Broń palna to jeden z najbardziej emocjonujących tematów. Przeważnie obraca się wokół najsilniejszych emocji, które narzucają ton rozmowy (czemu tak jest wyjaśniam w dalszej części artykułu). A szkoda, bo spokojne podejście do sprawy i rzeczowa dyskusja mogą doprowadzić do zaskakujących efektów, których nikt się nie spodziewa. Na przykład do tego, że między „zwolennikami szerszego dostępu” i „przeciwnikami” jest jakaś część wspólna. Na domiar wszystkiego może się okazać, że ta część wspólna nie jest wcale taka niewielka.
Dzisiejszy artykuł jest symulacją takiego podejścia. Staję tu w roli tzw. „Zwolennika dostępu do broni” i staram się pokazać, że wcale nie tak daleko mi do potencjalnego „przeciwnika”. Piszę te wyrażenia w cudzysłowach, ponieważ same w sobie przeważnie wcale nie są tymi, za które się podają.
Studium przypadku – historia Lidii
Aby było ciekawiej i bardziej autentycznie, posłużę się prawdziwą historią. Zdarzyła mi się kilka miesięcy temu i bardzo zmusiła do myślenia. Dziękuję z tego miejsca jej bohaterce – Lidii (imię zmienione na prośbę koleżanki) – za zgodę na publikację.
Sprawa miała się następująco: napisał do mnie mój przyjaciel, który widział się z Lidią dwa dni wcześniej i powiedział mi
„stary, szkoda że Cię ostatnio u nas nie było. Rozgorzała dyskusja na temat broni. I zasadniczo wszyscy siedli na Lidce, bo ona jest przeciwnikiem szerokiego dostępu do broni. Próbowałem jakoś na bieżąco tą dyskusję moderować, ale byłem miedzy młotem a kowadłem”.
Gdy tylko to usłyszałem, napisałem do Lidii tekst w stylu
„Hej! Słyszałem że ostatnio na posiadówie trochę na Ciebie natarli w kwestii broni. Przyjmij moje przeprosiny jako kogoś, kto w naszym środowisku kojarzony jest ze środowiskiem zwolenników liberalizacji. Chyba musimy nauczyć się rozmawiać”.
Po prostu wiem jak takie dyskusje często wyglądają, a jestem zdania, że ostatnie co pomoże komukolwiek, to okładanie się cepami. Lidia jako osoba kulturalna i subtelna przyjęła przeprosiny, ale zaraz potem wywiązała się między nami dyskusja.
Zaimponowało mi to, że ta wspaniała dziewczyna zaczęła od jednej rzeczy, od której prawie nikt nigdy nie zaczyna. Chodzi o fundamentalne pytanie, które pozwala podjąć rozmowę zmierzającą do jakiegoś szczęśliwego zakończenia.
„A czego w ogóle ty chcesz? Jakich zmian w prawie oczekujesz?”
Jeśli zaczniemy od tego pytania, może okazać się, że startujemy z innych punktów, niż nam się wydawało. A to oznacza, że przeprowadzimy kompletnie inną rozmowę, niż miałoby to miejsce bez tego doprecyzowania.
To prowadzi nas do kilku innych pytań, które powinny paść w rozmowie. I uwierz mi – jeśli w trudnych rozmowach będziemy je stosowali, to bardzo gruntownie zmienimy ich jakość.
- Czego właściwie chcesz? Do jakiego punktu dążysz?
- Do jakiego punktu NIE DĄŻYSZ, a o który mogą Cię posądzać inni?
- Dlaczego uważasz, że twoje stanowisko jest słuszne?
W rozmowie z Lidią wszystkie te pytania padły i to właśnie one doprowadziły nas do wspólnego stanowiska. Ona przedstawiła mi swoje obawy, ja część z nich rozwiałem. Mogło się tak stać jednak tylko dlatego, że oboje odrzuciliśmy emocje i rzetelnie szukaliśmy najlepszej drogi.
Do czego dąży środowisko strzeleckie?
To pierwsze pytanie, na które powinniśmy sobie odpowiedzieć. A powinniśmy to zrobić, bo może być zaskoczeniem dla wielu osób.
Otóż – w dużej mierze środowiska strzeleckie wcale nie chcą szalonej liberalizacji dostępu do broni palnej. Oczywiście środowisko nie jest monolitem i występuje tu wiele różnych frakcji i przekonań.
