
Finanse państwa po „covidowych tarczach” są w opłakanym stanie. Nie było to ciężkie do przewidzenia, a zapewne będzie jeszcze gorzej. Ze stron rządowo-parlamentarnych coraz więcej słychać głosów, że nieuchronnie należy więc ratować budżet. Jak? Oczywiście – podnosząc podatki i wprowadzając nowe.
Podatkami w gospodarkę
Przed nami cała paleta podatkowych możliwości. Począwszy od opodatkowania CITem spółek komandytowych (co spowoduje, że będą one opodatkowane podwójnie!), przez ozusowanie umów zleceń, skończywszy na… tak, na manipulacji tzw. daniną solidarnościową. To 4% podatek nakładany na osoby, które zarabiają powyżej miliona zł. Przeszła bez większego echa, ponieważ dotyka jedynie nielicznych, „siedzących na olimpie”. Niech więc oddadzą – szczególnie, że Premier Morawiecki sprytnie przeznaczył te pieniądze na fundusz solidarnościowy, pieniądze zarezerwowane na pomoc niepełnosprawnym. Szlachetnie, prawda?
Gdy tylko na początku 2019 roku wchodziła w życie danina solidarnościowa, od razu poruszyłem kilka problemów które się z nią wiążą.
- DUŻO trudniej jest nowy podatek wdrożyć, niż nim manipulować. Ani się obejrzymy, jak wcale nie będą nim objęci jedynie najbogatsi.
- Daleko posuniętą manipulacją jest wprowadzanie „daniny solidarnościowej” – ze strony PiS spotykamy się z narracją, jakoby obecne rządy znaczone były pro-rynkowymi reformami i obniżkami podatków. Fakt – podatki rzadko podnoszą. Znacznie częściej za to Rządzący wprowadzają „daniny” i „opłaty”. Problem polega na tym, że z punktu widzenia obywatela nie ma tu żadnej różnicy.
- Wprowadzanie realnego trzeciego progu w ten sposób to ABSURD. Mamy jeden z najgorszych systemów podatkowych na świecie. Zamiast go upraszczać, dodatkowo jeszcze go gmatwamy. Z racji, że wprowadzenie 3 progu dochodowego spotkałoby się z oporami, komplikujemy prawo podatkowe jeszcze bardziej wprowadzając go „tylnymi drzwiami”. Być może to droga do politycznego kapitału, z całą pewnością nie jest to jednak droga do bogacenia się społeczeństwa.
Proszę bardzo, nie minęły dwa lata, a dowiedzieliśmy się o dwóch ciekawych rzeczach:
- Pieniądze z „daniny solidarnościowej” przestały być skierowane wyłącznie dla niepełnosprawnych. Rząd w obliczu problemów budżetowych zdecydował się sięgnąć do funduszu i z jego pieniędzy opłacić 13. emerytury. Po raz kolejny bieżące zaspokojenie poparcia wzięło górę nad systemowym rozwiązaniem – i to zaproponowanym niespełna rok wcześniej!
- Jak donosi DGP, rozważane jest podniesienie daniny z 4% do 8% oraz… obniżenie progu do 250 000 zł.
Warto tutaj dodać jedną rzecz. Drugi próg podatkowy wynosi 85 528 zł od… ponad 11 lat! Te pieniądze miały wtedy znacznie wyższą wartość. Jeśli realnie chcemy dać ludziom zarabiać, powinniśmy podnieść ten próg przynajmniej do 150 – 200 tysięcy zł. Tymczasem dyskutowana jest opcja, aby jeszcze więcej (i to o 8 pkt proc!) płacili ludzie, którzy osiągają 250 000 zł. Nawet na działalności gospodarczej!
To obłęd.
Zaprzepaścimy szansę?
Świat, który wyłoni się po covidowej zawierusze, będzie światem w gruzach. To oznacza, że stoi przed nami niepowtarzalna szansa na wybicie się w światowej drabinie. Nie zrobimy tego jednak, jeśli nasza polityka podatkowa będzie wyciskać każdy możliwy grosz z obywateli starających się wybić.
Oczywiście długi muszą być spłacane, a budżet powinien się spinać – nawołuję do tego od kiedy rozpocząłem prowadzenie tego bloga. Jak to zatem zrobić, skoro skądś pieniądze trzeba wziąć?
Inny model państwa
Być może powinnismy przemyśleć wprowadzenie zupełnie innego modelu państwa oraz gospodarki. Jeszcze nie jesteśmy zupełnie rozleniwionym społeczeństwem, jeszcze mamy szanse udźwignąć ciężar jaki na nas spoczywa i wyrwać spory kawałek światowego tortu. To wymaga jednak zmiany podejścia do życia, a także zmiany oczekiwań względem państwa.
Być może powinniśmy dążyć do państwa, które jest znacznie, znacznie mniejsze. Mniejsze, ale swoje obowiązki traktuje serio i wypełnia je z całkowitą powagą. To model państwa chudszego, z mniejszą liczbą urzędników i spraw jakimi się zajmują. Jednocześnie państwo, które nie jest „tekturowe”, gdzie urzędnicy na każdym szczeblu zarabiają godnie i zajmują się realnymi problemami oraz sprawami, których nie może wypełnić sektor prywatny.
Nie proponuję w tym miejscu „państwa minimum” znanego z liberalizmu klasycznego. Z całą pewnością państwo dzisiaj musi być większe, bo wymagania które narzuca nam rzeczywistość są znacznie większe. Nie musi być to jednak państwo, które dąży za wszelką cenę do uczestnictwa w każdym aspekcie życia. Państwo, które mądrze kooperuje z sektorem prywatnym oraz – co bardzo istotne – daje obywatelom swobodę inicjatywy i nie wyciska z nich ostatniego grosza.
