkurencyjności w gospodarce, co nie sprzyja, a nawet szkodzi rozwojowi (a więc i osobom, którym mechanizm pensji minimalnej ma pomóc).

Jeśli bowiem widzimy, że kończąc studia, kursy i zdobywając doświadczenie mamy taką samą, lub jedynie niewiele wyższą pensję co człowiek, który poszedł do pracy zaraz po ukończeniu 18 lat, czujemy się głęboko zdemotywowani do jakiejkolwiek pracy czy inicjatywności. Dopiero konkurencja i zdrowe nierówności mogą być bodźcem do podnoszenia kwalifikacji oraz do rozwoju.

Czy grozi nam inflacja?

Mechanizm Inflacji

Choć każdy kto dobrnął do tego momentu artykułu z pewnością świetnie zdaje sobie sprawę z tego czym jest inflacja, i tak warto zerknąć do definicji.

Inflacja jest to proces wzrostu ogólnego poziomu cen towarów i usług w gospodarce. Wzrost ten musi mieć stały charakter, utrzymujący się w danym czasie. Omawianemu procesowi nieodłącznie towarzyszy utrata wartości pieniądza.”

Innymi słowy, mamy 100 zł i możemy za tą kwotę kupić 100 chlebów po 1 zł. Gdy jednak ceny wzrosną o 100% (do 2 zł za chleb), nagle za to samo 100 zł możemy kupić jedynie 50 chlebów – czyli przy 100% inflacji nasze pieniądze warte są 50% mniej. Taki stan rzeczy może być spowodowany wieloma czynnikami. Ten najprostszy to dodrukowanie pieniędzy przez bank centralny/rząd (w Polsce bank centralny, czyli Narodowy Bank Polski). Gdy w obiegu jest 100 zł, to mają one różną wartość, niż wtedy gdy jest ich 200. To pula pieniędzy ma określoną wartość, nie zaś pojedynczy nominał.

Można jednak tego samego stanu rzeczy upatrywać w innych sytuacjach. Na przykład wtedy, gdy producent nie ma konkurencji, zaś konsumenci skłonni są zapłacić więcej pieniędzy za ten sam towar. Różnice w cenach można łatwo zaobserwować wybierając się na dłuższą wycieczkę samochodem. W mieście nieturystycznym, w którym panuje duża konkurencja między stacjami paliw, ceny są zdecydowanie niższe, niż w specyficznych punktach przy trasie, gdzie kierowcy i tak muszą się zatrzymać.

Tak więc, jeśli rynek jest niekonkurencyjny, a przykładowo konsumenci nagle zaczynają zarabiać więcej, zwiększa się także popyt na poszczególne towary. W związku z tym sprzedawcy mogą pozwolić sobie na podniesienie cen produktów.

I to jest przypadek, który rozważamy myśląc o wyższej pensji minimalnej. Jeśli ludzie ubożsi masowo zaczną zarabiać więcej, zwiększy się też konsumpcja (oraz potencjał konsumpcyjnego”), a więc i zapotrzebowanie na poszczególne towary (ludzie gorzej zarabiający są bardziej skłonni do wydawania na cele konsumpcyjne kolejnych kwot, które znajdą się w ich portfelu).

Warto podkreślić, że wzrost lub spadek inflacji (deflacja) może mieć bardzo wiele innych przyczyn i jest to tematyka niezwykle złożona, na którą wpływają decyzje banków centralnych, rynków zagranicznych, polityki rządu, czy nawet kaprysów przyrody.

Czy jesteśmy skazani na inflację?

Oczywiście aby odpowiedzieć sobie na postawione wyżej pytanie, należy przemyśleć kwestię bezrobocia. W końcu, jeśli miałoby ono nagle wzrosnąć, to wcale możliwości konsumpcyjne nie wzrosną znacząco.

Powiedzieliśmy jednak już sobie, że jest szansa, iż znaczącego wzrostu bezrobocia nie będzie (mamy wspaniały okres prosperity i niedobory pracowników na rynku). Czy zatem inflacja czeka nas z całą pewnością? Prezes NBP Adam Glapiński uważa, że proponowany wzrost pensji minimalnej w 2020 roku będzie miał minimalny wpływ na inflację. Nasz Bank Centralny nie przeprowadzał jednak prognozy na 2024 rok, gdy pensja minimalna miałaby wzrosnąć tak bardzo (do 4 000 zł brutto).

W związku z tym, że intuicyjnie wyczuwamy naturalny wzrost inflacji, postanowiłem podejść do sprawy od drugiej strony – a więc zadając sobie pytanie „czemu po tak znaczącej podwyżce, inflacja miałaby nie skoczyć w górę?”. Oto do jakich potencjalnych powodów dotarłem.