Większość z nas chce jednak… normalizacji prawa dostępu do broni palnej. I o to przede wszystkim chodzi.
Normalizacji, czyli odbiurokratyzowania całego procesu, uczynienia go mniej kosztownym oraz usunięcia absurdów. Na szczęście naczelny absurd związany z kwestią uznaniowości został kilka lat temu rozwiązany poprzez coś w rodzaju zbudowania „tylnej furtki” w postaci odpowiednich przepisów dla pozwoleń sportowych. Pozostaje jednak kwestia innych absurdów.
Na ten moment zapamiętajmy sobie jednak, że środowisko strzeleckie, które opowiada się „za bronią” oczekuje zmian normalizacji prawa, które pozwoli odpowiedzialnym i przeszkolonym obywatelom na dostęp do broni.

Do czego nie dąży środowisko strzeleckie?
Tu sprawa jest prosta. W dużej mierze środowisko strzeleckie nie chce pełnej liberalizacji. Wbrew temu co mówią polityczni przeciwnicy,nie chcemy aby broń była dostępna jak cukierki. Uważamy, że broń to bardzo duże zobowiązanie. Jej posiadanie wymaga systematycznych i zróżnicowanych treningów oraz ciągłej pracy nad sobą.
Oczywiście są wyjątki – należy do nich m.in. fundacja Ad Arma. Nie należy jednak brać takich głosów jako reprezentację całego środowiska.
Czemu uważamy, że to stanowisko jest słuszne?
Czas dać kilka argumentów za naszym podejściem. Nie chcę Cię na siłę przekonać, chcę tylko żebyś poznał je bez żadnego „filtra”.
Przede wszystkim – chcemy być bezpieczni i zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim. Bierzemy odpowiedzialność za swoje życie. Wiemy doskonale, że policja nie ma szans bronić wszystkich zawsze i wszędzie. Szanujemy jej rolę i doceniamy policjantów, ale nie możemy wymagać niestety od nich sztuki teleportacji.
Dlatego właśnie chcemy wydawać nasze pieniądze i poświęcać nasz czas na szkolenia, które pomogą nam ocalić to co najważniejsze – naszych bliskich.
Na to, że posiadając broń zyskujemy przewagę nad napastnikiem mamy liczne przykłady i dowody – tak empiryczne jak i naukowe. Więcej o tym możesz przeczytać w moim artykule o obronie osobistej z użyciem broni.
No dobrze, ale przecież większy dostęp do broni dla uczciwych, odpowiedzialnych obywateli, to większa szansa, że będą ją zdobywać bandyci i mafiozi? Co za tym idzie, zwiększa się szansa na masowe strzelaniny.
Nie do końca. „Źli goście” zawsze będą mieli broń ze źródeł nielegalnych. Nie kupują jej w utworzonym przez państwo systemie. Nabywają ją na czarnym rynku, który jest poza zasięgiem wzroku służb (przynajmniej w pewnej mierze).
Wiemy również doskonale, że cały przekaz o masowych strzelaninach jest bardzo mocno zmanipulowany. Więcej na ten temat można przeczytać w moim artykule o użyciu broni w defensywie (podlinkowany powyżej). Wspomnę tylko, że prawie 100% masowych strzelanin (tzw. „masakr”) odbywa się w miejscach, w których nikt nie może mieć broni. To GFZ (gun free zone – strefa wolna od broni), czyli obszary na których państwo zakazuje wnoszenia broni palnej. To oczywiście dotyczy jedynie uczciwych obywateli, bo przecież bandyta czy psychopata z karabinem nie będą zważali na to, czy jakiś zakaz jest czy go nie ma. Doprowadza to do chorej sytuacji, w której posłuszni państwu obywatele stają się kompletnie bezbronni wobec napastników.
Ponadto, wielokrotnie przeciwnicy JAKIEGOKOLWIEK dostępu do broni przekłamują temat strzelanin w szkołach lub manipulują liczbami.
Szczytem wszystkiego było badanie Departamentu Edukacji Stanów Zjednoczonych. Zweryfikowano aż 235 szkolnych strzelanin. Na szczęście weryfikacją tego dzieła zajęli się dziennikarze Narodowego Radia Publicznego (NPR – National Public Radio). Po 3 miesiącach dzwonienia i weryfikowania, udało się potwierdzić… 11 strzelanin. 11 z 235!
Co się stało z pozostałymi?