Odrzucić należy wizje niektórych marzycieli o tym, że geopolityka nie istnieje, a rząd ma jedynie administrować. Z drugiej strony jednak odrzucić należy dominujące dziś przekonanie, że państwo powinno być wszechobecne. Wielkie molochy z reguły nie są wydajne. Z aparatem państwowym jest nie inaczej. Być może dlatego USA posiada „szczuplejszy” gabinet, niż Rząd RP.
Państwo może być silne. Państwo może (i powinno!) kreować ambitne wizje – m.in. w geostrategii. Nie powinno jednak być przerośnięte. Niech wykonuje swoje zadania na najwyższym poziomie tam, gdzie jest niezbędne. Cała reszta może być zrobiona przez sektor prywatny. Zarówno przez oddolną inicjatywę, jak i w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego.
Nie ukrywam, że przydałby się tutaj także system prezydencki. To jednak temat na inny artykuł czy dyskusję. Grunt, żebyśmy nie zmarnotrawili szansy jaka przed nami stoi.
Zmiana mentalności
Oczywiście w takim modelu także i my – obywatele – powinniśmy wymagać od siebie znacznie więcej i nie zrzucać odpowiedzialności na państwo. Nie wymagać bonów, dotacji i innych rodzajów „rozpieszczania”. Stoimy przed historyczną szansą – bierzmy się więc wspólnie do ciężkiej, mądrej i długofalowej pracy. Najlepiej możliwie wspólnie. Gdy to się stanie, znacznie bliżej będziemy naszego „polskiego snu o potędze”. Nie tego, w którym to olbrzymi państwowy moloch jest wszechobecny, ale tego, w którym jako kraj znaczymy dużo więcej.
Rządzący zaś, niech grają z nami do jednej bramki. Nie można dawać hojnych dotacji jedną ręką, a wyciskać portfeli drugą. Naszą rolą jest aby pilnować polityków, gdy chcą oni wprowadzać głupie i szkodliwe zmiany.
Świat się dziś trzęsie u swoich fundamentów – możemy wyjść z tej zawieruchy znacznie silniejsi. Nie zmarnujmy wielkiej szansy. Stańmy do tego wyścigu razem.
Na koniec dodam jeszcze, że jednym ze sposobów na obniżkę podatków jest odkładanie na emeryturę w systemie IKE/IKZE. Więcej o tym przeczytasz tutaj.
Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański
Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi
Ja tylko przypomnę że sam przyczyniłeś się (choćby nawet i w niewielkim stopniu) do wygranej tej opcji politycznej
Możesz rozwinąć myśl:-). Nie wiem czy zauważyłeś/aś, ale BR nie jest przybudówką jednej czy drugiej partii. Jeśli jest przeciw czemuś, to w pierwszym rzędzie przeciw myśleniu plemiennemu. Podobny wydźwięk ma ten artykuł. A że jest tu nieco cierpkich słów na temat obecnej partii rządzącej? Cóż… nie łudzę się, że gdyby główna partia opozycyjna była u sterów, to ona byłaby głównym bohaterem obecnego artykułu. Obawiam się nawet, że musiałoby się tych słów znaleźć nieco więcej.
Mówię o dawnej partii Gowina (Polska Razem, która płynnie została przekształcona w Porozumienie).
Moim zdaniem jest to ewidentna przybudówka PiSu („głosowałem, ale się nie cieszyłem”).
Ostatnie działania Gowina (dość chaotyczne) wcale nie pokazują na próbę sprzeciwu wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, ale bardziej na „badanie gruntu”, na ile jest popyt na partię o poglądach PiSowskich, ale niebędącą PiSem
Jak dobrze pamiętam, to PR miało mieć dyscyplinę w sprawach gospodarczych, pozostawiając sprawy światopoglądowe własnej decyzji posłów.. Obecnie moim zdaniem jest zupełnie na odwrót.
Nie wiem co nazywasz „myśleniem plemiennym”, ale z Twoich wypowiedzi wnioskuję, że jesteś zwolennikiem amerykańskiego systemu politycznego – 2 partyjnego. W praktyce oznacza to podział na centro-prawicę i centro-lewicę (a odrzucenie skrajności w obu stron – moim zdaniem słusznie). Gdzie tutaj jest Gowin myślę że wiesz 😉
Jeśli umknęło uwadze, to przypominam, że nie jestem członkiem partii od kilku lat. Czemu – można znaleźć na tym blogu – m.in. chodziło właśnie o sojusz z PiS. Mimo to, po latach przyznaję, że dobrze się stało, że Gowinowcy są w rządzie. Są hamulcem wielu debilnych pomysłów i inicjatorem wielu dobrych, za które rząd PiS może być pochwalony. Im więcej Gowina a mniej Ziobry, tym lepiej dla Polski:-).
Co do systemu amerykańskiego – nie można słowa „partia” przenosić z tamtejszego ustroju do naszego. To dwa różne byty. Ja bym się raczej odnalazł prędzej w tym amerykańskim;-). Tak czy inaczej, ludzie z Porozumienia zdecydowanie wpasowaliby się oczywiście w Partię Republikańską. Podobnie jak ja.
Niestety nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że tamten system odrzuca skrajności. Są one – np. w formie Tea Party u Republikanów, lub też Pani AOC u Demokratów (a robi Ona zawrotną karierę!). Mówiąc o plemiennym spojrzeniu mówiłem o podziale na obozy i zamknięciu się na fakty, w połączeniu z nienawiścią do ludzi, którzy reprezentują alternatywne plemie. Jeśli o mnie chodzi – jestem z dala od tego. Nie ziębi mnie ani nie parzy pochwalenie tych samych ludzi, których krytykowałem wypowiedź wcześniej. Niezależnie od tego z którego są obozu.