Globalny rynek jest niezależny od naszej pensji minimalnej

Prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, prof. Elżbieta Mączyńska, wskazuje na  aspekt globalizacji. W rozmowie z Business Insider powiedziała:

„Świat teraz nie boi się nadmiaru inflacji. Zupełnie przeciwnie. Boi się deflacji. Żyjemy w gospodarce, w której możemy kupić wszystko, co chcemy. Jeśli nie u nas, to dany produkt zamówimy przez internet z innych krajów. Przedsiębiorcy będą na pewno starali się przerzucać wyższe koszty na klientów, ale jest granica, której nie przekroczą ze względu na obfitość produktów dostępnych dla konsumentów wynikającą z globalizacji

Aby wyobrazić sobie to o czym mówi Pani Prezes, wystarczy chcieć kupić dobra na aukcjach internetowych. Ludzie wystawiający swoje przedmioty (oraz usługi!) w Internecie, nie konkurują jedynie z rynkiem lokalnym, ale często także i globalnym. W związku z tym są oni skrępowani konkurencją zagraniczną, której koszty rozkładają się inaczej.

Dojrzały rynek i wyśrubowana konkurencja

Warto wskazać, że wzrost cen pojawi się tam, gdzie istnieje taka możliwość (z definicji). Utrudnione zadanie będą miały firmy, które działają na konkurencyjnym rynku. Przykładowo, jeśli mamy do czynienia z telefonią komórkową, obecne oferty dają odbiorcom bardzo duże możliwości za niską cenę. Właściwie w kontekście samych jedynie ofert komórkowych ciężko jest drastycznie zwiększyć propozycję, lub zmniejszyć ceny.

Takich miejsc jest jednak więcej. Jeśli więc tylko firmy będą mogły nie podnosić cen (zachowają marże), to solidna konkurencja może zmusić je do utrzymania cen na niezmienionych (lub nieznacznie zmienionych) poziomach.

Wzrost pensji minimalnej nie wszędzie nakręca popyt

Aby można było mówić o konkretnych czynnikach pro-inflacyjnych, należy wymienić takie jak wzrost kosztów, wzrost popytu, spadek konkurencji. Podniesienie płacy minimalnej nie we wszystkich branżach spowoduje ich pojawienie się. Warto wymienić choćby produkcję dóbr luksusowych, takich jak drogie auta. Ani koszty ich produkcji nie ucierpią zbytnio, ani popyt nie zwiększy się szczególnie od podniesienia płacy minimalnej.

Podniesienie pensji minimalnej nie musi być aż tak znaczące

Przez cały czas w artykule tym omawiamy kwestię drastycznej podwyżki pensji minimalnej. Pamiętajmy jednak, że jest to drastyczna podwyżka… jedynie w kontekście obecnej pensji minimalnej, niekoniecznie zaś całej gospodarki.

Musimy uzmysłowić sobie, że dotykać ona będzie ludzi zatrudnionych na Umowę o Pracę (UoP). Są jednak przecież jeszcze pracownicy zatrudnieni na umowę zlecenie, umowę o dzieło, ludzie na działalności gospodarczej, są studenci (którzy funkcjonują na jeszcze innych zasadach). Tak więc grupa ludzi, którzy będą objęci podwyżką nie będzie aż tak gigantyczna. Co więcej, nawet wśród osób na UoP nie wszyscy przecież dostaną w związku z tym podwyżki. Tak więc w skali całej gospodarki ten wzrost kapitału wśród najsłabiej zarabiających nie będzie aż tak olbrzymi, aby można było mówić o gwałtownym wzroście inflacji.

W 2017 roku umowę na czas nieokreślony miało ponad 9 milionów osób. W 2016 roku najniższą wymaganą pensję otrzymywało ok. 1.5 miliona osób. Tak więc to taka liczba (być może w porywach do 2.5-3 mln) byłaby objęta podwyżkami (choć nie wszyscy tak samo wysokimi). W skali ~40 milionów osób w kraju (razem z niepełnoletnimi) nie jest to olbrzymi wzrost, który mógłby poważnie zachwiać całościową inflacją.

Wzrost zamożności nie wszędzie oznacza wzrost popytu

Ostatni punkt o jakim chciałbym napisać dotyka branż, w których wzrost zamożności nie spowoduje wzrostu popytu. Jeśli dochodzi do tego mocna konkurencja, gwałtowny wzrost cen jest mało prawdopodobny. Chodzi tutaj m.in. o wspomnianą już wcześniej telefonię komórkową. Mało prawdopodobne, abyśmy wraz z wyższymi pensjami nagle zdecydowali się wybrać znacznie droższą ofertę, szczególnie w obliczu obecnego kształtu tego rynku.

Pytanie o inflacje zawęża nam punk widzenia

Na koniec jest jeszcze jeden temat związany z inflacją, który chciałbym poruszyć. Chodzi mianowicie o wewnętrzne różnice w skokach cen między różnymi grupami towarów.