- W jednym z okręgów prawdopodobnie pomylono „strzelaninę” z… zapytaniem o posiadanie noża lub broni palnej. Rubryki na formularzu były blisko siebie.
- Innym razem prawdopodobnie pod „strzelaninę” podciągnięto wymachiwanie nożyczkami.
- W Redan w Georgii do „szkolnej strzelaniny” zakwalifikowano… zabawę rewolwerem na kapiszony.
Jak widać kreatywność jest całkiem spora. Albo urzędnicy przeprowadzający badania byli po prostu bardzo niekompetentni, albo robili to z premedytacją, aby przygotować źródło pod medialną nagonkę na zwolenników szerszego dostępu do broni palnej. Wolałbym wierzyć w tą pierwszą opcję.
Na temat manipulowania będzie niżej. Tymczasem przejdźmy do najbardziej newralgicznej kwestii.
Co naprawdę należy zmienić?
Wyżej napisałem, że nie trzeba bardzo drastycznie zmieniać obecnego prawa odnośnie pozwoleń. Jest jednak w naszym prawie jedna rzecz, która jest elementem barbarzyńskim. Tą jedną rzecz trzeba zmienić jak najszybciej, bo w stawia kata nad ofiarą.
Mowa tu oczywiście o tzw. obronie koniecznej. To nowotwór, który trzeba wyciąć.
Na czym to polega? Zasada – jak to zwykle bywa – w teorii brzmi słusznie. Chodzi o to, że jeśli ktoś mnie na ulicy kopnie w pośladki, to nie powinienem z tego powodu odpowiadać serią z karabinka AR-15. Po prostu są pewne granice obrony koniecznej i trzeba zastosować odpowiednie środki do odpowiedniej sytuacji/napaści.
W praktyce jednak często trudno taką granicę wyznaczyć, a polscy sędziowie opowiadają się po stronie napastnika. To prowadzi do sytuacji zastraszenia zwykłych obywateli przed samoobroną.
Czemu to takie chore? Ano dlatego, że prawo usiłuje tu zrównać napastnika i ofiarę. Mówi, że jeśli bandyta włamuje się do domu z nożem, to ja nie mam prawa wyciągnąć pistoletu. Problem polega na tym, że napastnik niemal zawsze ma przewagę z samego faktu, że to on atakuje! Napastnik wykorzystuje element zaskoczenia, odpowiednie przygotowanie psychiczne i broń. Jeśli ofiara ma mieć jakąkolwiek możliwość podjęcia walki, to musi dysponować dużo poważniejszymi środkami obrony i nie wolno w świetle prawa ich zrównywać.
Nie jestem niestety prawnikiem, więc nie mam bladego pojęcia, czy istnieje odpowiednia alternatywa dla obrony koniecznej w obecnym kształcie. Wiem jednak, że jeśli tak jest, to trzeba jak najszybciej ją wdrożyć. Jeśli natomiast nie istnieje, koniecznym jest usunąć jakiekolwiek wzmianki o porównywaniu możliwości napastnika i ofiary. Po prostu – jeśli do mojego domu wchodzi mężczyzna w kominiarce z pałką teleskopową w ręce, to sam podejmuje ryzyko napotkania dużo silniejszego przeciwnika, który wyceluje do niego z glocka i bez skrupułów strzeli kilka razy – nawet, gdy ten się będzie wycofywać. Jeśli myślimy o jakimkolwiek państwie sprawiedliwości, to powinniśmy zacząć od usunięcia przepisów, które stawiają ofiarę niżej, niż kata.
Jak manipulują nami środowiska „lewicowe”?
A teraz obiecane kilka słów o tym, jak do „debaty” o broni podchodzi tzw. lewa strona. Moim skromnym zdaniem sprawa jest wstrząsająca i wymaga odpowiedniego nagłośnienia.
W USA jedną z bardziej wpływowych osób jest Michael Bloomberg – założyciel agencji Bloomberg, były burmistrz Nowego Jorku. Pech chciał, że jest on zaciekłym przeciwnikiem jakiegokolwiek dostępu do broni. Oczywiście mówi o „powszechnym dostępie”, ale jego wszystkie działania jasno zmierzają do prawnego wyeliminowania możliwości jakiegokolwiek dostępu dla zwykłych obywateli. Ciekawe swoją drogą, że ten zaciekły demokrata jawnie sprzeciwia się drugiej poprawce konstytucji.
