Marek Czuma – Blog Republikański http://marekczuma.pl Wartościowe miejsce w Internecie - prosto z Łodzi Wed, 05 Feb 2020 06:17:14 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.13 O nierównościach społecznych z „trzeciej strony” [podcast] http://marekczuma.pl/2020/02/05/o-nierownosciach-spolecznych-trzeciej-strony-2/ http://marekczuma.pl/2020/02/05/o-nierownosciach-spolecznych-trzeciej-strony-2/#respond Wed, 05 Feb 2020 06:08:25 +0000 http://marekczuma.pl/?p=2060 Nierówności społeczne to oczywiście niezwykle istotny, ale również (niestety) zbanalizowany temat. W podcaście pokazuję problemy i błędy, które przewijają się nieustannie w debacie publicznej w tym kontekście. Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie. Wersja pisana do przeczytania tutaj....

Artykuł O nierównościach społecznych z „trzeciej strony” [podcast] pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
Nierówności społeczne to oczywiście niezwykle istotny, ale również (niestety) zbanalizowany temat. W podcaście pokazuję problemy i błędy, które przewijają się nieustannie w debacie publicznej w tym kontekście.


Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie.


Wersja pisana do przeczytania tutaj. Chciałbym jednak zaznaczyć, że podcast jest „ekstra”, ponieważ wiąże się z dodatkowym wstępem oraz z kilkoma wstawkami w środku.

Chciałbym poprosić o feedback i reakcję. Podcasty dopiero zaczynam, eksperymentuję więc z różnymi rzeczami. Choć dokładam starań, aby słuchało się jak najlepiej, to zdaję sobie sprawę, że różne niedoskonałości istnieją. Będę absolutnie szczęśliwy, jeśli o nich usłyszę.

Będę oczywiście również bardzo szczęśliwy, jeśli dasz łapkę w górę oraz zasubskrybujesz mój kanał na Youtube. W ten sposób dowiesz się o kolejnych wartościowych podcastach;-).

Wspomniany w podcaście kursbook „Jak się ogarnąć finansowo?” można znaleźć tutaj.

Zostań na dłużej:


Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański

Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi


Artykuł O nierównościach społecznych z „trzeciej strony” [podcast] pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
http://marekczuma.pl/2020/02/05/o-nierownosciach-spolecznych-trzeciej-strony-2/feed/ 0
Podwyżka pensji minimalnej – czy grozi nam bezrobocie? [Podcast] http://marekczuma.pl/2020/01/29/podwyzka-pensji-minimalnej-grozi-nam-bezrobocie-podcast/ http://marekczuma.pl/2020/01/29/podwyzka-pensji-minimalnej-grozi-nam-bezrobocie-podcast/#comments Wed, 29 Jan 2020 07:10:24 +0000 http://marekczuma.pl/?p=2054 Nowy rok to nowe decyzje o poszerzeniu działalności Bloga Republikańskiego. Jedną z nich jest wejście w sferę podcastów. Od tego momentu niektóre artykuły będą zyskiwały również swoją wersję audio odczytywaną osobiście przeze mnie;-). Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w...

Artykuł Podwyżka pensji minimalnej – czy grozi nam bezrobocie? [Podcast] pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
Nowy rok to nowe decyzje o poszerzeniu działalności Bloga Republikańskiego. Jedną z nich jest wejście w sferę podcastów. Od tego momentu niektóre artykuły będą zyskiwały również swoją wersję audio odczytywaną osobiście przeze mnie;-).


Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie.


Na pierwszy ogień idzie artykuł o podwyżce pensji minimalnej w kontekście bezrobocia. Mam nadzieję, że się spodoba, a przede wszystkim – że umożliwi zapoznanie się z treściami osobom, które nie mają czasu czytać artykułów.

Z racji, że to pierwszy podcast, traktuję go jako poligon doświadczalny. W związku z tym będę wdzięczny za każdą konstruktywną uwagę. Chcę poznać Twoją opinię, a najlepiej również i radę w kontekście poprawy.

Zostań na dłużej:


Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański

Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi


Artykuł Podwyżka pensji minimalnej – czy grozi nam bezrobocie? [Podcast] pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
http://marekczuma.pl/2020/01/29/podwyzka-pensji-minimalnej-grozi-nam-bezrobocie-podcast/feed/ 1
CD Projekt urósł ponad 20 000%? To nie prawda, choć i tak jest rewelacyjny. http://marekczuma.pl/2020/01/07/cd-projekt-urosl-ponad-20-000-prawda-choc-rewelacyjny/ http://marekczuma.pl/2020/01/07/cd-projekt-urosl-ponad-20-000-prawda-choc-rewelacyjny/#respond Tue, 07 Jan 2020 10:52:32 +0000 http://marekczuma.pl/?p=2038 Koniec ubiegłego roku to czas wyjątkowych podsumowań. Można było bowiem spojrzeć nie tylko na poprzednie 365 dni, ale także na cala dekadę. W związku z tym polski świat inwestorów obiegła niezwykła wiadomość: CD Projekt zanotował monstrualny wzrost rzędu ponad 20 000%! Wiadomość o tyle zapierająca dech w piersiach, co rownież niestety nie do końca prawdziwa....

Artykuł CD Projekt urósł ponad 20 000%? To nie prawda, choć i tak jest rewelacyjny. pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
Koniec ubiegłego roku to czas wyjątkowych podsumowań. Można było bowiem spojrzeć nie tylko na poprzednie 365 dni, ale także na cala dekadę. W związku z tym polski świat inwestorów obiegła niezwykła wiadomość: CD Projekt zanotował monstrualny wzrost rzędu ponad 20 000%!

Wiadomość o tyle zapierająca dech w piersiach, co rownież niestety nie do końca prawdziwa. Nie do końca, nie jest bowiem wynikiem kłamstwa, a pewnego dość złośliwego błędu. Ale po kolei.


Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie.


Najwiekszy wzrost dekady – czyli co mówią media?

W związku z końcem dekady, Bloomberg – jedna z najbardziej szanowanych agencji biznesowych na świecie – zauważył, że najlepszą inwestycją w Europie w tym czasie była nasza rodzima firma, CD Projekt. Jak zostało zaobserwowane, wzrost wynosił nawet 21 000 %.

Przeciętny czytelnik ma wszelkie prawo uważać tą informację za wiarygodną i godną podziwu. W końcu powtarzały to naprawdę znane tytuły prasowe. Wymienię tu tylko kilka: Business Insider, Parkiet.com, Strefa Inwestorów, czy już nie do końca finansowe, jak Antyweb.

Co prawda niektóre mówią o 18 000 %, inne o 21 000 %. Wszystko zależy jednak od momentu w którym pisane były artykuły (kurs CD Projektu bił rekordy aż do sylwestra).

I faktycznie, jeśli spojrzymy metodą bardzo prostego przeliczania, to wszystko się zgadza. Jeśli weźmiemy pierwszy kurs z 2010 roku spółki oznaczanej na GPW jako CDR i zestawimy to z ostatnim w 2019 roku, wzrost jest nieprawdopodobny. Cena wahała się gdzieś w okolicach 1,30zł. Jeśli przemnożymy to przez 210, wychodzi nam 273, a więc wszystko mniej więcej się zgadza.

Jak jest naprawdę?

A jednak sprawa jest bardziej skomplikowana. Wszystko przez nietypowy sposób, w jaki CD Projekt znalazł się na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Normalnie odbywa się to przez IPO, z czym wiążą się złożone procedury i dużo papierkowej roboty. Polski producent gier postanowił, że na na rynek giełdowy dostanie się innym sposobem, na skróty. Wszyscy znamy historię Optimusa – legendy polskiej przedsiębiorczości. Pod koniec swojej działalności nie przypominała już siebie samej z czasu swojej świetności. CD Projekt postanowił zaoferować pewien ciekawy zabieg – Optimus kupi CD Projekt, przez co firma ta stanie się większością działalności Optimusa i w efekcie to CD Projekt wchłonie Optimusa. Końcem końców CD Projekt wejdzie na giełdę zastępując Optimusa. Oczywiście kosztem takich skrótów jest również przejęcie wszystkich długów firmy, to jednak najwyraźniej nie było aż tak problematyczne dla decydentów CDP.

No dobrze, ale jak to się ma do naszego problemu? Otóż formalne przejęcie CDP Investment przez Optimusa nastąpiło 3 stycznia 2011, kiedy kurs wynosił 3.08 zł. 25 lipca 2011 roku spółka zmieniła nazwę na CD Projekt Red SA (kurs: 7.06 zł).

Tak więc inwestowanie na giełdzie w CD Projekt możemy uznać od jednego z tych dwóch momentów. Daje to do końca 2019 roku wzrost od ~3900% do ~8900%. Jest to oczywiście wzrost imponujący, jednak daleko mniejszy niż powszechnie powtarzany (~20 000%).

Podsumujmy więc: CD Projekt wszedł na giełdę w wyniku przejęcia przez już funkcjonującą wcześniej spółkę (Optimus SA). Pozwala to sprawdzić kurs przed 2011 rokiem, jednak nie jest to kurs CD Projektu sensu stricto i to nie działalność tej spółki, tej branży i tych osób doprowadziła obecny CD Projekt do tak olbrzymich wzrostów.

Błąd ten oczywiście łatwo popełnić, jeśli badamy spółki w zautomatyzowany sposób – po prostu biorąc pierwszy i ostatni dzień notowań i zestawiając je ze sobą. Problem polega na tym, że porównań tych dokonywali analitycy z renomowanych tytułów i powinni prześwietlić przynajmniej te spółki, które w wyniku autymatycznych operacji okazały się wygrane. Lekcja z tego na dziś: swoją robotę wykonujmy tak solidnie, jak tylko jest to możliwe i nie ufajmy bezrefleksyjnie żadnej informacji, nawet z najbardziej zaufanych źródeł.

Czy to cokolwiek zmienia?

Powyżej pokazałem problem bezrefleksyjnego powielania informacji przez dziennikarzy. Jednak – co należy zauważyć – chociaż CD Projekt nie zanotował tak ogromnego wzrostu, to trzeba jednoznacznie stwierdzić, ze cały czas jest spółka wybitna. Nie tylko na polskiej giełdzie, ale – co ważniejsze – przede wszystkim w biznesie.

Jest typowym przykładem firmy garażowej, której twórcy dorobili się dzięki pracy I pomysłowości. Mimo, ze w kraju dopiero kładli fundamenty pod rynek gier, byli w stanie stworzyć 3 duże, rewelacyjne produkcje chwalone na całym świecie. Teraz zaś wypromowali swój najnowszy tytuł przedpremierowo do monstrualnych rozmiarów.

Wszystko to odbywało się – co warto podkreślić I nasladować – daleko od stylu rozwoju znanego z doliny krzemowej. Stylu opartego na pompowaniu wyceny bez troski o rentowność czy inne tego typu „drobiazgi”. CD Projekt szedł po wielkość dzięki konserwatywnym zasadom biznesowym. Systematycznie spłacał zadłużenie, dbał o zyski, markę, wiarygodność I – przede wszystkim – o najwyższą jakość swoich produktów. Popełniał błędy, ale potrafił je w mozolny sposób naprawiać (patrz: Gwint). Takie podejście powinno być chwalone daleko bardziej, niż wzrost wycen, ponieważ buduje realną, silną wartość.

Więcej naturalnego, konserwatywnego spojrzenia dostaniesz w moim kursbooku „Jak się ogarnąć finansowo?. Opisuję tam w przystępny sposób jak od 0 zbudować swój silny system finansów osobistych. Bez magicznych tricków i chodzenia na skróty. Od zmiany myślenia, przez oszczędzanie po inwestowanie. Na ten moment 100% zadowolonych czytelników;-)

Zostań na dłużej:


Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański

Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi


Artykuł CD Projekt urósł ponad 20 000%? To nie prawda, choć i tak jest rewelacyjny. pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
http://marekczuma.pl/2020/01/07/cd-projekt-urosl-ponad-20-000-prawda-choc-rewelacyjny/feed/ 0
5 republikańskich życzeń dla nowego rządu http://marekczuma.pl/2019/12/02/5-republikanskich-zyczen-dla-nowego-rzadu/ http://marekczuma.pl/2019/12/02/5-republikanskich-zyczen-dla-nowego-rzadu/#respond Mon, 02 Dec 2019 10:39:08 +0000 http://marekczuma.pl/?p=2024 Świeżo po wyborach pogratulowałem prawie wszystkim partiom znakomitych wyników. Warto jednak pamiętać, że wybory wygrała jedna partia i że to PiS będzie rządził samodzielnie. Nowemu-staremu premierowi gratuluję przedłużenia mandatu. W ramach swojego obywatelskiego i republikańskiego poczucia obowiązku, postanowiłem na początku tej kadencji napisać kilka życzeń-rad dla rozpoczynającego swoje rządy gabinetu. Rady te są jednocześnie życzeniami,...

Artykuł 5 republikańskich życzeń dla nowego rządu pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
Świeżo po wyborach pogratulowałem prawie wszystkim partiom znakomitych wyników. Warto jednak pamiętać, że wybory wygrała jedna partia i że to PiS będzie rządził samodzielnie. Nowemu-staremu premierowi gratuluję przedłużenia mandatu. W ramach swojego obywatelskiego i republikańskiego poczucia obowiązku, postanowiłem na początku tej kadencji napisać kilka życzeń-rad dla rozpoczynającego swoje rządy gabinetu. Rady te są jednocześnie życzeniami, ponieważ poza interesem kraju, skupiłem się też na tym, aby po ich zrealizowaniu partia rządząca zdobyła zdecydowaną, mocno zacementowaną przewagę nad jakimkolwiek konkurentem politycznym – ot, taka próba wyjścia poza moje idealistyczne podejście. Wspomnę jeszcze, że rady te zostały częściowo wypracowane razem z czytelnikami Bloga Republikańskiego. Do dzieła!


Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie.


Co zrobić, by wejść na wyższy poziom?

Zanim przejdę do punktów, chciałbym opisać bardziej globalnie cały zamysł. Otóż, najpierw fakty. Rządowi w ubiegłej kadencji udało się zbudować nowy, dużo bardziej hojny system socjalny. Całość była oczywiście ukierunkowana na podniesienie statusu życia najuboższych. Pieniądze na te pomysły, poza dodatkowymi podatkami oraz zaciąganiem większego długu, znalezione zostały dzięki uszczelnianiu systemu podatkowego – głównie podatku VAT. Na tym polu rząd może pochwalić się całkiem sporymi sukcesami.

Patrząc na całość tak, jakbyśmy siedzieli w środku jakiejś większej zmiany, można powiedzieć że pierwsza jej część została zrobiona. W tej kadencji proponuję zrobić ruch nr 2 i być może nr 3. Oba te etapy pozwolą przestawić Polskę na bardziej republikańskie tory.

Etap 2 – to wysiłki skierowane na budowę klasy średniej. Warto zauważyć, że o ile w wychodzeniu ze skrajnego ubóstwa pomóc może państwo, o tyle w transferowaniu do klasy średniej państwo powinno przede wszystkim nie przeszkadzać. Powinno być raczej jak dobry towarzysz podróży, który niekiedy pomaga, ale co ważniejsze – nie podstawia nogi. Potrzebne więc będzie zbudowanie takich warunków prawnych, które umożliwią uczciwe dorabianie się przez ludzi przedsiębiorczych i zaradnych.

Etap 3 to zmiany pro-obywatelskie. Pójście w stronę oddania obywatelom większej decyzyjności i odpowiedzialności za kraj będzie cechować te władze, które będą wykraczać poza swój aktualny interes. Do tej pory żaden rząd nie chciał zrealizować podobnie brzmiących postulatów.