Proces ustalania inflacji jest złożony, zainteresowanych odsyłam do tego artykułu – Business Insider za specjalistami z mBanku wyjaśnia jak to naprawdę wygląda. Choć – co bardzo istotne – algorytm jest zbudowany tak, aby np. ceny żywności nie zostały przykryte przez ceny aut, nie można nie zwrócić uwagi właśnie na tego typu różnice.

Cóż z tego, że inflacja wynosi bowiem 2%, jeśli ceny żywności są w stanie skoczyć o… kilkanaście %? Wszak to właśnie te ostatnie decydują w większym stopniu o tym jakie koszty życia ponosi osoba niezamożna.

Wnioski

Wszystkie powyższe punkty miały wskazać, że wzrost cen nie jest prostym i łatwym do przewidzenia procesem. Zależy od ogromnej ilości czynników i nie powinniśmy z wielką pewnością siebie wyrokować w jedną, lub drugą stronę.

Każdy z powodów, które potencjalnie miałyby zatrzymać wzrost cen jest obszarowy. Nie dotyka całej gospodarki, ale określonych jej fragmentów. Z całą pewnością jest takich miejsc dużo więcej, niż przewidziałem.

W związku z powyższym, choć oczywiście nie można niczego potwierdzić jednoznacznie, rozsądne wydaje się stwierdzenie, że podwyżka pensji minimalnej w obecnym systemie nie spowoduje ogromnej inflacji.

Jaka określić bezpieczną pensję minimalną?

W rozważaniach nad pensją minimalną, jak zawsze – warto szukać optimum. Mowa więc o znalezieniu takiego punktu, który z jednej strony będzie chronił pracowników z najgorszymi atutami na rynku pracy. Z drugiej jednak – nie będzie dusił (najmniejszych) firm nadmiernymi kosztami. Oczywiście droga do takiego punktu jest niełatwa i bardzo często następuje niejako „po omacku”. Z pomocą jednak przychodzi nam niezwykle prosty wskaźnik, nazywany Indexem Kaitza.

Index Kaitza (IK) oblicza stosunek pensji minimalnej do średniej pensji, lub mediany pensji na danym obszarze – w tym przypadku na terenie naszego kraju. Jak wypadamy w tym kontekście?

W 2017 roku IK był na poziomie 54% w stosunku do mediany oraz 43.6% w stosunku do średniej pensji. Warto zestawić to z naszymi zachodnimi sąsiadami. Tam w 2017 roku pensja minimalna była na poziomie… 46.7% w stosunku do średniej pensji.

Podniesienie pensji minimalnej do około 60% średniej pensji powinno więc przynajmniej wzbudzić nasze poważne obawy i pytania – czy nie da się zrobić tego samego w mniej ryzykowny sposób?. Pamiętajmy, że porównujemy się do światowej potęgi gospodarczej, Polska cały czas jest natomiast jeszcze „krajem na dorobku” – choć oczywiście coraz bogatszym. W związku z tym przywileje najbogatszych krajów są dla nas cały czas niedostępne. Są, albo powinny być, abyśmy mogli rozwijać się równie dynamicznie, co przez ostatnie 30 lat.

W tym miejscu każdy uważny obserwator  zadałby pytanie – „dobrze, ale średnia pensja czyli… co dokładnie?”. I to pytanie byłoby bardzo na miejscu. Nasz rynek pracy jest bowiem niezwykle zróżnicowany. Podstawową trudnością w obliczaniu średniej pensji jest oczywiście podział na różne typy umów. Stwierdzenie „średnia pensja” jest bardzo niemiarodajne, ponieważ mówi o pensji brutto. Jak wiadomo, pracownik dostaje mniej, zaś pracodawca płaci więcej – to jeśli chodzi o umowę o pracę. Z kolei na działalności gospodarczej średniej pensji nie ma jak obliczać z racji, że tu wymieszani są prawdziwi przedsiębiorcy z ludźmi zatrudnionymi po prostu na zasadzie fakturowania, jeszcze z ludźmi, którzy stoją gdzieś po środku tych dwóch.

Nawet w statystykach płacy na Umowę o Pracę sporo jest problemów. Miesięczne statystyki średniej pensji nie dotyczą przedsiębiorstw… do 9 osób. Tych zaś jest w Polsce zdecydowana większość. Co gorsza, dominanta płac obliczana jest jedynie co dwa lata, a to ona wskazuje na prawdziwe zarobki Polaków (średnie zawyżane są przez specjalistów zarabiających grubo powyżej przeciętnej).

Bardzo ciężko więc wyliczyć „bezpieczną pensję minimalną”. Możemy jednak pokusić się o stwierdzenie, że do 50% średniej pensji (liczonej z możliwie szerokiego grona!) mówimy o dość bezpiecznej kwocie. I tu wchodzi pomysł ustalenia systemowego rozwiązania pensji minimalnej.

Możemy ją wyliczać nie na podstawie decyzji polityków, ale sztywno przywiązać do średniej pensji z zeszłego roku. Mogłoby to być właśnie owe 50%, lub dla bezpieczeństwa kilka punktów procentowych niżej (np. 45%) z jednoczesną podwyżką kwoty wolnej od podatku, co pozwoliłoby najsłabiej zarabiającym zachować więcej pieniędzy w portfelu.