Kilka lat temu Pan Bloomberg założył organizację, która ma usunąć jakiekolwiek drogi dostępu do broni palnej dla zwykłych obywateli. Systematycznie przeznacza na ten cel grube miliony dolarów. Chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na jego dokument do całej organizacji oraz zaprzyjaźnionych mediów. Dokument, który w mojej opinii ocieka skandalem. Skandalem, za który nikt nie został odpowiedzialny.
Pozwolę sobie zacytować tu jeden fragment (zrobiłem to również w poprzednim artykule), który jakże się wpasowuje w to jak postępują media głównego nurtu nie tylko w USA ale i na całym świecie.
„Powinniśmy polegać na kipiącym od emocji języku, dosadnych obrazach i uczuciach, które przywołują wspomnienia okropieństw związanych z bronią. (…) Debata na temat dostępu do broni palnej w Ameryce jest cyklicznie akcentowana przez głośne masakry takie jak Columbine, Virginia Tech, Aurora, Tucson czy zabójstwo Trayvona Martina. Kiedy incydenty tego typu przyciągają uwagę opinii publicznej, tworzy się niepowtarzalna okazja do artykulacji naszych poglądów. (…) Prawda jest taka, że najlepszym czasem do zakomunikowania naszego przekazu są te momenty, gdy obawy i emocje wśród ludzi znajdują się w swoim szczytowym punkcie.”
Oraz dwa punkty dotyczące tego co robić, aby z powodzeniem szerzyć anty-broniowe poglądy.
- opowiadaj historie pełne żywych emocji, przywołuj mocne i dosadne obrazy
- operuj wizerunkiem karabinów wojskowych, broni maszynowej oraz pokazuj zdjęcia z miejsc zbrodni i rodzin w żałobie po stracie bliskiej osoby
Takie postawienie sprawy jest jak naplucie w twarz czytelnikom oraz – co jest zdecydowanie gorsze – ofiarom tragedii.
Niestety, świat nie jest idealnym, pokojowym miejscem. I powinniśmy razem zastanawiać się co zrobić, żeby móc zagwarantować sobie i swoim bliskim maksimum bezpieczeństwa. Z pewnością sposobem na to nie jest obrzydzanie broni zwyczajnym obywatelom wykorzystując do tego tragedie ludzie. Bandyci i terroryści niestety nie zmienią podejścia.
Podsumowanie
Podsumujmy więc. Zakładam, że nie chcesz, aby broń można było kupić na stacji benzynowej. Ja też tego nie chcę. Ani ja, ani większość osób jakie znam ze środowiska strzeleckiego. I jeśli kolejny raz usłyszysz w mediach polityków lub dziennikarzy, którzy oskarżają przeciwną stronę o to, że „chcą dać broń wszystkim”, uważaj. Nie mówię, że nigdy taka sytuacja nie może mieć miejsca, ale podejdź do sprawy ostrożnie i zbadaj projekt ustawy. Przeważnie będą to bowiem próby normalizacji prawa, a nie szalonej liberalizacji.
Na koniec chciałbym zaprosić Cię do Sklepiku. Możesz w nim kupić m.in. kubki takie jak na zdjęciu poniżej. Znajdziesz jednak oczywiście wiele innych, równie cennych i wartościowych rzeczy;-)
Źródła:
- Badanie Departamentu Edukacji
- Audycja NPR
- UOBiA
Zapisz się na newsletter:
Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański
Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi
Mega rzeczowy artykuł z świetnymi przykładami, gdyby wszyscy przykładali się do tak dociekliwego wyszukania informacji na temat broni, jej użycia i ogólnego bezpieczeństwa, myślę że szybciej ludzie doszliby do porozumienia. Brawo.
Dzięki wielkie Nanda! Bardzo miło mi to czytać;-)
Konkretnie i w punkt!
Dziękuję serdecznie, zachęcam do podawania dalej – tylko poprzez taką symboliczną „rękę” wyciągniętą do innych możemy budować drowe podejście do broni;-)
Są w tym wszystkim wady i zalety – wiadomo dostęp zwiększy zagrożenie osób które nie posiadają broni, nie będą pewne czy komuś coś nie odwali. Z drugie strony zwiększy się bezpieczeństwo bo osoby będą same mogły bronic sie w sytuacjach ekstremalnych. Tylko co jak osoba z bronią źle odbierze intencje innej osoby i wyciągnie bron?