Oczywiście najistotniejszym będzie bardzo konkretne udanie się w stronę pro-rynkową. Taki krok nie tylko pozwoli Polakom zbudować większy kapitał (co jest najważniejsze), ale i odebrać sporą część elektoratu opozycji, która w wielu momentach krytykuje rząd za postępujący socjalizm. Zdaje sobie z tego sprawę wicepremier, Jarosław Gowin, który zaraz po wyborach bardzo mocno akcentował stratę elektoratu wolnorynkowego. Co więcej, potem również pojawiły się głosy z jego strony, które wyrażały potrzebę pójścia w stronę pro-rynkową i odejścia od transferów pieniężnych na rzecz poprawy jakości usług państwa. To, że nie są to puste deklaracje może pokazywać wycofanie się że zniesienia limitu 30-krotnosci ZUS.

5 porad dla nowego rządu

Poniżej proponuję kilka kolejnych kroków, które choć niesystemowe, to byłyby bardzo miłym akcentem.

1. Zmniejszenie biurokracji oraz zasada „1 in 1 out”

Od dawien dawna sen z powiek politykom spędza problem braku innowacyjności w polskich firmach. Dodatkowo ostatnie lata to także gwałtowny spadek inwestycji prywatnych w odniesieniu do PKB. Dzieje się tak mimo zwiększenia ulgi podatkowej na działaność B+R. Gdy postawimy sobie pytanie „dlaczego?”, odpowiedź przychodzi bardzo szybko i również związana jest z odwiecznym polskim problemem: rosnącą biurokracją i brakiem stabilności prawno podatkowej. Firmy po prostu nie chcą dokonywać długoterminowych inwestycji (w tym inwestycji w badania i rozwój), bo wiąże się to z kosztami oraz nadzieją, że starania nie pójdą w piach z powodu przybywających regulacji. Kiedy żyjemy w trudnym, rynkowym środowisku, nie potrzeba dodatkowego rollercoastera zafundowanego prze państwo.

Rozwiązanie: zdjąć z firm nadmierną ilość wymagań oraz przestać produkować prawo w zastraszającym tempie. Oznaczać to może globalny przegląd szkodliwych regulacji (zrobiony w porozumieniu z zainteresowanymi stronami) i usunięcie ich.

Drugim krokiem może zaś być wprowadzenie zasady „1 in 1 out”, która mówi o tym, że koszt każdej wprowadzonej regulacji należy oszacować i jednocześnie zlikwidować jedną inną regulację o podobnym koszcie. Spowoduje to zmniejszenie ilości tworzonego prawa oraz wzrost jego jakości – nie będzie bowiem można umieścić wszystkiego. Nad każdą regulacją będzie trzeba poważnie pomyśleć. W efekcie Polska stałaby się dużo bardziej stabilnym miejscem pod kątem prawnym, co nie tyle zachęciłoby firmy do inwestycji, co po prostu zdjęłoby z nich tą blokadę niepewności.

2. Lepsza jakość polityki – synergia jako element rozwiązywania sporów

To punk w całości zaproponowany przez jednego z czytelników, Marcina Pietrosińskiego. Z tego powodu pozwolę sobie po prostu przekleić jego wypowiedź z profilu „Marcin Pietrosiński – prawym okiem” traktującą o synergii jako sposobie wspólnego prowadzenia polityki

„Żeby lepiej zrozumieć istotę synergii dobrze porównać z częściej opisywanym i niestety stosowanym kompromisem. Publicyści, politycy chcąc odwołać się do osób zmęczonych temperaturą sporu mówią, że są ich zwolennikami. Powszechnie uznaje się, że jest to jeden ze sposobów rozwiązywania konfliktów. Sam przez pewien czas tak uważałem. Tymczasem jest to rozwiązanie polegające na tym, że obie strony coś tracą. Co powoduje, że spór nie jest zakończony. Wszyscy chcą zmian. Jest to sytuacja, gdy połączenie dwóch części nie sumuje się.

Na szczęście trafiłem na książkę Stephena R. Covey’a „7 nawyków skutecznego działania”. Synergia jest szóstym, przedostatnim, najbardziej wymagającym nawykiem. Możemy go wprowadzić w życie, gdy nauczymy się korzystać z 5 poprzednich. Szczególnie ważna jest tutaj zmiana priorytetów. Większość z nas chce być wysłuchana. Tymczasem, przede wszystkim powinniśmy dążyć do tego, żeby wysłuchać drugą stronę. Gdy to się powiedzie łatwiej będzie zastosować zasadę wygrana-wygrana. Przy rozwiązywaniu konfliktów ważne jest zadowolenie obydwu stron.

Efektem tego jest synergia. Za skróconą definicję można uznać znane twierdzenie teorii systemów, które mówi że całość jest czymś więcej niż sumą poszczególnych części. Takie podejście pozwala na kreatywność. Gdy z wzajemnością ufamy oponentom możemy skupić się na interesie drugiej strony.

Uważam, że dobrze to widać na przykładzie pomysłu emerytury obywatelskiej. Jako wolnościowiec uważam, że to człowiek najlepiej dba o swoje pieniądze. Życie powinno uczyć odpowiedzialności za własne decyzje. Między innymi dlatego nie jestem zwolennikiem państwowych systemów emerytalnych. Jednak wiele osób, nie może sobie wyobrazić funkcjonowania bez podobnych pomysłów. Powołują się na solidarność. Jeżeli postaram się znaleźć rozwiązanie oparte na solidarności, a mój oponent będzie kładł nacisk na odpowiedzialność, uznamy, że z budżetu państwa powinny być wypłacane niskie, równe emerytury natomiast pieniądze przeznaczane na składki, obsługę systemu powinny zostawać do naszej dyspozycji.”

To była wypowiedź Marcina, że swojej strony dodam, drogi Rządzie, że jeśli znajdziecie sposób na prowadzenie konstruktywnego dialogu z opozycją i współpracę z nią, to uda wam się tym samym wynieść politykę na inny, dużo wyższy poziom. Głęboko wierzę, że za taką zmianę wyborcy odpłacili by się solidnie przy urnach wyborczych. Taka zmiana również jest bardzo potrzebna nam – narodowi polskiemu, w obliczu rosnących, często zupełnie niepotrzebnych, podziałów.

3. Bardzo wysoka podwyżka kwoty wolnej od podatku + ujednolicenie ZUS i PIT.

To punkt, który często wymieniany był przez czytelników Bloga Republikańskiego.

Zmiana ta wymaga co prawda nieco zachodu, ale z całą pewnością zlikwidowała by kilka patologii, przez które ludzie wolno się bogacą. Chodzi o zabieg połączenia podatku PIT oraz składek zusowskich w jeden podatek – przynajmniej dla osób, które pracują na Umowie o Pracę. Następnie wprowadzenie bardzo wysokiej kwoty wolnej od podatku. Sądzę, że takie podejście do sprawy przyczyniłoby się do naturalnego wzrostu zamożności na „dołach”. Otóż, obecnie najniższa, ustawowo wymagana pensja opodatkowana jest na poziomie… Około 40%. Kwota wolna natomiast to nie ruszane od ponad dekady 3000 zł z hakiem.

Pomysł jest prosty: nie sięgajmy głęboko do kieszeni najbiedniejszych i dajmy im się bogacić.  Do tego należy oczywiście zastosować kwotę wolną od podatku. Niestety w naszych warunkach to nie wystarczy – duża część obciążeń podatkowych to składki społeczne. Warto więc scalić pit oraz składki i od tego określić kwotę wolną. Z całości płaconego takiego podatku ujednoliconego część szła by do ZUS, część do NFZ zaś część do budżetu państwa.

Takie rozwiązanie, choć oczywiście nie bez minusów, pozwoliłoby jednak na dużo większe możliwości bogacenia się z własnej pracy, na czym nam wszystkim powinno zależeć.

4. Ustalenie mechanizmu pensji minimalnej

O pensji minimalnej napisałem niedawno osobny, obszerny materiał, który można przeczytać tutaj.

Fakt jest jednak faktem, że (niezależnie od potencjalnych pozytywnych skutków) każdorazowo podwyższenie tej kwoty stanowi dodatkowe koszty dla pracodawców, szczególnie dotkliwe dla tych najmniejszych.

Kolejnym problemem jest jednak to, że w obecnych realiach, pracodawcy Ci po prostu nie wiedzą kiedy któryś polityk populistycznie nie będzie chciał płacy minimalnej nagle drastycznie podnieść. To zaś zwiększa niepewność i niestabilność, która w polskich warunkach i tak nie jest mała.

Rozwiązaniem (przynajmniej częściowym) byłoby przywiązanie pensji minimalnej do średniej pensji z ubiegłego roku. To odpolityczniłoby całą sprawę i pozwoliło na większą przewidywalność.

Taki ruch również byłby krokiem w stronę lepszej jakości systemu. Takiego systemu, który posiada znaczną część mechanizmów z dala od sterujących rąk polityków.

5. Uproszczenie działalności nierejestrowanej i faktyczna obniżka kosztów dla najmniejszych.

W ubiegłej kadencji, w ramach konstytucji dla biznesu wprowadzone zostało pojęcie działalności nierejestrowanej. To taki rodzaj działalności, którą może wykonać ktoś, kogo przychody są niskie. Nie musi wtedy bawić się w formalności, nie musi opłacać ZUS, może po prostu na próbę zacząć „swoje”, a gdy to się uda, przejść na zwykłą już działalność gospodarczą.
Tyle w teorii, bo w zamierzeniu prosta (i upraszczająca życie) ustawa, wprowadziła kilka niejasności. Przede wszystkim tą, w której osoba płacąca zleceniodawcy prowadzącemu działalność nierejestrowaną, musi opłacić ZUS.

Podobne problemy wychodziły w różnych innych propozycjach ulżenia tym, którzy dopiero zaczynają przygodę z przedsiębiorczością. Jest w nich między innymi pomysł ZUSu od przychodów dla firm, które mają niskie przychody. Zamiast wprowadzenia jasnych i prostych zasad, wdrażane prawo przypomina nadzwyczajne „wygibasy”, które nie ułatwiają zrozumienia. W kontekście ZUS od przychodu – zamiast zapłacić fragment ZUS, gdy przychody w poprzedzającym miesiącu mają odpowiednio niskie przychody, sprawa wygląda tak, że przedsiębiorca musi na początku stycznia zgłosić chęć udziału w takim programie i składki obliczane są od przychodu uśrednionego z zeszłego roku (!). Aby sprawa była bardziej złożona, przedsiębiorca może korzystać z tego przywileju jedynie przez 3 z 5 lat działalności.

Wszystkie te zmiany prowadzą do wniosku, że w Polsce prawo musi być skomplikowane nawet tam, gdzie mogłoby być proste. Oczywistością jest, że nie zawsze da się zbudować jasne i klarowne przepisy. Jeśli jednak się da, to czemu tego nie zrobić?

Ostatnim punktem jest więc sugestia, aby upraszczać tam, gdzie się da. I aby naprawdę upraszczać, bez zawierania niezliczonej ilości haczyków i warunków.

Podsumowanie

Zbierając razem cały przekaz:

  1. Gratuluję wygranych wyborów.
  2. Doceniam wsparcie społeczne, które zostało dokonane przez 4 lata.
  3. Aby jednak zbudować prawdziwy kraj dobrobytu, należy przede wszystkim stworzyć warunki, do bogacenia się przez inicjatywę, pomysłowość i pracę. I takich zmian życzę nowemu rządowi.

Jeśli artykuł Ci się podobał, z pewnością spodoba Ci się również któryś z produktów w Sklepie Republikańskim. Kupując go, wspierasz oddolne, niezależne medium.

Zostań na dłużej:


Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański

Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi


Artykuł 5 republikańskich życzeń dla nowego rządu pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
http://marekczuma.pl/2019/12/02/5-republikanskich-zyczen-dla-nowego-rzadu/feed/ 0
Podwyżka pensji minimalnej – czy grozi nam bezrobocie? http://marekczuma.pl/2019/11/27/podwyzka-pensji-minimalnej-grozi-nam-bezrobocie/ http://marekczuma.pl/2019/11/27/podwyzka-pensji-minimalnej-grozi-nam-bezrobocie/#respond Wed, 27 Nov 2019 11:06:00 +0000 http://marekczuma.pl/?p=2018 W kampanii wyborczej PiS zapowiedział mocną podwyżkę pensji minimalnej. W pierwszym Raporcie Obywatelskim przedstawiłem wiedzę powszechną na ten temat opakowaną w moje własne analizy i symulacje. Poniżej przedstawiam fragment tego materiału (wersja audio artykułu tutaj). Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego...

Artykuł Podwyżka pensji minimalnej – czy grozi nam bezrobocie? pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
W kampanii wyborczej PiS zapowiedział mocną podwyżkę pensji minimalnej. W pierwszym Raporcie Obywatelskim przedstawiłem wiedzę powszechną na ten temat opakowaną w moje własne analizy i symulacje. Poniżej przedstawiam fragment tego materiału (wersja audio artykułu tutaj).


Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie.


Odgadnąć przyszłość

Podczas rozważań na temat skutków wprowadzenia jakiś zmian, z grubsza mamy dwie możliwości: albo rozpatrujemy podobne sytuacje z przeszłości, albo staramy się wymodelować ciąg przyczynowo skutkowy w obecnej sytuacji, po prostu zadając sobie odpowiednie pytania, starając się na nie odpowiedzieć, wyciągając wnioski i zestawiając z rzeczywistością. W tym punkcie spróbujmy skorzystać z tego drugiego sposobu. Będę więc zadawał kolejne pytania i starał się na nie odpowiedzieć, następnie wyciągniemy wnioski i sprawdzimy w jakim miejscu jesteśmy. Niekiedy odpowiedź będzie niepełna, innym razem będzie jedynie pomocą, która naprowadzi na odpowiedni trop. Wszystko razem, mam nadzieję, przede wszystkim ukaże skalę złożoności zagadnienia. Pomoże nam pozbyć się złudzeń, że wszystko w tym temacie jest proste i znane, a wskaże różne drogi. Zacznijmy więc.

Kiedy grozi nam bezrobocie?

Pytanie: kiedy grozi nam bezrobocie?

Odpowiedź: Kiedy firmy na masową skalę będą pozbywały się pracowników i nie będą zatrudniały nowych. W tym przypadku: gdy masowo stwierdzą, że nie spełnią oczekiwań rządu.

Pytanie: Kiedy pojedyncza firma nie jest w stanie spełnić oczekiwań rządu w propozycji PiS odnośnie płacy minimalnej?

Odpowiedź: Tu posłużę się konstrukcją logiczną (z matematyki):

(kiedy jest w stanie przeżyć rezygnując z części zatrudnionych) LUB ((kiedy nie jest w stanie przeżyć rezygnując z części zatrudnionych) I (kiedy nie jest w stanie przeżyć zostawiając wszystkich pracowników – zbyt duże koszty)).

Pytanie: kiedy może mieć to znaczenie na masową skalę?

Odpowiedź:

  1. Gdy dużo firm znajdzie się w podobnej sytuacji, szczególnie połączonych ze sobą. Wtedy problemy jednego „naczynia” odbijają się na innym.
  2. Wtedy, gdy wchodzimy w czas spowolnienia gospodarczego. Wtedy nie tylko przychody topnieją, ale i przedsiębiorcy zaczynają patrzeć bardziej ostrożnie w przyszłość i tną koszty.

a więc, jeśli wiele firm będzie miało:

  • małe zasoby
  • niewystarczające marże (przychody są duże, ale realne zyski niewielkie)

LUB

  • gdy rynek nie będzie gotowy na podniesienie cen (pośrednio: marż) w określonych dziedzinach. Może się to wiązać z tym, że określone towary nie są niezbędne do życia i konsumenci są skłonni je kupować, ale nie przepłacać.
  • gdy rynek będzie wymuszał nie-podnoszenie cen. Z taką sytuacją możemy się spotkać na dojrzałych rynkach, gdzie konkurencja jest duża, a możliwości innowacyjne niewielkie (np. telefonia komórkowa, gdzie oferty są bardzo wyśrubowane).