Takie rozwiązanie ma również dodatkowy atut – odpolitycznia kwestię pensji minimalnej. Nie mogłaby ona być już przedmiotem kampanii wyborczej, co pozytywnie wpływa na stabilność środowiska, w jakim funkcjonuje rynek.

Jakie mogą nas spotkać inne skutki?

Dwie największe obawy (inflacja i bezrobocie) mamy już omówione. Warto zastanowić się, jakie inne skutki może przynieść drastyczna podwyżka pensji minimalnej.

Największe koszty poniosą najmniejsze firmy [negatywne]

I to jest chyba najpoważniejszy problem. O ile duże korporacje pewnie dadzą sobie radę, o ile średnie przedsiębiorstwa będą w bardzo zróżnicowanej sytuacji, o tyle już teraz możemy powiedzieć, że najbardziej zaboli to najmniejsze firmy. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości podaje za GUS, że w 2017 roku mikroprzedsiębiorstwa zatrudniające poniżej 10 osób,

„mają największy spośród wszystkich grup przedsiębiorstw, udział w tworzeniu PKB – 31%, a przyjmując wartość PKB generowaną przez sektor przedsiębiorstw jako 100% – 41%. Ponadto, istotnie wpływają na rynek pracy – w sektorze przedsiębiorstw generują 40% miejsc pracy (liczba pracujących w takich firmach wynosi ok. 4 mln. osób).”

Warto zdawać sobie z tego sprawę, gdy chcemy w bardzo dotkliwy sposób uderzyć w tą szalenie ważną dla nas wszystkich grupę. Każdy analityk biznesu wie, że na tym etapie w znakomitej większości przypadków to właśnie płace są największym i najpoważniejszym kosztem. Sztucznie drastycznie podwyższając te płace, po prostu nagle kolosalnie zwiększamy ciężar dla bardzo ważnego dla naszej gospodarki sektora.

Ten skutek z kolei rodzi kolejne skutki. Takie na przykład jak spadek zamożności ludzi przedsiębiorczych, na których zamożności powinno nam zależeć najbardziej. Niektórzy być może się zwiną zostawiając kilku swoich pracowników na lodzie i dając znak myślącym o założeniu biznesu, że nie warto.

Zmiana podejścia do wydajności pracowników [pozytywne]

Stara prawda jest taka, że jeśli na jakiś produkt wydamy dużo pieniędzy, to większą wagę przykładamy do tego, aby „wycisnąć z niego” jak najwięcej. Zupełnie inaczej, niż gdy mamy coś za darmo, lub gdy zawsze jest w zasięgu ręki.

To samo odnosić się może nie tylko do produktów w życiu codziennym, ale także i podejścia pracodawców do swoich pracowników. Jeśli mało płacimy, mało też wymagamy. Pracownik też nie poczuwa się do starannego wypełniania obowiązków – „za takie pieniądze?!”.

Sytuacja może ulec zmianie, gdy nagle z pracownikiem wiążą się wyższe kwoty. Pracodawca, nie mając możliwości szastania pieniędzmi, większą uwagę przykłada do tego jaką funkcję ma pracownik i jaki jest jego potencjał. Po pierwsze, wiąże się to z większymi wymaganiami, ale po drugie również – z większym wysiłkiem włożonym w dialog z pracownikiem. Aby bowiem wydobyć najlepszy potencjał z pracownika, należy go poznać i znaleźć mu najlepsze miejsce w firmie, czy nawet rolę w konkretnym projekcie.

Zwraca na to uwagę jeden z ekonomistów, prof. Zbigniew Krysiak z Instytutu Myśli Schumana.

„Kiedy przypominamy sobie lata, że ktoś pracował na godzinową stawkę 5 zł, to przedsiębiorca, pracodawca, często nie dbał o to żeby pracownik dostarczał określoną produktywność. Przecież zawsze tak jest, że jak się mało płaci, na granicy zera, to nie ma z tego efektów. I tutaj ja zwracam na to uwagę, że to będzie oddziaływało w tym kierunku”

To zdecydowanie jedna z pozytywnych potencjalnych konsekwencji mocnego wzrostu płacy minimalnej.

Zwiększenie zamożności Polaków, w konsekwencji – rozwój [pozytywne]

Kolejną rzeczą, którą chcę omówić, jest potencjalne zwiększenie zamożności Polaków z nizin. Jeśli założymy, że wszystkie te czarne scenariusze z ciosem w najmniejsze firmy nie sprawdzą się, pozostanie nam ciekawa rzecz: wzrost kapitału wielu osób, co może być zbawienne dla nas wszystkich.