To prowadzi do wniosku, że zagrożenie bezrobociem w sytuacji drastycznej podwyżki pensji minimalnej jest problemem sektorowym – może uderzyć w jedne branże bardziej niż w inne. Te branże, w których marże i ilość gotówki na kontach firmowych są wysokie, dużo łagodniej zniosą nagły wymóg podwyżki pensji minimalnej.

To prowadzi również do drugiego wniosku, że zagrożenie bezrobociem w sytuacji drastycznej podwyżki pensji minimalnej jest również problemem obejmującym określone grupy firm – ale nie branżowe, a zgrupowane pod względem wielkości. Wielkie korporacje omawiana zmiana zaboli najmniej. Najbardziej obciążone będą drobne firmy, które walczą o przetrwanie. Takie nie mają zazwyczaj ani dużych zasobów gotówkowych (wszystko idzie na pracowników, koszty poza-pracownicze i rozwój firmy), ani często również nie mają dużych marż, gdyż starają się konkurować ceną. Nawet jeśli mają duże marże, to wynikają one z ich przewagi konkurencyjnej – indywidualnym podejściu do klienta i robieniem produktów wyższej jakości. W takiej sytuacji nagły wzrost kosztów spowoduje, że ich „produkt premium” przestaną dawać nadzwyczajne marże.

W związku z powyższymi, konkluzja:

Najbardziej narażone będą obszary, w których funkcjonuje wiele małych firm, do tego funkcjonujących w nisko-marżowych branżach. Im bardziej obszar jest daleki od takiej wizji, tym mniej będzie podatny na negatywne konsekwencje tego zjawiska.

Na koniec chciałbym podzielić się jeszcze jedną obserwacją:

Może być tak, że całościowo gospodarka udźwignie ten wymóg, jednak będzie to udźwignięcie niejednorodne – najciężej zniosą to malutkie firmy, najlepiej zaś duże korporacje. Dodajmy – korporacje w większości zagraniczne. To może prowadzić do przeniesienia się na etat wielu mikroprzedsiębiorców (mikro z zasady) oraz tych, którzy dopiero zaczynają swoją działalność i dla których koszty są bardzo dużym problemem. Niestety, co warto zauważyć, współgra to z niejawną polityką wspierania dużych. Trwa ona od dawna, a obecny rząd ją wspiera. Towarzyszą temu zarówno niepewność prawa gospodarczego, coraz większa biurokracja, rosnące koszty pracy (jak np. duży ZUS) czy również skandaliczne wypowiedzi rządzących, jak ta Jarosława Kaczyńskiego o tym, że jeśli ktoś nie spełnia wymogów państwa, to nie nadaje się do prowadzenia działalności gospodarczej. Jednocześnie obserwujemy dotacje i ulgi dla wielkich, zagranicznych podmiotów – co nie współgra z zapewnieniami o patriotyzmie gospodarczym państwa czy państwie narodowym.

Kiedy definitywnie nie grozi nam bezrobocie?

Choć przy każdej podwyżce pensji minimalnej rozmaici ekonomiści wieszczą wzrost inflacji lub bezrobocia, tak się nie dzieje. A – co warto zaznaczyć – pensja minimalna podwyższana jest systematycznie od lat. Doprowadziło to do pewnej kompromitacji stawiania tego typu tez, choć nie są one z gruntu złe – zupełnie jak w starej bajce o pasterzu, który co noc wołał „wilk idzie!”. Nawiasem mówiąc – bardzo jasno to dowodzi, że słowa nadmiernie używane tracą znaczenie. Warto wziąć to sobie do serca i w każdej sytuacji życiowej zachowywać się zgodnie z prawdą, a nie jedynie interesem (swoim czy partyjnym).

Warto w tym miejscu powiedzieć o pewnym mechanizmie. Pensja minimalna o której rozmawiamy, to ta nadawana przez państwo. Istnieje jeszcze druga, którą ustala rynek. Rynek, czyli aktualna sytuacja firm, pracodawców, pracowników, konsumentów… „Rynkowa pensja minimalna” to po prostu pensja, poniżej której co do zasady nikt zbytnio nie schodzi, ponieważ nie znalazłby pracownika. Oczywistym jest na przykład, że nawet bez państwowej regulacji nikt nie będzie zatrudniał na pełen etat za 100 zł na rękę.

Załóżmy, że kwota ta jest na poziomie 2000 zł brutto i poniżej niej za bardzo oferty nie funkcjonują. W tym samym czasie państwowa pensja minimalna wynosi 1500 zł brutto. Jeśli więc państwo podniesie tą kwotę o 500 zł, realnie nikomu nic się w gospodarce nie stanie. Po prostu państwo dorównało do ogólnych wymagań rynkowych, jednocześnie likwidując rozmaite patologiczne, „śmieciowe” odchylenia. Oczywiście sztuką jest odpowiedź na pytanie kiedy państwo krąży wokół pensji rynkowej, a kiedy wychodzi przed szereg?

Spłaszczenie zarobków dużym zagrożeniem

Z pomocą mogą nam przyjść statystyki. Jeszcze kilka lat temu jedynie 4% pracujących Polaków zarabiało pensję minimalną. Obecnie, po kilku latach mocnych podwyżek jest to już 13%, zaś po podniesieniu do 4000 zł brutto odsetek ten może wzrosnąć nawet do… 30-40%!

Warto podkreślić, że liczby te są uśrednione dla całego kraju. Jak wiemy, niektóre województwa radzą sobie lepiej, inne gorzej. W związku z tym może dojść do sytuacji, gdy na pensji minimalnej pracować będzie nawet ponad 50% osób. To powoduje kolosalne spłaszczenie zarobków i drastyczną obniżkę konkurencyjności w gospodarce, co nie sprzyja, a nawet szkodzi rozwojowi (a więc i osobom, którym mechanizm pensji minimalnej ma pomóc).

Jeśli bowiem widzimy, że kończąc studia, kursy i zdobywając doświadczenie mamy taką samą, lub jedynie niewiele wyższą pensję co człowiek, który poszedł do pracy zaraz po ukończeniu 18 lat, czujemy się głęboko zdemotywowani do jakiejkolwiek pracy czy inicjatywności. Dopiero konkurencja i zdrowe nierówności mogą być bodźcem do podnoszenia kwalifikacji oraz do rozwoju.

Raport Obywatelski o Płacy minimalnej

Powyższy tekst jest fragmentem Raportu Obywatelskiego dotyczącego pensji minimalnej. Raport Obywatelski to zebrana przeze mnie wiedza powszechna przedstawiona w skondensowanej i przystępnej formie oraz moje własne, fragmentaryczne analizy i symulacje. Całość Raportu Obywatelskiego można przeczytać tutaj.

Zostań na dłużej:


Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański

Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi


Artykuł Podwyżka pensji minimalnej – czy grozi nam bezrobocie? pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
http://marekczuma.pl/2019/11/27/podwyzka-pensji-minimalnej-grozi-nam-bezrobocie/feed/ 0
Raport Obywatelski na temat płacy minimalnej http://marekczuma.pl/2019/11/18/raport-obywatelski-temat-placy-minimalnej/ http://marekczuma.pl/2019/11/18/raport-obywatelski-temat-placy-minimalnej/#comments Mon, 18 Nov 2019 21:19:07 +0000 http://marekczuma.pl/?p=1970 Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało drastyczną podwyżkę pensji minimalnej do 4000 zł (brutto) do końca 2023 roku. Z jednej strony słychać przerażenie, że inflacja poszybuje. Z drugiej strony (patrz: Adam Andruszkiewicz, o którym napisałem już jeden felieton) słychać pompatyczne i (jak zwykle) bojowe hasła, że to nagonka wrogich sił, natomiast celem PiS jest by Polacy żyli...

Artykuł Raport Obywatelski na temat płacy minimalnej pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało drastyczną podwyżkę pensji minimalnej do 4000 zł (brutto) do końca 2023 roku. Z jednej strony słychać przerażenie, że inflacja poszybuje. Z drugiej strony (patrz: Adam Andruszkiewicz, o którym napisałem już jeden felieton) słychać pompatyczne i (jak zwykle) bojowe hasła, że to nagonka wrogich sił, natomiast celem PiS jest by Polacy żyli w dobrobycie. Panem Adamem zajmować się nie będę, natomiast ten bardzo śmiały pomysł wart jest chwili refleksji. Zapraszam więc na moją obywatelską (nie-ekspercką) analizę tego stanu rzeczy. Dziś zastanowimy się nad tym jak działa pensja minimalna, czy jest bezpieczna, kiedy jest bezpieczna oraz jakie może mieć pozytywne i negatywne skutki. Zapraszam na mój Raport Obywatelski – czyli nieekspercki przegląd wiedzy powszechnej oraz analizę – dziś na temat pensji minimalnej.


Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie.


Jak działa pensja minimalna?

Pensja, czy inaczej mówiąc płaca minimalna, to banalnie prosty mechanizm. Jest to rodzaj ingerencji rządu w gospodarkę i polega na ustawieniu dolnej granicy płacy, którą pracodawca może zaoferować pracownikowi. Wyraża się oczywiście w fikcyjnej kwocie brutto (o tym czemu fikcyjnej napiszę niżej) i jeśli wynosi np. 2000 zł, to pracodawca po prostu nie może zawiązać z pracownikiem umowy na kwotę niższą niż 2000 zł miesięcznie (za pełen etat).

Czemu ma to służyć? Oczywiście jest to wsparcie państwa dla najniżej wycenianych przez rynek pracowników. Ludzi często niewykwalifikowanych, lub z różnych względów nie mających dobrej pozycji na rynku. Taki mechanizm chroni ich przed zbyt niskimi dochodami i wyzyskiem przez pracodawców.

Z pozoru mechanizm jest znakomity i umożliwia jedną zmianą aktu prawnego wprowadzenie powszechnego dobrobytu. Czemu by więc nie ustanowić pensji minimalnej na poziomie 15 000 zł brutto, przenosząc wszystkich do poziomu klasy średniej?

Tu właśnie zaczynają się schody – wzrost sztywnej granicy pensji może skutkować negatywnymi konsekwencjami – przede wszystkim dwoma (choć jest ich więcej, o czym później):

  • wzrostem bezrobocia – gdy pracodawcy nie mają możliwości wypłacania takich pensji
  • wzrostem inflacji – gdy nagle za tą samą pracę ludzie dostają znacznie większe pieniądze. Mogą za nie kupić dużo więcej. Jednocześnie zbiega się to w czasie ze znacznymi ubytkami w kasie firm. Te rekompensują to sobie wzrostem cen. Gdy więc ludzie mają możliwość zwiększenia wydatków, a firmy muszą podwyższać ceny, inflacja szybuje w górę.

Czy więc płaca minimalna jest mechanizmem, z którego należy zrezygnować? Doświadczenie mówi jasno, że nie. I to zarówno doświadczenie przychodzące zza granicy, jak i nasze polskie (w dodatku z ostatnich lat). W naszym kraju pensja minimalna rośnie nieprzerwanie od samego początku – czyli 1995 roku (wcześniej mieliśmy do czynienia ze starymi nominałami). Tymczasem bezrobocie u nas od 2003 nieustannie spada (z przerwą na kilka kryzysowych lat). Inflacja przez ostatnie kilkanaście lat jest natomiast mocno zróżnicowana, jednak zawsze można zaliczyć ją do „zdrowej” (jako ciekawostkę może posłużyć fakt, że doświadczaliśmy nawet chwilowej deflacji).

Problem z pensją minimalną symbolem problemu ekonomii

Z drugiej strony zdrowy rozsądek nakazuje sceptycyzm wobec zbyt wysokich kwot określanych jako pensja minimalna (mityczne 10 000 zł które miałoby uszczęśliwić całe społeczeństwo). I tu ukazuje się piękno (lub jak kto woli – obłęd) ekonomii.

Choć przeróżni ekonomiści od setek (tysięcy?) lat próbują opisywać naszą rzeczywistość ekonomiczną (przeważnie z dużą dozą pewności siebie), to zwykle wychodzi na to, że żadna z teorii nie jest nie do podważenia. W fizyce rzecz, która dyskwalifikuje teorię (lub prawo). W ekonomii jest to na porządku dziennym. Dość powiedzieć, że niektórzy ekonomiści uważają na przykład, że rynki są (w domyśle: stuprocentowo) efektywne i na przykład Giełda Papierów Wartościowych jest takim miejscem, gdzie każda informacja jest błyskawicznie obliczana i wyceniana przez mądre głowy. Ponieważ ludzie zajmujący się „giełdą” zawodowo mają oczywiście dużo lepszy i szybszy dostęp do wiedzy (oraz doświadczenie), zwykli ludzie nie mają nawet co myśleć o skutecznym ulokowaniu pieniędzy na tym rynku.

To oczywiście absurdalna teza – rynek bardzo często nie dyskontuje. Istnieją firmy niedoszacowane. Co więcej – może je znaleźć uważny, acz niezawodowy inwestor. Pisałem o tym nieraz. Pokazywałem również o tym jak zacząć przygodę z inwestowaniem – zarówno w kursbooku „Jak się ogarnąć finansowo” (tam zebrałem to w uporządkowaną całość), jak i w różnych artykułach. Tak więc, spokojnie można „wygrać z rynkiem” – nie jest idealny i nie przelicza perfekcyjnie każdej informacji na ceny akcji.

To oczywiście jedynie jeden z przykładów. Można by mówić o Keynes’ie, który zalecał bardzo konkretny interwencjonizm państwowy i napędzanie gospodarki długiem. Choć oczywiście są obszary w których miał rację, nie przewidział opłakanych skutków nadmiernego interwencjonizmu (ludzie w rządzie nie są nadludzkimi geniuszami i często kończy się to marnotrawieniem pieniędzy podatnika oraz utrudnianiem mu życia) ani tego, że dług nie jest rzucaniem czaru, a zaciągnięciem zobowiązania – które trzeba potem spłacać.

Przykłady braków ekonomii można mnożyć – najistotniejszy jest jednak fakt, że ekonomia nie jest nauką w takim rozumieniu, w jakim o niej często myślimy. To raczej zbiór obserwacji i domysłów, niż zestaw praw i mechanizmów. Nie da się bardzo jasno przewidzieć, jakie skutki będzie miała dana decyzja. Można natomiast starać się przewidzieć, symulując potencjalne zachowania oraz zadając pytania i szukając błędów w rozumowaniu.

Również gdy mowa o płacy minimalnej, nie sposób jest jasno określić, jaka będzie przyszłość. Proste „podwyższanie płacy minimalnej to podwyższanie bezrobocia” nie sprawdziło się tak wiele razy, że wstyd wysuwać taką deklarację. Jednocześnie nie można zapominać, że potencjalny problem tego typu cały czas nad nami wisi. Nie ma jednego prawa które wskaże nam skutki, ponieważ zależy to od sytuacji w jakiej przeprowadzamy zmianę, środowisku, wysokości podwyżki i pewnie jeszcze kilku innych czynników.

To daje nam pole do rozmyślań. Prawo i Sprawiedliwość chce podnieść płacę minimalną do 4000 zł brutto. Czy to bezpieczne? Czy będzie miało pozytywne skutki? Na Węgrzech po mocnej podwyżce płacy minimalnej 10% zatrudnionych najtaniej, straciło pracę. W Polsce jednak sytuacja może być inna.

Czy grozi nam bezrobocie?

Podczas rozważań na temat skutków wprowadzenia jakiś zmian, z grubsza mamy dwie możliwości: albo rozpatrujemy podobne sytuacje z przeszłości, albo staramy się wymodelować ciąg przyczynowo skutkowy w obecnej sytuacji, po prostu zadając sobie odpowiednie pytania, starając się na nie odpowiedzieć, wyciągając wnioski i zestawiając z rzeczywistością. W tym punkcie spróbujmy skorzystać z tego drugiego sposobu. Będę więc zadawał kolejne pytania i starał się na nie odpowiedzieć, następnie wyciągniemy wnioski i sprawdzimy w jakim miejscu jesteśmy. Niekiedy odpowiedź będzie niepełna, innym razem będzie jedynie pomocą, która naprowadzi na odpowiedni trop. Wszystko razem, mam nadzieję, przede wszystkim ukaże skalę złożoności zagadnienia. Pomoże nam pozbyć się złudzeń, że wszystko w tym temacie jest proste i znane, a wskaże różne drogi. Zacznijmy więc.

Kiedy grozi nam bezrobocie?

Pytanie: kiedy grozi nam bezrobocie?

Odpowiedź: Kiedy firmy na masową skalę będą pozbywały się pracowników i nie będą zatrudniały nowych. W tym przypadku: gdy masowo stwierdzą, że nie spełnią oczekiwań rządu.

Pytanie: Kiedy pojedyncza firma nie jest w stanie spełnić oczekiwań rządu w propozycji PiS odnośnie płacy minimalnej?

Odpowiedź: Tu posłużę się konstrukcją logiczną (z matematyki):

(kiedy jest w stanie przeżyć rezygnując z części zatrudnionych) LUB ((kiedy nie jest w stanie przeżyć rezygnując z części zatrudnionych) I (kiedy nie jest w stanie przeżyć zostawiając wszystkich pracowników – zbyt duże koszty)).

Pytanie: kiedy może mieć to znaczenie na masową skalę?

Odpowiedź:

  1. Gdy dużo firm znajdzie się w podobnej sytuacji, szczególnie połączonych ze sobą. Wtedy problemy jednego „naczynia” odbijają się na innym.
  2. Wtedy, gdy wchodzimy w czas spowolnienia gospodarczego. Wtedy nie tylko przychody topnieją, ale i przedsiębiorcy zaczynają patrzeć bardziej ostrożnie w przyszłość i tną koszty.

a więc, jeśli wiele firm będzie miało:

  • małe zasoby
  • niewystarczające marże (przychody są duże, ale realne zyski niewielkie)

LUB

  • gdy rynek nie będzie gotowy na podniesienie cen (pośrednio: marż) w określonych dziedzinach. Może się to wiązać z tym, że określone towary nie są niezbędne do życia i konsumenci są skłonni je kupować, ale nie przepłacać.
  • gdy rynek będzie wymuszał nie-podnoszenie cen. Z taką sytuacją możemy się spotkać na dojrzałych rynkach, gdzie konkurencja jest duża, a możliwości innowacyjne niewielkie (np. telefonia komórkowa, gdzie oferty są bardzo wyśrubowane).

To prowadzi do wniosku, że zagrożenie bezrobociem w sytuacji drastycznej podwyżki pensji minimalnej jest problemem sektorowym – może uderzyć w jedne branże bardziej niż w inne. Te branże, w których marże i ilość gotówki na kontach firmowych są wysokie, dużo łagodniej zniosą nagły wymóg podwyżki pensji minimalnej.

To prowadzi również do drugiego wniosku, że zagrożenie bezrobociem w sytuacji drastycznej podwyżki pensji minimalnej jest również problemem obejmującym określone grupy firm – ale nie branżowe, a zgrupowane pod względem wielkości. Wielkie korporacje omawiana zmiana zaboli najmniej. Najbardziej obciążone będą drobne firmy, które walczą o przetrwanie. Takie nie mają zazwyczaj ani dużych zasobów gotówkowych (wszystko idzie na pracowników, koszty poza-pracownicze i rozwój firmy), ani często również nie mają dużych marż, gdyż starają się konkurować ceną. Nawet jeśli mają duże marże, to wynikają one z ich przewagi konkurencyjnej – indywidualnym podejściu do klienta i robieniem produktów wyższej jakości. W takiej sytuacji nagły wzrost kosztów spowoduje, że ich „produkt premium” przestaną dawać nadzwyczajne marże.

W związku z powyższymi, konkluzja:

Najbardziej narażone będą obszary, w których funkcjonuje wiele małych firm, do tego funkcjonujących w nisko-marżowych branżach. Im bardziej obszar jest daleki od takiej wizji, tym mniej będzie podatny na negatywne konsekwencje tego zjawiska.

Na koniec chciałbym podzielić się jeszcze jedną obserwacją:

Może być tak, że całościowo gospodarka udźwignie ten wymóg, jednak będzie to udźwignięcie niejednorodne – najciężej zniosą to malutkie firmy, najlepiej zaś duże korporacje. Dodajmy – korporacje w większości zagraniczne. To może prowadzić do przeniesienia się na etat wielu mikroprzedsiębiorców (mikro z zasady) oraz tych, którzy dopiero zaczynają swoją działalność i dla których koszty są bardzo dużym problemem. Niestety, co warto zauważyć, współgra to z niejawną polityką wspierania dużych. Trwa ona od dawna, a obecny rząd ją wspiera. Towarzyszą temu zarówno niepewność prawa gospodarczego, coraz większa biurokracja, rosnące koszty pracy (jak np. duży ZUS) czy również skandaliczne wypowiedzi rządzących, jak ta Jarosława Kaczyńskiego o tym, że jeśli ktoś nie spełnia wymogów państwa, to nie nadaje się do prowadzenia działalności gospodarczej. Jednocześnie obserwujemy dotacje i ulgi dla wielkich, zagranicznych podmiotów – co nie współgra z zapewnieniami o patriotyzmie gospodarczym państwa czy państwie narodowym.

Kiedy definitywnie nie grozi nam bezrobocie?

Choć przy każdej podwyżce pensji minimalnej rozmaici ekonomiści wieszczą wzrost inflacji lub bezrobocia, tak się nie dzieje. A – co warto zaznaczyć – pensja minimalna podwyższana jest systematycznie od lat. Doprowadziło to do pewnej kompromitacji stawiania tego typu tez, choć nie są one z gruntu złe – zupełnie jak w starej bajce o pasterzu, który co noc wołał „wilk idzie!”. Nawiasem mówiąc – bardzo jasno to dowodzi, że słowa nadmiernie używane tracą znaczenie. Warto wziąć to sobie do serca i w każdej sytuacji życiowej zachowywać się zgodnie z prawdą, a nie jedynie interesem (swoim czy partyjnym).

Warto w tym miejscu powiedzieć o pewnym mechanizmie. Pensja minimalna o której rozmawiamy, to ta nadawana przez państwo. Istnieje jeszcze druga, którą ustala rynek. Rynek, czyli aktualna sytuacja firm, pracodawców, pracowników, konsumentów… „Rynkowa pensja minimalna” to po prostu pensja, poniżej której co do zasady nikt zbytnio nie schodzi, ponieważ nie znalazłby pracownika. Oczywistym jest na przykład, że nawet bez państwowej regulacji nikt nie będzie zatrudniał na pełen etat za 100 zł na rękę.

Załóżmy, że kwota ta jest na poziomie 2000 zł brutto i poniżej niej za bardzo oferty nie funkcjonują. W tym samym czasie państwowa pensja minimalna wynosi 1500 zł brutto. Jeśli więc państwo podniesie tą kwotę o 500 zł, realnie nikomu nic się w gospodarce nie stanie. Po prostu państwo dorównało do ogólnych wymagań rynkowych, jednocześnie likwidując rozmaite patologiczne, „śmieciowe” odchylenia. Oczywiście sztuką jest odpowiedź na pytanie kiedy państwo krąży wokół pensji rynkowej, a kiedy wychodzi przed szereg?

Spłaszczenie zarobków dużym zagrożeniem

Z pomocą mogą nam przyjść statystyki. Jeszcze kilka lat temu jedynie 4% pracujących Polaków zarabiało pensję minimalną. Obecnie, po kilku latach mocnych podwyżek jest to już 13%, zaś po podniesieniu do 4000 zł brutto odsetek ten może wzrosnąć nawet do… 30-40%!

Warto podkreślić, że liczby te są uśrednione dla całego kraju. Jak wiemy, niektóre województwa radzą sobie lepiej, inne gorzej. W związku z tym może dojść do sytuacji, gdy na pensji minimalnej pracować będzie nawet ponad 50% osób. To powoduje kolosalne spłaszczenie zarobków i drastyczną obniżkę konkurencyjności w gospodarce, co nie sprzyja, a nawet szkodzi rozwojowi (a więc i osobom, którym mechanizm pensji minimalnej ma pomóc).

Jeśli bowiem widzimy, że kończąc studia, kursy i zdobywając doświadczenie mamy taką samą, lub jedynie niewiele wyższą pensję co człowiek, który poszedł do pracy zaraz po ukończeniu 18 lat, czujemy się głęboko zdemotywowani do jakiejkolwiek pracy czy inicjatywności. Dopiero konkurencja i zdrowe nierówności mogą być bodźcem do podnoszenia kwalifikacji oraz do rozwoju.

Czy grozi nam inflacja?

Mechanizm Inflacji

Choć każdy kto dobrnął do tego momentu artykułu z pewnością świetnie zdaje sobie sprawę z tego czym jest inflacja, i tak warto zerknąć do definicji.

Inflacja jest to proces wzrostu ogólnego poziomu cen towarów i usług w gospodarce. Wzrost ten musi mieć stały charakter, utrzymujący się w danym czasie. Omawianemu procesowi nieodłącznie towarzyszy utrata wartości pieniądza.”

Innymi słowy, mamy 100 zł i możemy za tą kwotę kupić 100 chlebów po 1 zł. Gdy jednak ceny wzrosną o 100% (do 2 zł za chleb), nagle za to samo 100 zł możemy kupić jedynie 50 chlebów – czyli przy 100% inflacji nasze pieniądze warte są 50% mniej. Taki stan rzeczy może być spowodowany wieloma czynnikami. Ten najprostszy to dodrukowanie pieniędzy przez bank centralny/rząd (w Polsce bank centralny, czyli Narodowy Bank Polski). Gdy w obiegu jest 100 zł, to mają one różną wartość, niż wtedy gdy jest ich 200. To pula pieniędzy ma określoną wartość, nie zaś pojedynczy nominał.

Można jednak tego samego stanu rzeczy upatrywać w innych sytuacjach. Na przykład wtedy, gdy producent nie ma konkurencji, zaś konsumenci skłonni są zapłacić więcej pieniędzy za ten sam towar. Różnice w cenach można łatwo zaobserwować wybierając się na dłuższą wycieczkę samochodem. W mieście nieturystycznym, w którym panuje duża konkurencja między stacjami paliw, ceny są zdecydowanie niższe, niż w specyficznych punktach przy trasie, gdzie kierowcy i tak muszą się zatrzymać.

Tak więc, jeśli rynek jest niekonkurencyjny, a przykładowo konsumenci nagle zaczynają zarabiać więcej, zwiększa się także popyt na poszczególne towary. W związku z tym sprzedawcy mogą pozwolić sobie na podniesienie cen produktów.

I to jest przypadek, który rozważamy myśląc o wyższej pensji minimalnej. Jeśli ludzie ubożsi masowo zaczną zarabiać więcej, zwiększy się też konsumpcja (oraz potencjał konsumpcyjnego”), a więc i zapotrzebowanie na poszczególne towary (ludzie gorzej zarabiający są bardziej skłonni do wydawania na cele konsumpcyjne kolejnych kwot, które znajdą się w ich portfelu).

Warto podkreślić, że wzrost lub spadek inflacji (deflacja) może mieć bardzo wiele innych przyczyn i jest to tematyka niezwykle złożona, na którą wpływają decyzje banków centralnych, rynków zagranicznych, polityki rządu, czy nawet kaprysów przyrody.

Czy jesteśmy skazani na inflację?

Oczywiście aby odpowiedzieć sobie na postawione wyżej pytanie, należy przemyśleć kwestię bezrobocia. W końcu, jeśli miałoby ono nagle wzrosnąć, to wcale możliwości konsumpcyjne nie wzrosną znacząco.

Powiedzieliśmy jednak już sobie, że jest szansa, iż znaczącego wzrostu bezrobocia nie będzie (mamy wspaniały okres prosperity i niedobory pracowników na rynku). Czy zatem inflacja czeka nas z całą pewnością? Prezes NBP Adam Glapiński uważa, że proponowany wzrost pensji minimalnej w 2020 roku będzie miał minimalny wpływ na inflację. Nasz Bank Centralny nie przeprowadzał jednak prognozy na 2024 rok, gdy pensja minimalna miałaby wzrosnąć tak bardzo (do 4 000 zł brutto).

W związku z tym, że intuicyjnie wyczuwamy naturalny wzrost inflacji, postanowiłem podejść do sprawy od drugiej strony – a więc zadając sobie pytanie „czemu po tak znaczącej podwyżce, inflacja miałaby nie skoczyć w górę?”. Oto do jakich potencjalnych powodów dotarłem.

Globalny rynek jest niezależny od naszej pensji minimalnej

Prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, prof. Elżbieta Mączyńska, wskazuje na  aspekt globalizacji. W rozmowie z Business Insider powiedziała:

„Świat teraz nie boi się nadmiaru inflacji. Zupełnie przeciwnie. Boi się deflacji. Żyjemy w gospodarce, w której możemy kupić wszystko, co chcemy. Jeśli nie u nas, to dany produkt zamówimy przez internet z innych krajów. Przedsiębiorcy będą na pewno starali się przerzucać wyższe koszty na klientów, ale jest granica, której nie przekroczą ze względu na obfitość produktów dostępnych dla konsumentów wynikającą z globalizacji

Aby wyobrazić sobie to o czym mówi Pani Prezes, wystarczy chcieć kupić dobra na aukcjach internetowych. Ludzie wystawiający swoje przedmioty (oraz usługi!) w Internecie, nie konkurują jedynie z rynkiem lokalnym, ale często także i globalnym. W związku z tym są oni skrępowani konkurencją zagraniczną, której koszty rozkładają się inaczej.

Dojrzały rynek i wyśrubowana konkurencja

Warto wskazać, że wzrost cen pojawi się tam, gdzie istnieje taka możliwość (z definicji). Utrudnione zadanie będą miały firmy, które działają na konkurencyjnym rynku. Przykładowo, jeśli mamy do czynienia z telefonią komórkową, obecne oferty dają odbiorcom bardzo duże możliwości za niską cenę. Właściwie w kontekście samych jedynie ofert komórkowych ciężko jest drastycznie zwiększyć propozycję, lub zmniejszyć ceny.

Takich miejsc jest jednak więcej. Jeśli więc tylko firmy będą mogły nie podnosić cen (zachowają marże), to solidna konkurencja może zmusić je do utrzymania cen na niezmienionych (lub nieznacznie zmienionych) poziomach.