Jeśli firmy poradziłyby sobie ze wzrostem kosztów pracy (na przykład poprzez uwolnienie gotówki z kont), to zmieniłaby się sytuacja ludzi, którzy wcześniej ledwo wiązali koniec z końcem. Tacy ludzie wreszcie mogliby zacząć żyć”, nie zaś starać się jedynie przeżyć”. Mogłaby nastąpić stopniowa akumulacja kapitału, zmiana poziomu życia, a za tym idzie szereg innych zmian. Jakie? Na przykład śmielsze myślenie o podniesieniu kwalifikacji (co często wymagają czasu i pieniędzy), większe zadowolenie z życia dzięki bezpieczniejszej sytuacji. Również dzięki możliwości gromadzenia pieniędzy, więcej ludzi może przemyśleć otwarcie swojej działalności gospodarczej, co wiąże się przeważnie ze sporymi kosztami.

Brak kapitału to wielka zmora krajów, które zaczynają dopiero się rozwijać. Polska problem ten częściowo rozwiązała, ale cały czas istnieje on w naszym kraju. Brak kapitału to we współczesnym świecie natomiast brak władzy i brak możliwości, a więc i zależność od innych. Jeśli uda się zwiększyć zatrzymanie pieniędzy u Polaków, możemy w perspektywie wielu lat przestawić naszą gospodarkę na lepsze, silniejsze i bardziej niezależne tory.

Warto jednak powiedzieć sobie, że samo zwiększenie wpływu pieniędzy u najmniej zarabiających, to nie wszystko. Żeby pozostałe skutki o których napisałem mogły zaistnieć, musiałoby się jednocześnie zmienić kilka dodatkowych rzeczy. Choć z pewnością nie wszystkie, chciałbym wymienić dwie z nich – właściwie stanowiące dwie kategorie.

  1. Mentalność ludzi. Najważniejsza rzecz. Ponieważ samo wpływanie pieniędzy na konto nic nie znaczy. Każde pieniądze można przejeść, jeśli nie ma się wypracowanych odpowiednich mechanizmów wewnętrznych (co 10. zwycięzca lotto bankrutuje w ciągu 5 lat!). To powoduje, że powinniśmy naprawdę poważnie wziąć się za edukację finansową ludzi. Tu autoreklama – ja to czynię sprzedając swój ebook „Jak się ogarnąć finansowo?”, w którym w prosty sposób przekonuję do najbardziej oczywistych mechanizmów zarządzania finansami. To nie są skomplikowane rzeczy, ale znam przypadki osób, które potrafiły zakumulować po lekturze znaczą sumę (ze swojej pensji!), czy uchronić się przed zapaścią finansową. Jeśli masowo zaczniemy przekazywać stare, konserwatywne prawdy, większy wpływ gotówki do najgorzej zarabiających nie zostanie zaprzepaszczony.
    To również kwestia podejścia do życia – czy musimy ciągle konsumować? Czy myślimy o byciu twórczym, podejmowaniu inicjatyw? Bo to nie tylko sprawia, że świat wokół nas jest lepszy, nie tylko powoduje wzrost zadowolenia z życia (wreszcie robimy coś więcej), ale także zmusza by zobaczyć, że pieniądze potrzebne są nam nie tylko dla nas samych, na nasze wydatki i konsumpcję.
  2. Liberalizacja prawa – i tu wchodzi kwestia tego, czy w naszym kraju różne inicjatywy robi się łatwo, czy też napotykamy ciągły opór. Przede wszystkim chodzi tu o możliwości rozwoju firmy. Dopóki nie będzie się tego robiło dość tanio i bezpiecznie, dopóty nie będziemy mogli właściwie wykorzystać pieniędzy zakumulowanych „na dole”.

Tak więc podwyżka pensji minimalnej może nam zapewnić większy rozwój w przyszłości, jednak potrzeba do tego dodatkowych zmian.

Wzrost etatów na pół etatu [neutralne]

Ostatnim elementem jest pewne przemodelowanie rynku pracy. Dominik Owczarek z Instytutu Spraw Publicznych sugeruje, że wzrost pensji minimalnej może spowodować częstszy wybór pracy na pół etatu. Wcześniej miałoby się to nie opłacać z racji na zbyt niskie pensje. Po podwyżce pensji minimalnej, więcej osób mogłoby sobie pozwolić na podjęcie pracy w niepełnym wymiarze godzin.

Choć ciężko określić ten skutek jednoznacznie jako pozytywny, to ma on pewne pozytywne aspekty. Prawdopodobnie byłoby to pewne przemodelowanie rynku. Jeśli praca na pół etatu byłaby finansowo atrakcyjna, mogłoby to zachęcić ludzi chcących spędzać czas w inny sposób właśnie do takiego rozwiązania. Z drugiej strony, jeśli faktycznie wydajność tej pracy znacząco by wzrosła, pozwoliłoby to firmom na pewne ograniczenie kosztów.