Wzrost pensji minimalnej nie wszędzie nakręca popyt

Aby można było mówić o konkretnych czynnikach pro-inflacyjnych, należy wymienić takie jak wzrost kosztów, wzrost popytu, spadek konkurencji. Podniesienie płacy minimalnej nie we wszystkich branżach spowoduje ich pojawienie się. Warto wymienić choćby produkcję dóbr luksusowych, takich jak drogie auta. Ani koszty ich produkcji nie ucierpią zbytnio, ani popyt nie zwiększy się szczególnie od podniesienia płacy minimalnej.

Podniesienie pensji minimalnej nie musi być aż tak znaczące

Przez cały czas w artykule tym omawiamy kwestię drastycznej podwyżki pensji minimalnej. Pamiętajmy jednak, że jest to drastyczna podwyżka… jedynie w kontekście obecnej pensji minimalnej, niekoniecznie zaś całej gospodarki.

Musimy uzmysłowić sobie, że dotykać ona będzie ludzi zatrudnionych na Umowę o Pracę (UoP). Są jednak przecież jeszcze pracownicy zatrudnieni na umowę zlecenie, umowę o dzieło, ludzie na działalności gospodarczej, są studenci (którzy funkcjonują na jeszcze innych zasadach). Tak więc grupa ludzi, którzy będą objęci podwyżką nie będzie aż tak gigantyczna. Co więcej, nawet wśród osób na UoP nie wszyscy przecież dostaną w związku z tym podwyżki. Tak więc w skali całej gospodarki ten wzrost kapitału wśród najsłabiej zarabiających nie będzie aż tak olbrzymi, aby można było mówić o gwałtownym wzroście inflacji.

W 2017 roku umowę na czas nieokreślony miało ponad 9 milionów osób. W 2016 roku najniższą wymaganą pensję otrzymywało ok. 1.5 miliona osób. Tak więc to taka liczba (być może w porywach do 2.5-3 mln) byłaby objęta podwyżkami (choć nie wszyscy tak samo wysokimi). W skali ~40 milionów osób w kraju (razem z niepełnoletnimi) nie jest to olbrzymi wzrost, który mógłby poważnie zachwiać całościową inflacją.

Wzrost zamożności nie wszędzie oznacza wzrost popytu

Ostatni punkt o jakim chciałbym napisać dotyka branż, w których wzrost zamożności nie spowoduje wzrostu popytu. Jeśli dochodzi do tego mocna konkurencja, gwałtowny wzrost cen jest mało prawdopodobny. Chodzi tutaj m.in. o wspomnianą już wcześniej telefonię komórkową. Mało prawdopodobne, abyśmy wraz z wyższymi pensjami nagle zdecydowali się wybrać znacznie droższą ofertę, szczególnie w obliczu obecnego kształtu tego rynku.

Pytanie o inflacje zawęża nam punk widzenia

Na koniec jest jeszcze jeden temat związany z inflacją, który chciałbym poruszyć. Chodzi mianowicie o wewnętrzne różnice w skokach cen między różnymi grupami towarów.

Proces ustalania inflacji jest złożony, zainteresowanych odsyłam do tego artykułu – Business Insider za specjalistami z mBanku wyjaśnia jak to naprawdę wygląda. Choć – co bardzo istotne – algorytm jest zbudowany tak, aby np. ceny żywności nie zostały przykryte przez ceny aut, nie można nie zwrócić uwagi właśnie na tego typu różnice.

Cóż z tego, że inflacja wynosi bowiem 2%, jeśli ceny żywności są w stanie skoczyć o… kilkanaście %? Wszak to właśnie te ostatnie decydują w większym stopniu o tym jakie koszty życia ponosi osoba niezamożna.

Wnioski

Wszystkie powyższe punkty miały wskazać, że wzrost cen nie jest prostym i łatwym do przewidzenia procesem. Zależy od ogromnej ilości czynników i nie powinniśmy z wielką pewnością siebie wyrokować w jedną, lub drugą stronę.

Każdy z powodów, które potencjalnie miałyby zatrzymać wzrost cen jest obszarowy. Nie dotyka całej gospodarki, ale określonych jej fragmentów. Z całą pewnością jest takich miejsc dużo więcej, niż przewidziałem.

W związku z powyższym, choć oczywiście nie można niczego potwierdzić jednoznacznie, rozsądne wydaje się stwierdzenie, że podwyżka pensji minimalnej w obecnym systemie nie spowoduje ogromnej inflacji.

Jaka określić bezpieczną pensję minimalną?

W rozważaniach nad pensją minimalną, jak zawsze – warto szukać optimum. Mowa więc o znalezieniu takiego punktu, który z jednej strony będzie chronił pracowników z najgorszymi atutami na rynku pracy. Z drugiej jednak – nie będzie dusił (najmniejszych) firm nadmiernymi kosztami. Oczywiście droga do takiego punktu jest niełatwa i bardzo często następuje niejako „po omacku”. Z pomocą jednak przychodzi nam niezwykle prosty wskaźnik, nazywany Indexem Kaitza.

Index Kaitza (IK) oblicza stosunek pensji minimalnej do średniej pensji, lub mediany pensji na danym obszarze – w tym przypadku na terenie naszego kraju. Jak wypadamy w tym kontekście?

W 2017 roku IK był na poziomie 54% w stosunku do mediany oraz 43.6% w stosunku do średniej pensji. Warto zestawić to z naszymi zachodnimi sąsiadami. Tam w 2017 roku pensja minimalna była na poziomie… 46.7% w stosunku do średniej pensji.

Podniesienie pensji minimalnej do około 60% średniej pensji powinno więc przynajmniej wzbudzić nasze poważne obawy i pytania – czy nie da się zrobić tego samego w mniej ryzykowny sposób?. Pamiętajmy, że porównujemy się do światowej potęgi gospodarczej, Polska cały czas jest natomiast jeszcze „krajem na dorobku” – choć oczywiście coraz bogatszym. W związku z tym przywileje najbogatszych krajów są dla nas cały czas niedostępne. Są, albo powinny być, abyśmy mogli rozwijać się równie dynamicznie, co przez ostatnie 30 lat.

W tym miejscu każdy uważny obserwator  zadałby pytanie – „dobrze, ale średnia pensja czyli… co dokładnie?”. I to pytanie byłoby bardzo na miejscu. Nasz rynek pracy jest bowiem niezwykle zróżnicowany. Podstawową trudnością w obliczaniu średniej pensji jest oczywiście podział na różne typy umów. Stwierdzenie „średnia pensja” jest bardzo niemiarodajne, ponieważ mówi o pensji brutto. Jak wiadomo, pracownik dostaje mniej, zaś pracodawca płaci więcej – to jeśli chodzi o umowę o pracę. Z kolei na działalności gospodarczej średniej pensji nie ma jak obliczać z racji, że tu wymieszani są prawdziwi przedsiębiorcy z ludźmi zatrudnionymi po prostu na zasadzie fakturowania, jeszcze z ludźmi, którzy stoją gdzieś po środku tych dwóch.

Nawet w statystykach płacy na Umowę o Pracę sporo jest problemów. Miesięczne statystyki średniej pensji nie dotyczą przedsiębiorstw… do 9 osób. Tych zaś jest w Polsce zdecydowana większość. Co gorsza, dominanta płac obliczana jest jedynie co dwa lata, a to ona wskazuje na prawdziwe zarobki Polaków (średnie zawyżane są przez specjalistów zarabiających grubo powyżej przeciętnej).

Bardzo ciężko więc wyliczyć „bezpieczną pensję minimalną”. Możemy jednak pokusić się o stwierdzenie, że do 50% średniej pensji (liczonej z możliwie szerokiego grona!) mówimy o dość bezpiecznej kwocie. I tu wchodzi pomysł ustalenia systemowego rozwiązania pensji minimalnej.

Możemy ją wyliczać nie na podstawie decyzji polityków, ale sztywno przywiązać do średniej pensji z zeszłego roku. Mogłoby to być właśnie owe 50%, lub dla bezpieczeństwa kilka punktów procentowych niżej (np. 45%) z jednoczesną podwyżką kwoty wolnej od podatku, co pozwoliłoby najsłabiej zarabiającym zachować więcej pieniędzy w portfelu.

Takie rozwiązanie ma również dodatkowy atut – odpolitycznia kwestię pensji minimalnej. Nie mogłaby ona być już przedmiotem kampanii wyborczej, co pozytywnie wpływa na stabilność środowiska, w jakim funkcjonuje rynek.

Jakie mogą nas spotkać inne skutki?

Dwie największe obawy (inflacja i bezrobocie) mamy już omówione. Warto zastanowić się, jakie inne skutki może przynieść drastyczna podwyżka pensji minimalnej.

Największe koszty poniosą najmniejsze firmy [negatywne]

I to jest chyba najpoważniejszy problem. O ile duże korporacje pewnie dadzą sobie radę, o ile średnie przedsiębiorstwa będą w bardzo zróżnicowanej sytuacji, o tyle już teraz możemy powiedzieć, że najbardziej zaboli to najmniejsze firmy. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości podaje za GUS, że w 2017 roku mikroprzedsiębiorstwa zatrudniające poniżej 10 osób,

„mają największy spośród wszystkich grup przedsiębiorstw, udział w tworzeniu PKB – 31%, a przyjmując wartość PKB generowaną przez sektor przedsiębiorstw jako 100% – 41%. Ponadto, istotnie wpływają na rynek pracy – w sektorze przedsiębiorstw generują 40% miejsc pracy (liczba pracujących w takich firmach wynosi ok. 4 mln. osób).”

Warto zdawać sobie z tego sprawę, gdy chcemy w bardzo dotkliwy sposób uderzyć w tą szalenie ważną dla nas wszystkich grupę. Każdy analityk biznesu wie, że na tym etapie w znakomitej większości przypadków to właśnie płace są największym i najpoważniejszym kosztem. Sztucznie drastycznie podwyższając te płace, po prostu nagle kolosalnie zwiększamy ciężar dla bardzo ważnego dla naszej gospodarki sektora.

Ten skutek z kolei rodzi kolejne skutki. Takie na przykład jak spadek zamożności ludzi przedsiębiorczych, na których zamożności powinno nam zależeć najbardziej. Niektórzy być może się zwiną zostawiając kilku swoich pracowników na lodzie i dając znak myślącym o założeniu biznesu, że nie warto.

Zmiana podejścia do wydajności pracowników [pozytywne]

Stara prawda jest taka, że jeśli na jakiś produkt wydamy dużo pieniędzy, to większą wagę przykładamy do tego, aby „wycisnąć z niego” jak najwięcej. Zupełnie inaczej, niż gdy mamy coś za darmo, lub gdy zawsze jest w zasięgu ręki.

To samo odnosić się może nie tylko do produktów w życiu codziennym, ale także i podejścia pracodawców do swoich pracowników. Jeśli mało płacimy, mało też wymagamy. Pracownik też nie poczuwa się do starannego wypełniania obowiązków – „za takie pieniądze?!”.

Sytuacja może ulec zmianie, gdy nagle z pracownikiem wiążą się wyższe kwoty. Pracodawca, nie mając możliwości szastania pieniędzmi, większą uwagę przykłada do tego jaką funkcję ma pracownik i jaki jest jego potencjał. Po pierwsze, wiąże się to z większymi wymaganiami, ale po drugie również – z większym wysiłkiem włożonym w dialog z pracownikiem. Aby bowiem wydobyć najlepszy potencjał z pracownika, należy go poznać i znaleźć mu najlepsze miejsce w firmie, czy nawet rolę w konkretnym projekcie.

Zwraca na to uwagę jeden z ekonomistów, prof. Zbigniew Krysiak z Instytutu Myśli Schumana.

„Kiedy przypominamy sobie lata, że ktoś pracował na godzinową stawkę 5 zł, to przedsiębiorca, pracodawca, często nie dbał o to żeby pracownik dostarczał określoną produktywność. Przecież zawsze tak jest, że jak się mało płaci, na granicy zera, to nie ma z tego efektów. I tutaj ja zwracam na to uwagę, że to będzie oddziaływało w tym kierunku”

To zdecydowanie jedna z pozytywnych potencjalnych konsekwencji mocnego wzrostu płacy minimalnej.

Zwiększenie zamożności Polaków, w konsekwencji – rozwój [pozytywne]

Kolejną rzeczą, którą chcę omówić, jest potencjalne zwiększenie zamożności Polaków z nizin. Jeśli założymy, że wszystkie te czarne scenariusze z ciosem w najmniejsze firmy nie sprawdzą się, pozostanie nam ciekawa rzecz: wzrost kapitału wielu osób, co może być zbawienne dla nas wszystkich.

Jeśli firmy poradziłyby sobie ze wzrostem kosztów pracy (na przykład poprzez uwolnienie gotówki z kont), to zmieniłaby się sytuacja ludzi, którzy wcześniej ledwo wiązali koniec z końcem. Tacy ludzie wreszcie mogliby zacząć żyć”, nie zaś starać się jedynie przeżyć”. Mogłaby nastąpić stopniowa akumulacja kapitału, zmiana poziomu życia, a za tym idzie szereg innych zmian. Jakie? Na przykład śmielsze myślenie o podniesieniu kwalifikacji (co często wymagają czasu i pieniędzy), większe zadowolenie z życia dzięki bezpieczniejszej sytuacji. Również dzięki możliwości gromadzenia pieniędzy, więcej ludzi może przemyśleć otwarcie swojej działalności gospodarczej, co wiąże się przeważnie ze sporymi kosztami.

Brak kapitału to wielka zmora krajów, które zaczynają dopiero się rozwijać. Polska problem ten częściowo rozwiązała, ale cały czas istnieje on w naszym kraju. Brak kapitału to we współczesnym świecie natomiast brak władzy i brak możliwości, a więc i zależność od innych. Jeśli uda się zwiększyć zatrzymanie pieniędzy u Polaków, możemy w perspektywie wielu lat przestawić naszą gospodarkę na lepsze, silniejsze i bardziej niezależne tory.

Warto jednak powiedzieć sobie, że samo zwiększenie wpływu pieniędzy u najmniej zarabiających, to nie wszystko. Żeby pozostałe skutki o których napisałem mogły zaistnieć, musiałoby się jednocześnie zmienić kilka dodatkowych rzeczy. Choć z pewnością nie wszystkie, chciałbym wymienić dwie z nich – właściwie stanowiące dwie kategorie.

  1. Mentalność ludzi. Najważniejsza rzecz. Ponieważ samo wpływanie pieniędzy na konto nic nie znaczy. Każde pieniądze można przejeść, jeśli nie ma się wypracowanych odpowiednich mechanizmów wewnętrznych (co 10. zwycięzca lotto bankrutuje w ciągu 5 lat!). To powoduje, że powinniśmy naprawdę poważnie wziąć się za edukację finansową ludzi. Tu autoreklama – ja to czynię sprzedając swój ebook „Jak się ogarnąć finansowo?”, w którym w prosty sposób przekonuję do najbardziej oczywistych mechanizmów zarządzania finansami. To nie są skomplikowane rzeczy, ale znam przypadki osób, które potrafiły zakumulować po lekturze znaczą sumę (ze swojej pensji!), czy uchronić się przed zapaścią finansową. Jeśli masowo zaczniemy przekazywać stare, konserwatywne prawdy, większy wpływ gotówki do najgorzej zarabiających nie zostanie zaprzepaszczony.
    To również kwestia podejścia do życia – czy musimy ciągle konsumować? Czy myślimy o byciu twórczym, podejmowaniu inicjatyw? Bo to nie tylko sprawia, że świat wokół nas jest lepszy, nie tylko powoduje wzrost zadowolenia z życia (wreszcie robimy coś więcej), ale także zmusza by zobaczyć, że pieniądze potrzebne są nam nie tylko dla nas samych, na nasze wydatki i konsumpcję.
  2. Liberalizacja prawa – i tu wchodzi kwestia tego, czy w naszym kraju różne inicjatywy robi się łatwo, czy też napotykamy ciągły opór. Przede wszystkim chodzi tu o możliwości rozwoju firmy. Dopóki nie będzie się tego robiło dość tanio i bezpiecznie, dopóty nie będziemy mogli właściwie wykorzystać pieniędzy zakumulowanych „na dole”.

Tak więc podwyżka pensji minimalnej może nam zapewnić większy rozwój w przyszłości, jednak potrzeba do tego dodatkowych zmian.

Wzrost etatów na pół etatu [neutralne]

Ostatnim elementem jest pewne przemodelowanie rynku pracy. Dominik Owczarek z Instytutu Spraw Publicznych sugeruje, że wzrost pensji minimalnej może spowodować częstszy wybór pracy na pół etatu. Wcześniej miałoby się to nie opłacać z racji na zbyt niskie pensje. Po podwyżce pensji minimalnej, więcej osób mogłoby sobie pozwolić na podjęcie pracy w niepełnym wymiarze godzin.

Choć ciężko określić ten skutek jednoznacznie jako pozytywny, to ma on pewne pozytywne aspekty. Prawdopodobnie byłoby to pewne przemodelowanie rynku. Jeśli praca na pół etatu byłaby finansowo atrakcyjna, mogłoby to zachęcić ludzi chcących spędzać czas w inny sposób właśnie do takiego rozwiązania. Z drugiej strony, jeśli faktycznie wydajność tej pracy znacząco by wzrosła, pozwoliłoby to firmom na pewne ograniczenie kosztów.

Absurd w debacie o pensji minimalnej

Dyskutując o pensji minimalnej, należy również zmierzyć się z rozmaitymi opiniami, które w mojej opinii wydają się albo wewnętrznie sprzeczne, albo wątpliwe w odniesieniu do jakiegoś konkretnego kontekstu. Chciałbym wyrazić własną opinię w związku z jedną z nich.

Wzrost automatyzacji i brak spadku bezrobocia

Bardzo często ze strony zwolenników drastycznej podwyżki można usłyszeć, że firmom nie zaszkodzi nagły wzrost płacy minimalnej, a nawet że pomoże zwiększyć innowacyjność i automatyzację, co wyniesie nas na wyższy poziom cywilizacyjny. Skąd miałoby się to wziąć? Z tej prostej przyczyny, że zbyt drastyczna podwyżka kosztów związanych z zatrudnieniem pchnie przedsiębiorców w kierunku automatyzacji. Proste prace nie będą musiały być wykonywane przez ludzi na pensji minimalnej, a będą mogły zostać zastąpione robotami (szeroko pojętymi).

Teza ta, choć brzmi dość racjonalnie, zawiera kilka błędów logicznych. Podstawowy z nich, widoczny gołym okiem jest taki, że… nie można jednocześnie wychwalać pensji minimalnej jako czynnika pro-innowacyjnego oraz zwiększającego płace obywateli. Jeśli naprawdę wierzymy w to, że przedsiębiorcy sięgną po automatyzację, nie możemy zapominać, że będzie się ona działa kosztem zwolnionych z pracy pracowników.

Kolejne pytanie jest takie, czy w ogóle taki drastyczny wzrost kosztów spowoduje rozwój automatyzacji? Koszty związane z pracownikami są największe dla najmniejszych firm. To również one nie dysponują efektem skali ani kapitałem, czy jakimiś innymi zabezpieczeniami. W efekcie to właśnie w takie firmy uderza najmocniej gwałtowny wzrost płacy minimalnej. Ciężko jest twierdzić, że najmniejsze i najsłabsze firmy mają duży potencjał na nagłe wdrożenie automatyzacji czy kapitał na badania i rozwój. Tak więc im mniejsza i słabsza firma, tym bardziej uderzy w nią taka drastyczna podwyżka pensji minimalnej.

A więc w dyskusji musimy się zdecydować, które twierdzenie przyjąć: wzrost automatyzacji + wzrost bezrobocia, czy brak automatyzacji.

Jak inaczej osiągnąć cel? Alternatywa dla podwyżki pensji minimalnej

Wszystkie powyższe obserwacje powinny nasunąć podstawowy wniosek: tak wysoka podwyżka pensji minimalnej jest niezwykle ryzykowna. I nawet, jeśli nie będzie destrukcyjna dla całej gospodarki, to może być śmiertelna dla wielu drobnych firm oraz uciążliwa dla niektórych branż. To powinno prowadzić nas do podstawowego pytania: czy nie da się osiągnąć tego samego celu inaczej?

Szukając odpowiedzi, należy oczywiście zadać sobie pytanie o to „co ma być celem podwyżki pensji minimalnej?”. W tym celu warto udać się do Międzynarodowej Organizacji Pracy, która w 1928 roku usankcjonowała płacę minimalną. Uzasadniano ją trzema punktami:

  1. Ograniczeniem nadmierne eksploatacji robotników, zwłaszcza niewykształconych i nieposiadających kwalifikacji zawodowych.
  2. Zapewnieniem odpowiedniego poziomu życia osobom wykonującym prace najprostsze, a więc walka z ubóstwem.
  3. Wyeliminowanie pewnych form nieuczciwej konkurencji na rynku pracy (m.in. dyskryminacja kobiet, nieletnich, obcokrajowców).

Wobec tego można poszukać innych, mniej ryzykownych form wsparcia. Tu przychodzą mi do głowy trzy możliwości. Każda z nich może zostać wdrożona z osobna, lub też mogą zostać połączone.

Umiarkowane podnoszenie pensji minimalnej + bardzo wysoka kwota wolna od podatku.

Rozmawiając od pensji minimalnej warto powiedzieć sobie jedno: najsłabiej zarabiający są kolosalnie opodatkowani. To absolutna katastrofa, że państwo które wymaga od pracodawcy pensji minimalnej, automatycznie obciąża tegoż pracownika podatkami dochodowymi w wysokości… ok. 40%!

Pensja minimalna na poziomie 4000 zł bowiem, realnie jest zupełnie inna. Warto wiedzieć, że przy takiej pensji…

  1. Pracownik otrzymuje „na rękę” 2907
  2. Pracodawca płaci 4819 zł.

Tak więc, rząd de facto chce zmusić pracodawców do wypłacania prawie 5 000 zł co miesiąc, podczas gdy do pracownika dojdzie jedynie niespełna 3 000 zł!

A więc politycy ustalają, że godziwe minimum to X zł, po czym zabierają z niego 40%. To nie tylko niedorzeczne, ale i niemoralne.

Rozwiązaniem byłaby bardzo wysoka kwota wolna od podatku. Problemem jest to, że zadziałałby ona jedynie na podatek PIT, nie zaś na składki społeczne, które stanowią większość obciążeń. Dobrze byłoby więc pomyśleć poważnie nad przemodelowaniem systemu podatkowego, aby wszystkie składki połączyć z PITem. Tu z kolei dotykamy systemu emerytalnego, który wymaga głębokiej reformy. Pisałem o tym szerzej w tym artykule.

Co by jednak nie było, warto ustanowić kwotę wolną od podatku PIT nawet wtedy, gdy nie chcemy przemodelowania systemu podatkowego. W takiej sytuacji kwota wolna jako dwunastokrotność pensji minimalnej będzie pewnym konkretnym wsparciem dla osób, które chcą pracować i bogacić się same. Nie musimy wtedy jednocześnie wdrażać tak spektakularnej i ryzykownej zmiany w pensji minimalnej.

Obecne zmiany w pensji minimalnej + wsparcie dla małych firm.

Jak już zaznaczyłem wyżej, najbardziej obciążenia dotkną najmniejsze i najsłabsze firmy. W związku z tym rodzi się wniosek: istotna w podwyżce pensji minimalnej jest nie tylko sama podwyżka, ale również zmiany wprowadzone niejako równolegle do niej.

Jeśli rząd przemyślałby szereg zmian, które miałyby ulżyć działalność najmniejszym firmom, mogłaby je ta zmiana aż tak bardzo nie dotknąć. Co więcej, można zastanowić się nad mechanizmem zgodnie z którym najdrobniejsze firmy (do 9 osób) mają obowiązek płacenia pewnej części pensji minimalnej – np. 80%.

Tu jednak rodzą się pytania o to, czy nie wchodzimy zbyt mocno w tworzenie łat zamiast budowanie dobrego systemu.

Na koniec tego punktu warto powiedzieć o rozwiązaniu, które z całą pewnością zapewni większą stabilność fiskalną firm. Chodzi o ustalenie pensji minimalnej nie nominalnie, ale w korelacji – na przykład do średniej pensji z ubiegłego roku. Pozwoli to odpolitycznić temat najniższej ustawowej płacy. Zawsze zaś zmiany, na które politycy nie mają wpływu, pozwalają zachować pewien spokój ducha. Nawet, jeśli kierunek zmian nie będzie przyjmowany z zadowoleniem przez przedsiębiorców, to będą oni czuli się bezpieczniej znając potencjalne zmiany.

Pensje minimalne na poziomie województw

Ostatnia propozycja podchodzi od nieco innej strony do zagadnienia. Faktem na którym chcę ją oprzeć jest bardzo mocne zróżnicowanie średnich pensji w różnych miejscach w kraju. Pensja minimalna na poziomie 4800 zł kosztów pracodawcy zupełnie inaczej zostanie odebrana w bogatej Warszawie, a zupełnie inaczej odczują ją drobni przedsiębiorcy z okolic Lublina.

Dla jasności powiem, że w Województwie Lubelskim średnie wynagrodzenie w 2018 roku wyniosło 3800 zł brutto. Pensja minimalna na poziomie 4000 zł brutto byłaby więc ogromnym ciosem dla tamtejszej gospodarki.

Tu w naturalny sposób pojawia się pomysł, aby to władze województwa decydowały o pensji minimalnej. Miałoby to dwie zalety.

  1. Lepsze dostosowanie pensji minimalnej do danych realiów.
  2. Konkurencja między województwami. Musiałyby tak wymierzać, aby być konkurencyjne wobec innych zarówno jeśli chodzi o pracowników, jak i pracodawców.

Taka zmiana, to dodam zupełnie nawiasem, mogłaby być początkiem większej decentralizacji państwa polskiego i skierowania go w stronę rządu federalnego oraz województw z dużo większą niż obecnie ma to miejsce, możliwością inicjatywy, decyzyjności oraz autonomii.

Czemu rząd tak bardzo chce tej zmiany?

Mam szczerą nadzieję, że pokazałem obecnym artykułem złożoność zagadnienia drastycznej podwyżki płacy minimalnej. Choć nie da się prosto powiedzieć, że spowoduje ona jakieś określone skutki, to z całą pewnością można powiedzieć jedno: jest bardzo ryzykowna. Ma oczywiście pozytywne skutki, ale niesie ze sobą także sporo zagrożeń. Jednocześnie widać na horyzoncie alternatywy! Choćby takie, jak przytoczyłem nieco wyżej. Czemu więc rząd tak bardzo chce tej zmiany?

Obawiam się, że odpowiedzieć można na dwa sposoby:

  1. Najprostsza rzecz oczywiście, to kwestia propagandy. Wyższa pensja minimalna jest w wielu środowiskach bardzo chwytliwym hasłem. Jest dużo bardziej nastawione na błyski fleszy, niż wzrost kwoty wolnej od podatku. Co więcej – jest również w jakiś sposób pokazaniem, że rząd nie boi się pracodawców i pójdzie z nimi na wojnę, byle tylko pracownik zarabiał więcej. Oczywiście od tego „więcej” państwo od razu zabierze 40%, ale to inna para kaloszy.
  2. Drugi powód jest również dość prosty, jeśli spojrzymy na… opodatkowanie właśnie. Przecież, jeśli statystycznie nie spowodujemy dużego bezrobocia, to tak gwałtowny wzrost pensji minimalnej zapewni nam bardzo konkretny zastrzyk gotówki do państwowej kasy. Gdy nagle setki tysięcy/miliony osób zarabiają więcej, to i płacą więcej PIT.

Tak więc rząd postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony okazuje (pozorną) hojność i dbałość o pracownika, z drugiej zapewnia sobie przypływ gotówki do budżetu państwa. To wszystko – niestety – kosztem najmniejszych firm. Choć daleki jestem od potępiania w czambuł tej decyzji, to warto zdawać sobie sprawę, że daleka jest ona od szlachetnego, czy mądrego czynu.

Podsumowanie – wnioski z raportu

Mam szczerą nadzieję, że pierwszy na Blogu Republikańskim Raport Obywatelski skonstruowany został z możliwie wysoką rzetelnością. Choć mechanizm pensji minimalnej jest prosty, to jego skutki są tak złożone, że ciężko jest przewidzieć jak dokładnie zachowa się gospodarka. I chciałbym, aby to był główny wniosek płynący z tego materiału. Ekonomia jest niezwykle złożonym organizmem i zarówno spoglądanie w historię, jak i próba modelowania ciągów przyczynowo-skutkowych może dać ograniczone efekty. Zachowajmy to w naszych sercach i umysłach, gdyż pomoże to powściągnąć emocje w następnej internetowej (i nie tylko) dyskusji. To zaś pomoże prowadzić dojrzalszą dyskusję, która w efekcie doprowadzi do znacznie lepszych zmian.

Druga rzecz: drastyczny wzrost pensji minimalnej jest ryzykowny. Nawet, jeśli nie będzie skutkował wzrostem bezrobocia lub skokiem inflacji, to może przechylić model gospodarki w kierunku dużych i silnych firm. Te niestety wciąż w większości mają kapitał zagraniczny, wobec czego powinniśmy się głęboko zastanowić nad tym, czy powinniśmy dociążać małe firmy bardziej, niż wielkie korporacje.

I wreszcie trzeci wniosek – próby zbudowania większego kapitału u osób mniej zamożnych są godne pochwały. To w dużej mierze właśnie od rozmiarów sfery ubóstwa zależy, jak wygląda kraj. Warto jednak wzrost pensji minimalnej połączyć z odciążeniem podatkowym najuboższych. Obecnie państwo zabiera tym obywatelom ok. 40% przychodu, jaki wypracują. Poza zwiększaniem wymagań od pracodawców, warto również mniej zabierać tym, którzy zarabiają najsłabiej. Dodam tu dla jasności – wcale niekoniecznie kosztem zarabiających lepiej. To od tego jak silna jest klasa średnia w dużej mierze zależy siła narodu, kraju i państwa.

Dziękuję za przeczytanie Raportu Obywatelskiego o Pensji Minimalnej. Jego napisanie zajęło bardzo dużo czasu i pochłonęło niemało wysiłku. Wobec tego nie boję się prosić o odwiedziny Sklepu Republikańskiego – można tam znaleźć odpowiednie produkty i zaopatrując się w nie wesprzeć niezależne medium, jakim jest Blog Republikański.

Zostań na dłużej:


Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański

Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi


Artykuł Raport Obywatelski na temat płacy minimalnej pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
http://marekczuma.pl/2019/11/18/raport-obywatelski-temat-placy-minimalnej/feed/ 2
Wspomnienie o. Huberta Czumy http://marekczuma.pl/2019/11/01/wspomnienie-o-huberta-czumy/ http://marekczuma.pl/2019/11/01/wspomnienie-o-huberta-czumy/#respond Fri, 01 Nov 2019 11:08:41 +0000 http://marekczuma.pl/?p=1990 Dziś 1.11, a więc święto wszystkich świętych. Z tej okazji zachęcam do zapoznania się ze wspomnieniem zmarłego w tym roku o. Huberta Czumy SJ. Z racji, że o. Hubert był wybitnym nie tylko duszpasterzem, ale i patriotą, możemy naprawdę bardzo dużo nauczyć się z jego życia. Dodajmy – życia pełnego ewangelicznej miłości do bliźnich. Również...