Absurd w debacie o pensji minimalnej

Dyskutując o pensji minimalnej, należy również zmierzyć się z rozmaitymi opiniami, które w mojej opinii wydają się albo wewnętrznie sprzeczne, albo wątpliwe w odniesieniu do jakiegoś konkretnego kontekstu. Chciałbym wyrazić własną opinię w związku z jedną z nich.

Wzrost automatyzacji i brak spadku bezrobocia

Bardzo często ze strony zwolenników drastycznej podwyżki można usłyszeć, że firmom nie zaszkodzi nagły wzrost płacy minimalnej, a nawet że pomoże zwiększyć innowacyjność i automatyzację, co wyniesie nas na wyższy poziom cywilizacyjny. Skąd miałoby się to wziąć? Z tej prostej przyczyny, że zbyt drastyczna podwyżka kosztów związanych z zatrudnieniem pchnie przedsiębiorców w kierunku automatyzacji. Proste prace nie będą musiały być wykonywane przez ludzi na pensji minimalnej, a będą mogły zostać zastąpione robotami (szeroko pojętymi).

Teza ta, choć brzmi dość racjonalnie, zawiera kilka błędów logicznych. Podstawowy z nich, widoczny gołym okiem jest taki, że… nie można jednocześnie wychwalać pensji minimalnej jako czynnika pro-innowacyjnego oraz zwiększającego płace obywateli. Jeśli naprawdę wierzymy w to, że przedsiębiorcy sięgną po automatyzację, nie możemy zapominać, że będzie się ona działa kosztem zwolnionych z pracy pracowników.

Kolejne pytanie jest takie, czy w ogóle taki drastyczny wzrost kosztów spowoduje rozwój automatyzacji? Koszty związane z pracownikami są największe dla najmniejszych firm. To również one nie dysponują efektem skali ani kapitałem, czy jakimiś innymi zabezpieczeniami. W efekcie to właśnie w takie firmy uderza najmocniej gwałtowny wzrost płacy minimalnej. Ciężko jest twierdzić, że najmniejsze i najsłabsze firmy mają duży potencjał na nagłe wdrożenie automatyzacji czy kapitał na badania i rozwój. Tak więc im mniejsza i słabsza firma, tym bardziej uderzy w nią taka drastyczna podwyżka pensji minimalnej.

A więc w dyskusji musimy się zdecydować, które twierdzenie przyjąć: wzrost automatyzacji + wzrost bezrobocia, czy brak automatyzacji.

Jak inaczej osiągnąć cel? Alternatywa dla podwyżki pensji minimalnej

Wszystkie powyższe obserwacje powinny nasunąć podstawowy wniosek: tak wysoka podwyżka pensji minimalnej jest niezwykle ryzykowna. I nawet, jeśli nie będzie destrukcyjna dla całej gospodarki, to może być śmiertelna dla wielu drobnych firm oraz uciążliwa dla niektórych branż. To powinno prowadzić nas do podstawowego pytania: czy nie da się osiągnąć tego samego celu inaczej?

Szukając odpowiedzi, należy oczywiście zadać sobie pytanie o to „co ma być celem podwyżki pensji minimalnej?”. W tym celu warto udać się do Międzynarodowej Organizacji Pracy, która w 1928 roku usankcjonowała płacę minimalną. Uzasadniano ją trzema punktami:

  1. Ograniczeniem nadmierne eksploatacji robotników, zwłaszcza niewykształconych i nieposiadających kwalifikacji zawodowych.
  2. Zapewnieniem odpowiedniego poziomu życia osobom wykonującym prace najprostsze, a więc walka z ubóstwem.
  3. Wyeliminowanie pewnych form nieuczciwej konkurencji na rynku pracy (m.in. dyskryminacja kobiet, nieletnich, obcokrajowców).

Wobec tego można poszukać innych, mniej ryzykownych form wsparcia. Tu przychodzą mi do głowy trzy możliwości. Każda z nich może zostać wdrożona z osobna, lub też mogą zostać połączone.

Umiarkowane podnoszenie pensji minimalnej + bardzo wysoka kwota wolna od podatku.

Rozmawiając od pensji minimalnej warto powiedzieć sobie jedno: najsłabiej zarabiający są kolosalnie opodatkowani. To absolutna katastrofa, że państwo które wymaga od pracodawcy pensji minimalnej, automatycznie obciąża tegoż pracownika podatkami dochodowymi w wysokości… ok. 40%!

Pensja minimalna na poziomie 4000 zł bowiem, realnie jest zupełnie inna. Warto wiedzieć, że przy takiej pensji…

  1. Pracownik otrzymuje „na rękę” 2907
  2. Pracodawca płaci 4819 zł.

Tak więc, rząd de facto chce zmusić pracodawców do wypłacania prawie 5 000 zł co miesiąc, podczas gdy do pracownika dojdzie jedynie niespełna 3 000 zł!

A więc politycy ustalają, że godziwe minimum to X zł, po czym zabierają z niego 40%. To nie tylko niedorzeczne, ale i niemoralne.