Artykuł Wspomnienie o. Huberta Czumy pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
Dziś 1.11, a więc święto wszystkich świętych. Z tej okazji zachęcam do zapoznania się ze wspomnieniem zmarłego w tym roku o. Huberta Czumy SJ. Z racji, że o. Hubert był wybitnym nie tylko duszpasterzem, ale i patriotą, możemy naprawdę bardzo dużo nauczyć się z jego życia. Dodajmy – życia pełnego ewangelicznej miłości do bliźnich. Również bliźnich komunistów, którzy przez cały czas napiętnowali duchownego i utrudniali wszelkie jego inicjatywy.

Zapraszam do przeczytania krótkiego wspomnienia autorstwa Pana Przemysława Fenrycha. Pierwotnie tekst ukazał się w szczecińskim dodatku do „Niedzieli”, w wydaniu z 20.10.2019.

Hubert Czuma – prawdziwy Ojciec

Zmarł Ojciec Hubert Czuma SJ, który w moim życiu zostawił bardzo ważny i dobry ślad. O ojcu Hubercie mówiliśmy „ojciec” bez żadnych wątpliwości, to nie był jedynie tytuł przynależny zakonnemu kapłanowi. On był ojcem, jego sposób duszpasterzowania był właśnie ojcowski. Czuło się, że jemu naprawdę zależy na sukcesie wychowanka, przy czym ten sukces był związany z wartościami, którym rzeczywiście warto służyć. W 1975 roku władze PZPR wymogły na rektorze Wyższej Szkoły Pedagogicznej odebranie mi zajęć dydaktycznych ze studentami. Podobno byłem nadmiernie wierzący i nie ukrywałem tego przed studentami. Przyznaję, to był dla mnie cios, czułem się nauczycielem, ten rodzaj pracy odpowiadał mi najbardziej. Ojciec Hubert zareagował natychmiast: nie pozwalają ci uczyć na uczelni, będziesz to robił u nas, w duszpasterstwie. I robiłem – przez wiele kolejnych lat. Mało tego – popchnął mnie dalej, z jego inicjatywy do prowadzenia zaprosili mnie także chrystusowcy i ks. Witold Andrzejewski z Gorzowa Wlkp. Wszedłem w środowisko, mogłem się rozwijać, jeśli nie naukowo, to dydaktycznie i społecznie. I w pełni zgodnie z sumieniem, które to sumienie ojciec Hubert pomagał mi kształtować jako kapłan i spowiednik. To się nazywa naprawdę ojcowskie wsparcie. Myślę, że wielu szczecinian takiego wsparcia doświadczyło.

O ojcu Hubercie mówi się głównie w kontekście jego zaangażowania patriotycznego, związków z opozycją, głębokiego przeciwstawiania się „braciom komunistom”. Słusznie się o tym mówi. Jego stosunkowo krótka praca w Szczecinie była na tyle intensywna, że powstało środowisko, dla którego patriotyzm przejawiający się oporem wobec systemu komunistycznego był sposobem na życie przez wiele lat. Moim zdaniem skuteczność jego działań w Szczecinie wynikała z faktu, że – wbrew pozorom – stosunek do PRL-owskich władz nie był dla niego najważniejszy. Jego patriotyzm był konsekwencją o wiele głębszego wyboru. Nie mieliśmy wątpliwości – ojciec Hubert był przede wszystkim głęboko wierzącym księdzem, zakonnikiem, dla którego bycie Polakiem było sposobem na bycie człowiekiem i chrześcijaninem. Pytania jak być człowiekiem, chrześcijaninem, Polakiem zadawał przede wszystkim Ewangelii i znajdował tam wezwanie do miłości bliźniego, w tym miłości nieprzyjaciół. Przekonywał nas, że przeciwstawianie się złu jest koniecznością, czasem to boli, trzeba wiele poświęcić przeciwstawiając mu się, a najskuteczniejsze w oporze wobec zła jest budowanie dobra.

Ojciec Hubert należał do tych duszpasterzy, którzy uczyli nas wolności. Uczyli własną postawą, trwaniem przy nas i słowem. W tej warstwie zewnętrznej była to wolność wobec represyjnego systemu. Represje aparatu władzy były mało skuteczne, gdy obok był duszpasterz pokroju ojca Huberta. Człowiek prześladowany nie był sam, w dodatku rozumiał, że doświadczany ból ma jakiś sens, do czegoś dobrego prowadzi. Dowiadywaliśmy się w praktyce, że można być wewnętrznie wolnym nawet w więzieniu. Ale najważniejsza była warstwa głębsza: tylko wolny duchem człowiek może naprawdę wybrać dobro. Wybrać Boga i pójść za Nim. Dziękuję ojcze Hubercie.

Autorem wspomnienia jest Przemysław Fenrych.

Nagłówek oraz pogrubienia należą do Marka Czumy, autora Bloga Republikańskiego.

Artykuł Wspomnienie o. Huberta Czumy pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
http://marekczuma.pl/2019/11/01/wspomnienie-o-huberta-czumy/feed/ 0
Spokojnie, będziemy mieli emerytury! Tylko… co z tego? http://marekczuma.pl/2019/10/23/spokojnie-bedziemy-emerytury-tylko-co-z-tego/ http://marekczuma.pl/2019/10/23/spokojnie-bedziemy-emerytury-tylko-co-z-tego/#comments Wed, 23 Oct 2019 10:45:27 +0000 http://marekczuma.pl/?p=1980 Parę dni temu udostępniłem post, w którym podzieliłem się swoją refleksją na temat projektu ustawy dotyczącej ZUS od dochodu dla najdrobniejszych przedsiębiorców. Moją opinię można znaleźć tutaj. Przy okazji z niewysłowionej tęsknoty do zimy a w nawiązaniu do treści wrzuciłem dość zabawne zdjęcie odnośnie naszych emerytur z ZUS (przedstawione z boku). Po reakcjach na ten...

Artykuł Spokojnie, będziemy mieli emerytury! Tylko… co z tego? pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
Parę dni temu udostępniłem post, w którym podzieliłem się swoją refleksją na temat projektu ustawy dotyczącej ZUS od dochodu dla najdrobniejszych przedsiębiorców. Moją opinię można znaleźć tutaj. Przy okazji z niewysłowionej tęsknoty do zimy a w nawiązaniu do treści wrzuciłem dość zabawne zdjęcie odnośnie naszych emerytur z ZUS (przedstawione z boku). Po reakcjach na ten post, a także w związku z wieloma rozmowami jakie przeprowadziłem wcześniej, dochodzę do pewnego wniosku. Otóż, wielu z nas ma wysoki poziom nieufności do ZUS i uważa, że nie dostanie emerytury na starość. Chociaż kierunek myślenia jest (moim zdaniem) słuszny, stwierdziłem, że warto powiedzieć jasno: emerytury mieć będziemy. ZUS nie upadnie. No właśnie, tylko co z tego? Jakie to może rodzić konsekwencje?

Ponieważ wiem, że wiele osób czeka na artykuł o pensji minimalnej, dziś bardzo krótko na temat naszego systemu emerytalnego, tego jakie ma/będzie mieć skutki, konstrukcji państwa i o tym jaką mamy alternatywę.

Artykuł obywatelski oczywiście, nie ekspercki. Podobną wiedzę można zdobyć czytając odpowiednie książki i publikacje w prasie ekonomicznej, oraz słuchając ekspertów.


Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie.


Jak wygląda nasz system emerytalny? I czy ZUS zbankrutuje?

Konstrukcja i koszt polskiego systemu emerytalnego

Mówiąc bardzo prosto, każdy z pracujących ludzi odprowadza do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych składki. Te składki sumują się na jego koncie, a przy przejściu na emeryturę z pieniędzy tych wypłacane są emerytowi comiesięczne pieniądze, obliczone według specjalnego wzoru. Co ważne – opłacanie składek jest obowiązkowe.

Tyle w teorii – czyli prosto i racjonalnie, logicznie ułożony system. W praktyce wszystko zaczyna się burzyć. Pierwszą kwestią jest to, że w systemie tym aż roi się od różnych dziur i kruczków. Inaczej opłacają składki pracownicy na Umowie o Pracę, inaczej przedsiębiorcy, część osób w ogóle wyłączona jest z ZUS i podlega pod KRUS, jeszcze inni mają emerytury pomostowe itd…

Drugą sprawą jest to, jak naprawdę wygląda droga pieniędzy od zdeponowania ich przez Pana Jana Kowalskiego w ZUSie, do wypłacenia na emeryturze. I tu schody pojawiają się jeszcze większe, bowiem… pieniądze te po prostu nie są deponowane. Są jedynie wirtualnie zapisywane w systemie ZUSowskim. Ponieważ jednak realne potrzeby są gigantyczne, pieniądze te idą od razu na poczet obecnych wydatków.

Czym są owe wydatki? Oczywiście są nimi przede wszystkim emerytury. W ramach systemu powszechnego w ZUS emerytury pobierało w 2017 roku 5.5 mln osób. Kolejne pokaźne liczby dochodzą do KRUS oraz emerytur mundurowych. Ile to kosztuje? Jeśli dobrze liczę, w 2017 r. wynosiło to około 184 mld zł. Dodatkowo uzględnić należy samo funkcjonowanie ZUS i KRUS, co wyniosło w omawianym roku ponad 5 miliardów złotych. Chociaż kategoria „renty i emerytury” wykazuje aż 251,88 mld zł, to jak widać samo funkcjonowanie instytucji oraz wysokość emerytur stanowi aż 75% tej kwoty. Warto zestawić to z kwotą 735 mld – dokładnie tyle wyniosły w 2017 roku dochody państwa. Warto dodać, że całego państwa, gdyż te budżetowe przyniosły 350 mld zł.

Skutki polskiego systemu emerytalnego

Skoro już wiemy, że Pan Jan Kowalski płaci na obecnych emerytów, warto zadać sobie pytanie o potencjalne konsekwencje. Zbierzmy sobie podstawowe dane:

  1. Średnie wynagrodzenie to 5164 zł (brutto).
  2. Składki emerytalne opłacane od średniego wynagrodzenia wynoszą 1008 zł
  3. Średnia emerytura to 2236 zł.

Zdaję sobie sprawę, że gdy mój sąsiad z psem idzie na spacer, to każdy z nich ma średnio po 3 nogi. Wiem, że średnia nie jest fantastycznym punktem odniesienia, jednak coś tam pokazuje i przybliżone szacunki można na nich opierać. Z takich przybliżonych szacunków wynika, że aby obecny (średni”) emeryt dostał swoją emeryturę, musi na niego pracować ponad 2 („średnich”) pracowników – dodajmy, że pracowników sektora prywatnego (o tym czemu, powiemy sobie w następnym rozdziale). Tak naprawdę dobrze, aby zarabiało przynajmniej 3 pracowników, aby mogli oni pokryć jeszcze inne wydatki.

Prowadzi to do prostych wniosków: taki system może się świetnie sprawdzać, gdy jest bardzo wielu pracowników sektora prywatnego płacących składki i możliwie niewielu emerytów. Kiedy natomiast proporcje zaczynają się zmieniać w drugą stronę, system ten jest coraz trudniejszy w utrzymaniu. Szczególnie, jeśli koszt funkcjonowania samych instytucji jest duży – a koszt ZUSu jest imponujący.

Bankructwo ZUS

Powyższe rozważania (oczywiście pojawiały się one wcześniej, nie jestem ich pierwszym autorem) doprowadziły wiele niezależnych środowisk do wniosku: ZUS może zbankrutować. Naturalnym wnioskiem z tego założenia jest oczywiście fakt, że emerytur mieć nie będziemy. I tu pojawia się pewien błąd logiczny.

Najpierw spójrzmy na definicję „bankructwa”, ponieważ od definicji zależy cała dyskusja na tematy wszelakie. Słownik Języka Polskiego definiuje to w sposób następujący:

„Sądownie ogłoszona upadłość firmy, lub czyjaś niewypłacalność”

No właśnie – i tutaj spotykamy się tak naprawdę z dwoma definicjami. Zajmijmy się drugą częścią, czyli zastanówmy się czy ZUS może być niewypłacalny? Cóż, tutaj odpowiedź jest niczym kubeł naprawdę lodowatej wody. ZUS nie może stać się bankrutem. ZUS… jest bankrutem od wielu lat. Poniżej przedstawiam zdjęcie zapożyczone z portalu bankier.pl. Przedstawia ono wydatki z budżetu na FUS, czyli po prostu kwoty, którymi budżet ratuje nasze emerytury.

Wysokość dotacji budżetowej do FUS (mld zł). Źródło: bankier.pl

Tak więc, można powiedzieć, że ZUS już zbankrutował – w końcu każda kwota przedstawiona na wykresie powyżej, to po prostu deficyt ZUSu. Gdyby Zakład był firmą, nikomu nie polecałbym w nią inwestować. Ale czy na pewno to bankructwo jest takie straszne? Przecież emeryci jak dostawali przelewy, tak cały czas je dostają.

Prosta konstrukcja państwa + skutki ZUS

I tu dochodzimy do następnego punktu – czyli pytania o skutki takiego stanu rzeczy. Tu chciałbym przedstawić bardzo uproszczoną konstrukcję państwa. Konstrukcję, o ktorej każdy oczywiście wie, ale z której nie do końca zdaje sobie sprawę.

  1. Naturalnym i podstawowym stanem funkcjonowania kraju jest sektor prywatny. To on wypracowuje prawdziwe dobra, a co za tym idzie – pieniądze.
  2. Stanem wtórnym jest sektor państwowy. Nie chcę przez to powiedzieć, że państwo jest niepotrzebne (przeciwnie – jest niezbędne). Trzeba jednak podkreślić, że ten ważny element naszego funkcjonowania jest utrzymywany przez sektor prywatny. Wszyscy składamy się do wspólnego wora (płacimy podatki), aby mogły powstawać drogi, aby mogła funkcjonować policja, sądy oraz… aby mogły być wypłacane emerytury.
  3. Im więcej płacimy podatków, tym sektor prywatny jest słabszy. Oczywiście coś za coś, bo z drugiej strony sprawne funkcjonowanie państwa go również wzmacnia – możemy korzystać z infrastruktury i ogólnego bezpieczeństwa, co drastycznie zwiększa nasze szanse na powodzenie, dzięki czemu znów – pieniędzy jest więcej. Mądra kooperacja sektora prywatnego i państwowego jest więc korzystna dla wszystkich i stanowi coś w rodzaju „perpetum mobile”.

Warto jednak zadać sobie pytanie o „punkt równowagi” . Czyli to kiedy nasze podatki nam się „zwracają”. To jednak kwestia bardzo filozoficzna, być może nigdy nie będzie porządnie rozpracowana. Tymczasem korzystając z 3 wyżej przedstawionych punktów, warto spojrzeć na sektor prywatny jak na człowieka i sektor publiczny, jak na trzymane przez niego krzesło. Mniej więcej tak, jak na obrazku poniżej.

Dopóki krzesło jest lekkie, nie ma problemu z utrzymaniem go. Problem pojawia się, gdy rosną wydatki państwa. Te muszą być pokryte z dochodów państwa, a podstawowymi dochodami sa oczywiście podatki – i te podatki można rozważyć jako coraz większy ciężar krzesła.