Rozwiązaniem byłaby bardzo wysoka kwota wolna od podatku. Problemem jest to, że zadziałałby ona jedynie na podatek PIT, nie zaś na składki społeczne, które stanowią większość obciążeń. Dobrze byłoby więc pomyśleć poważnie nad przemodelowaniem systemu podatkowego, aby wszystkie składki połączyć z PITem. Tu z kolei dotykamy systemu emerytalnego, który wymaga głębokiej reformy. Pisałem o tym szerzej w tym artykule.

Co by jednak nie było, warto ustanowić kwotę wolną od podatku PIT nawet wtedy, gdy nie chcemy przemodelowania systemu podatkowego. W takiej sytuacji kwota wolna jako dwunastokrotność pensji minimalnej będzie pewnym konkretnym wsparciem dla osób, które chcą pracować i bogacić się same. Nie musimy wtedy jednocześnie wdrażać tak spektakularnej i ryzykownej zmiany w pensji minimalnej.

Obecne zmiany w pensji minimalnej + wsparcie dla małych firm.

Jak już zaznaczyłem wyżej, najbardziej obciążenia dotkną najmniejsze i najsłabsze firmy. W związku z tym rodzi się wniosek: istotna w podwyżce pensji minimalnej jest nie tylko sama podwyżka, ale również zmiany wprowadzone niejako równolegle do niej.

Jeśli rząd przemyślałby szereg zmian, które miałyby ulżyć działalność najmniejszym firmom, mogłaby je ta zmiana aż tak bardzo nie dotknąć. Co więcej, można zastanowić się nad mechanizmem zgodnie z którym najdrobniejsze firmy (do 9 osób) mają obowiązek płacenia pewnej części pensji minimalnej – np. 80%.

Tu jednak rodzą się pytania o to, czy nie wchodzimy zbyt mocno w tworzenie łat zamiast budowanie dobrego systemu.

Na koniec tego punktu warto powiedzieć o rozwiązaniu, które z całą pewnością zapewni większą stabilność fiskalną firm. Chodzi o ustalenie pensji minimalnej nie nominalnie, ale w korelacji – na przykład do średniej pensji z ubiegłego roku. Pozwoli to odpolitycznić temat najniższej ustawowej płacy. Zawsze zaś zmiany, na które politycy nie mają wpływu, pozwalają zachować pewien spokój ducha. Nawet, jeśli kierunek zmian nie będzie przyjmowany z zadowoleniem przez przedsiębiorców, to będą oni czuli się bezpieczniej znając potencjalne zmiany.

Pensje minimalne na poziomie województw

Ostatnia propozycja podchodzi od nieco innej strony do zagadnienia. Faktem na którym chcę ją oprzeć jest bardzo mocne zróżnicowanie średnich pensji w różnych miejscach w kraju. Pensja minimalna na poziomie 4800 zł kosztów pracodawcy zupełnie inaczej zostanie odebrana w bogatej Warszawie, a zupełnie inaczej odczują ją drobni przedsiębiorcy z okolic Lublina.

Dla jasności powiem, że w Województwie Lubelskim średnie wynagrodzenie w 2018 roku wyniosło 3800 zł brutto. Pensja minimalna na poziomie 4000 zł brutto byłaby więc ogromnym ciosem dla tamtejszej gospodarki.

Tu w naturalny sposób pojawia się pomysł, aby to władze województwa decydowały o pensji minimalnej. Miałoby to dwie zalety.

  1. Lepsze dostosowanie pensji minimalnej do danych realiów.
  2. Konkurencja między województwami. Musiałyby tak wymierzać, aby być konkurencyjne wobec innych zarówno jeśli chodzi o pracowników, jak i pracodawców.

Taka zmiana, to dodam zupełnie nawiasem, mogłaby być początkiem większej decentralizacji państwa polskiego i skierowania go w stronę rządu federalnego oraz województw z dużo większą niż obecnie ma to miejsce, możliwością inicjatywy, decyzyjności oraz autonomii.

Czemu rząd tak bardzo chce tej zmiany?

Mam szczerą nadzieję, że pokazałem obecnym artykułem złożoność zagadnienia drastycznej podwyżki płacy minimalnej. Choć nie da się prosto powiedzieć, że spowoduje ona jakieś określone skutki, to z całą pewnością można powiedzieć jedno: jest bardzo ryzykowna. Ma oczywiście pozytywne skutki, ale niesie ze sobą także sporo zagrożeń. Jednocześnie widać na horyzoncie alternatywy! Choćby takie, jak przytoczyłem nieco wyżej. Czemu więc rząd tak bardzo chce tej zmiany?

Obawiam się, że odpowiedzieć można na dwa sposoby:

  1. Najprostsza rzecz oczywiście, to kwestia propagandy. Wyższa pensja minimalna jest w wielu środowiskach bardzo chwytliwym hasłem. Jest dużo bardziej nastawione na błyski fleszy, niż wzrost kwoty wolnej od podatku. Co więcej – jest również w jakiś sposób pokazaniem, że rząd nie boi się pracodawców i pójdzie z nimi na wojnę, byle tylko pracownik zarabiał więcej. Oczywiście od tego „więcej” państwo od razu zabierze 40%, ale to inna para kaloszy.
  2. Drugi powód jest również dość prosty, jeśli spojrzymy na… opodatkowanie właśnie. Przecież, jeśli statystycznie nie spowodujemy dużego bezrobocia, to tak gwałtowny wzrost pensji minimalnej zapewni nam bardzo konkretny zastrzyk gotówki do państwowej kasy. Gdy nagle setki tysięcy/miliony osób zarabiają więcej, to i płacą więcej PIT.

Tak więc rząd postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony okazuje (pozorną) hojność i dbałość o pracownika, z drugiej zapewnia sobie przypływ gotówki do budżetu państwa. To wszystko – niestety – kosztem najmniejszych firm. Choć daleki jestem od potępiania w czambuł tej decyzji, to warto zdawać sobie sprawę, że daleka jest ona od szlachetnego, czy mądrego czynu.

Podsumowanie – wnioski z raportu

Mam szczerą nadzieję, że pierwszy na Blogu Republikańskim Raport Obywatelski skonstruowany został z możliwie wysoką rzetelnością. Choć mechanizm pensji minimalnej jest prosty, to jego skutki są tak złożone, że ciężko jest przewidzieć jak dokładnie zachowa się gospodarka. I chciałbym, aby to był główny wniosek płynący z tego materiału. Ekonomia jest niezwykle złożonym organizmem i zarówno spoglądanie w historię, jak i próba modelowania ciągów przyczynowo-skutkowych może dać ograniczone efekty. Zachowajmy to w naszych sercach i umysłach, gdyż pomoże to powściągnąć emocje w następnej internetowej (i nie tylko) dyskusji. To zaś pomoże prowadzić dojrzalszą dyskusję, która w efekcie doprowadzi do znacznie lepszych zmian.

Druga rzecz: drastyczny wzrost pensji minimalnej jest ryzykowny. Nawet, jeśli nie będzie skutkował wzrostem bezrobocia lub skokiem inflacji, to może przechylić model gospodarki w kierunku dużych i silnych firm. Te niestety wciąż w większości mają kapitał zagraniczny, wobec czego powinniśmy się głęboko zastanowić nad tym, czy powinniśmy dociążać małe firmy bardziej, niż wielkie korporacje.

I wreszcie trzeci wniosek – próby zbudowania większego kapitału u osób mniej zamożnych są godne pochwały. To w dużej mierze właśnie od rozmiarów sfery ubóstwa zależy, jak wygląda kraj. Warto jednak wzrost pensji minimalnej połączyć z odciążeniem podatkowym najuboższych. Obecnie państwo zabiera tym obywatelom ok. 40% przychodu, jaki wypracują. Poza zwiększaniem wymagań od pracodawców, warto również mniej zabierać tym, którzy zarabiają najsłabiej. Dodam tu dla jasności – wcale niekoniecznie kosztem zarabiających lepiej. To od tego jak silna jest klasa średnia w dużej mierze zależy siła narodu, kraju i państwa.

Dziękuję za przeczytanie Raportu Obywatelskiego o Pensji Minimalnej. Jego napisanie zajęło bardzo dużo czasu i pochłonęło niemało wysiłku. Wobec tego nie boję się prosić o odwiedziny Sklepu Republikańskiego – można tam znaleźć odpowiednie produkty i zaopatrując się w nie wesprzeć niezależne medium, jakim jest Blog Republikański.

Zostań na dłużej:


Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański

Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi


Marek Czuma
Autor Bloga Republikańskiego. Chrześcijanin, Polak, Łodzianin. Wierzy w ludzi i ich możliwości, kocha pomagać innym. Uważa, że człowiek wolny kształtuje siebie poprzez własne wybory oraz pracę. Poza tym fan Wiedźmina i CD Projektu - zarówno na giełdzie, jak i w działaniu.

2 thoughts on “Raport Obywatelski na temat płacy minimalnej

  1. Rządzący obecnie jedyną rzeczą jaką są zainteresowani to utrzymanie władzy za jakąkolwiek cenę. Myślę że żadna z tych dywagacji tutaj ich nie obchodzi. W perespektywie utraty władzy i bardzo realnej dla niektórych odsiadki, to jak się potoczą losy mikroprzedsiębiorców jest ostatnią rzeczą jaka ich interesuje.

    1. Nie pisałem tego materiału z troską o świadomość rządzących, ale raczej jako element debaty „na dole”. Mi osobiście zgłębienie tematu pokazało jak złożona to sprawa, sądzę że wielu czytelników również takiego czegoś chce i potrzebuje.

Pozostaw odpowiedź Marek Czuma Anuluj pisanie odpowiedzi

Top