Podstawowym i największym wydatkiem państwa polskiego jest system emerytalny. A ponieważ coraz mniej osób może na niego płacić (mamy duże problemy z demografią), a coraz więcej osób jest emerytami (czyli przyczynia się do wydatków), to krzesło staje się coraz cięższe, a osoba która je trzyma, coraz słabsza. Emerytury bowiem, nie są wypłacane już jedynie ze składek, ale i (jak pokazalem powyżej) z podatków. Gdy więc zobowiązania będą rosły, a wpływy malały, jedynym rozwiązaniem jest podwyżka podatków.

Tylko, że to droga donikąd, bo ciągła podwyżka podatków na cele, które niczego nowego nie wnoszą, to stopniowe osłabianie sektora prywatnego – który przecież utrzymuje ten publiczny. O ile chwilowo to chwyt, który zadziała, o tyle długofalowo to pętla na szyję nas wszystkich i doprowadzenie do upadku całego systemu.

Finalnie można więc powiedzieć: emerytury będziemy mieć (jakiej wysokości to już inna sprawa). I to do samego końca. Problem jednak lezy w tym, że nadejście końca (zarwanie całego systemu) naprawdę może nadejść.

Alternatywa dla obecnego systemu emerytalnego

W tym miejscu powinniśmy wyciągnąć podstawowy wniosek: ciągłe dokładanie pieniędzy do obecnego, chorego systemu, jest drogą donikąd. Chociaż mamy w zwyczaju na problemy odpowiadać „trzeba dorzucić więcej pieniędzy”, to warto się zastanowić nad innym rozwiązaniem – czyli zmianą systemu na bardziej wydajny.

I tu jedną z możliwych opcji jest system tzw. emerytury obywatelskiej. W skrócie polega ona na tym, że przestajemy patrzeć na emerytury państwowe jak na dziwną hybrydę oszczędzania i świadczenia społecznego i z góry uznajemy, że „emerytura się należy”. Należy się, więc każdy kto ukończy odpowiedni wiek dostanie taką samą. Oczywiście to rodzi różne zastrzeżenia, dlatego warto powiedzieć:

  1. Wiąże się to z obniżką opodatowania i uproszczeniem systemu podatkowego (nie ma składek na emerytury, bo świadczenie wypłacane jest z budżetu)
  2. Funkcjonowanie ZUS jest dużo tańsze, bo nie ma skomplikowanego systemu obliczającego emerytury ani tak wielu urzędników (ZUS w ogóle się tym nie zajmuje).
  3. Obecni emeryci nie stracą – obiecane nie będzie odebrane. Musi być okres przejściowy i takowy został przez Centrum im. Adama Smitha zaprojektowany.

Zaoszczędzone przez podatnikow pieniądze (na mniejszych podatkach) będą zobowiązaniem, aby sami oszczędzali. Taki system jest przewidywalny i oddający w ręce obywateli więcej odpowiedzialności.

Podsumowanie

Zanim przejdę do podsumowania, chciałbym serdecznie podziękować Fundacji Republikańskiej, za stworzenie mapy dochodów i mapy wydatków państwa.

„Wierzę w mikołaja i wysokie emerytury w ZUS” – kubek w Sklepie Republikańskim.

Jak co roku, FR odwaliła kawał znakomitej roboty, ułatwiając prace obywatelskie takim osobom jak ja. Polecam każdemu zapoznać się z tym wspaniałym, pro-obywatelskim dziełem i wesprzeć finansowo. Pamiętajmy, że „głosujemy portfelami” – nie tylko na polityków, ale i na całość rozwoju naszego kraju, w tym na inicjatywy które są podejmowane przez niezależne think-tanki.

Przechodząc do podsumowania, przedstawmy to w 3 krótkich krokach:

  1. Będziemy mieli emerytury, przynajmniej dopóki istnieje nasz system państwowy.
  2. Obecny system emerytalny jest chory i prowadzi do zarwania całego naszego sektora państwowego.
  3. Alternatywą (jedną z wielu) jest emerytura obywatelska

Jeśli artykuł Ci się podoba i uważasz, że jest wartościowy, proszę o dwie rzeczy:

  • Podaj go dalej, abyśmy wszyscy wiedzieli lepiej i w ten sposób budowali społeczeństwo obywatelskie
  • Zastanów się, czy ze swojego portfela nie wesprzeć Bloga Republikańskiego – robiąc zakupy w Sklepie Republikańskim. Akurat dostępny jest już kubek z hasłem w temacie artykułu…;-)

Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański

Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi


Zostań na dłużej:

Artykuł Spokojnie, będziemy mieli emerytury! Tylko… co z tego? pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
http://marekczuma.pl/2019/10/23/spokojnie-bedziemy-emerytury-tylko-co-z-tego/feed/ 5
Kiernicki: Wizja Prawicy RP przekracza „mały rząd” czy „państwo opiekuńcze” http://marekczuma.pl/2019/08/20/kiernicki-wizja-prawicy-rp-przekracza-maly-rzad-czy-panstwo-opiekuncze/ http://marekczuma.pl/2019/08/20/kiernicki-wizja-prawicy-rp-przekracza-maly-rzad-czy-panstwo-opiekuncze/#comments Tue, 20 Aug 2019 13:51:44 +0000 http://marekczuma.pl/?p=1955 Fotografia: Jakub Kaczmarczyk / PAP W czerwcu Rada Polityczna Prawicy Rzeczypospolitej wybrała nowego Prezesa – Bogusława Kiernickiego. Uznałem to za znakomity moment, by porozmawiać o formacji. Szczególnie w kontekście rzeczy uznawanych przeze mnie (i środowisko Bloga Republikańskiego) za fundamentalne, a które przeważnie nie pojawiają się w debacie publicznej. Na samym początku chciałbym podkreślić fakt, że...

Artykuł Kiernicki: Wizja Prawicy RP przekracza „mały rząd” czy „państwo opiekuńcze” pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
Fotografia: Jakub Kaczmarczyk / PAP

W czerwcu Rada Polityczna Prawicy Rzeczypospolitej wybrała nowego Prezesa – Bogusława Kiernickiego. Uznałem to za znakomity moment, by porozmawiać o formacji. Szczególnie w kontekście rzeczy uznawanych przeze mnie (i środowisko Bloga Republikańskiego) za fundamentalne, a które przeważnie nie pojawiają się w debacie publicznej.

Na samym początku chciałbym podkreślić fakt, że to pierwszy wywiad, który powstał przy udziale czytelników Bloga. Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim zaangażowanym – tak za celne pytania, jak i za wartościowe rozmowy jakie przy tej okazji odbyliśmy.


To co przeczytasz za chwilę, to wywiad merytoryczny. W przeciwieństwie do „zawodowych dziennikarzy pytam tylko o najważniejsze kwestie. Tylko konkrety. Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie.


Wywiad

Bardzo się cieszę, że możemy porozmawiać. Prawica Rzeczypospolitej kojarzy się wielu osobom bardzo fragmentarycznie, z konserwatywnymi hasłami. Ja chciałbym zacząć od najbardziej fundamentalnych spraw – przynajmniej dla czytelników Bloga Republikańskiego. Jaka jest wizja państwa według Prawicy Rzeczypospolitej? Mały Rząd, czy raczej państwo opiekuńcze?

Prawica Rzeczypospolitej  powstała w 2007 r. Od początku definiowała się jako ugrupowanie konserwatywne. Swój program przedstawiliśmy zaraz po powstaniu partii w dokumencie “Silna Polska dla cywilizacji życia”. Do dziś jest to taka konstytucja ideowo-polityczna Prawicy RP. Oczywiście aktualizowana i uzupełniana, w niektórych kwestiach nawet modyfikowana, ale wciąż pozostająca najważniejszym odniesieniem dla naszych działań. Co do państwa, to jest ono w samym centrum refleksji programowej, ale dziś z punktu widzenia wagi spraw, to pierwszorzędna jest  przede wszystkim obrona samej instytucji państwa i zasady jego  suwerenności. Obydwie sprawy są dziś bardzo kontestowane. Po pierwsze odrywa się pojęcie państwa od idei dobra wspólnego, a po drugie kwestionuje się suwerenność państwa, zwłaszcza w ramach Unii Europejskiej. Dzieje się to nie tylko za sprawą promocji nowych idei, jak choćby Europy regionów, ale przede wszystkim przez budowanie nowych europejskich instytucji, takich jak europejska armia, czy europejska waluta, a nawet podatki Dla nas więc kwestia państwa to przede wszystkim obrona jego atrybutów suwerenności, które są niezbędne dla prowadzenia niezależnej polityki, której odniesieniem jest dobro wspólne, dobro i interes konkretnej wspólnoty narodowej. Jeśli chodzi natomiast o odpowiedź na konkretne pytanie dotyczące wizji państwa, to  odwołujemy się raczej do podstawowej kategorii katolickiej nauki społecznej jaką jest zasada pomocniczości. Jest to kategoria bardzo realistyczna która przekracza ideologiczne projekty “małego rządu” czy “państwa opiekuńczego”, aczkolwiek jakoś w ich ramach konkretnie działa. Powstrzymuje państwo przed interwencją tam gdzie społeczeństwo i obywatele radzą sobie dobrze sami, i wspiera społeczeństwo tam gdzie mamy do czynienia z różnymi społecznymi deficytami. Można to oczywiście czytać także w kategoriach “małego rządu”  i “państwa opiekuńczego” , z których oczywiście to pierwsze jest bliższe konserwatywnemu ideałowi państwa nie narzucającego się swoim obywatelom.

Wasz koalicjant w ostatnich wyborach – Ruch Kukiz’15 podkreśla jak mantrę, że polska demokracja jest w najlepszym razie upośledzona. Czy PR jest partią, która będzie walczyć o demokratyzację państwa i większy głos obywateli?

Nie tyle więcej demokracji ale więcej realnej wolności i swobód. Paweł Kukiz słusznie zauważa, że polska rzeczywistość polityczna jest coraz bardziej skrępowana systemem partyjnym. W tym jesteśmy zgodni  i tu jest naturalna płaszczyzna współpracy między naszymi ugrupowaniami. Nie podzielamy może do końca wiary Pawła Kukiza w niewidzialną rękę demokracji bezpośredniej która przez system referendów automatycznie uzdrowi życie publiczne, ale bardzo wiele ocen dotyczących patologii naszego życia politycznego i bardzo wiele konkretnych wyborów środków po które należy w związku z tą sytuacją należy sięgnąć jest nam bliska.

Źle oceniamy system rządów central partyjnych wsparty finansowaniem ze środków publicznych. Zmniejsza on w sposób istotny  wpływ obywateli na życie publiczne, ogranicza realnie bierne prawo wyborcze, oddaje władzę  partyjnym bossom, petryfikuje podziały i nie sprzyja wymianie partyjnych elit. Prawica w tym zakresie jest zwolennikiem  zdecydowanie bardziej otwartego systemu. Przede wszystkim  stawiamy na wybory większościowe w okręgach jednomandatowych, na finansowania partii bezpośrednio przez obywateli w ramach corocznego rozliczania się z fiskusem. 10 lat temu zapisaliśmy w  naszym programie: „Należy znieść finansowanie partii w oparciu o przymusowo pobierane od podatników środki na największe partie polityczne. Dziś pieniądze te służą głównie propagandzie partyjnej i wyrobieniu u promowanych polityków przekonania, że partie są skutecznymi przedsiębiorstwami promocji ich karier. Finansowanie partii powinno odbywać się jedynie w zakresie określonym przez dobrowolne, coroczne adresowanie przez podatników cząstki płaconego podatku na wskazane ugrupowanie. Budżetowe finansowanie partii powinno istnieć tylko w takim zakresie, który jest wyraźnie, corocznie akceptowany przez społeczeństwo. Środki te powinny być przeznaczane przede wszystkim na działalność ekspercką i bezpośrednią komunikację społeczną (a nie na propagandę medialną)”.

Trochę  niestandardowym postulatem, jeśli chodzi o nasz program ustrojowy jest domaganie się przyznania wyborcom prawa wykonywania aktu wyborczego w zastępstwie wychowywanych, niepełnoletnich dzieci. Rodzice powinni dysponować  głosami niepełnoletnich dzieci. Postulat ten powtórzył za nami kilka lat temu Jarosław Gowin, ale po reprymendzie partyjnej chyba się z tego wycofał.

Ostatnie pytanie z ustrojowych. Mamy w Polsce system, który generuje przynajmniej wątpliwości, żeby nie powiedzieć patologie. Jesteście zwolennikami systemu prezydenckiego?

Ponieważ nie jesteśmy zwolennikami „państwa z kartonu” czy państwa, które „istnieje tylko teoretycznie”, to pozytywnie patrzymy na wzmocnienie władzy wykonawczej. A w tym zakresie bliższa jest nam wizja systemu prezydenckiego niż na przykład kanclerskiego. Ta wizja nawiązuje trochę do ustroju Pierwszej Rzeczpospolitej, do monarchii elekcyjnej i jakiejś formy republiki z królem. I w tym duchu jesteśmy otwarci na przyznanie prezydentowi szerszych prerogatyw, a szczególnie na wydłużenie kadencji do dziesięciu lat, ale już bez reelekcji. To powinno zagwarantować prawdziwy autorytet urzędu. Jest to wizja władzy w której Prezydent choć raczej „panuje niż rządzi”, to przecież ma jednak instrumenty żeby budować autorytet Państwa, stabilizować je i zapewniać kontynuację polityki i politycznych idei.

Wielu ekspertów wskazuje jako jedno z największych wyzwań zbudowanie prostego i spójnego systemu podatkowego. Jakie są wasze propozycje? W końcu to system podatkowy decyduje o tym ile pieniędzy wypracowanych przez obywateli zostanie w ich kieszeniach.

W kwestii systemu podatkowego zwracamy jako Prawica uwagę na trzy sprawy. Po pierwsze żeby był zdolny udźwignąć społeczne zobowiązania państwa, po drugie, żeby był sprawiedliwy, zwłaszcza uznający szczególną rolę rodzin wychowujących dzieci, i po trzecie żeby był prosty i czytelny. Oznacza to mówiąc najprościej, że system podatkowy musi zapewnić środki na podstawowe zobowiązania państwa, jak choćby na armię i służbę zdrowia, musi zrefundować  rodzinom ich szczególne koszty związane z wychowaniem dzieci i po trzecie być systemem odpornym na  „kreatywność” fiskusa. Nasze podstawowe postulaty podatkowe, sformułowane na konferencji gospodarczej w 2013  r. to zniesienie PIT i zastąpienie go podatkiem od funduszu płac, płaconym przez pracodawcę; zniesienie CIT i zastąpienie go 1 % podatkiem od przychodów (obejmie więc m.in. unikające opodatkowania wielkie zagraniczne firmy handlowe); niski ryczałtowy podatek dla małych firm oraz ryczałtowy zwrot VAT dla rodzin z tytułu każdego wychowywanego dziecka. Zakładaliśmy, że efektem takiej reformy będzie znaczący wzrost zatrudnienia i zdecydowany przyrost liczby powstających nowych firm. Nasze propozycje niestety nie znalazły wystarczająco silnych promotorów a kolejne ekipy rządzące nie zdecydowały się na zasadniczą zmianę  systemu podatkowego.

W jednym z artykułów zaproponowałem pomysł modyfikacji podatku przychodowego, który spotkał się z przyjazną reakcją czytelników. Polega on na opodatkowaniu przychodu, ale pomniejszonego o fundusz płac, co może być dużym stymulantem dla wzrostu płac. Co Pan o tym sądzi?

Moje myślenie w tej kwestii jest bardzo bliskie przedstawionej tam opinii. Po pierwsze zmiany idące w kierunku opodatkowania przychodu wydają się rozwiązaniem spełniającym kryteria o których już wyżej wspomniałem, sprawiedliwość… i prostota. Podatek obrotowy, czy tak jak dziś się to mówi, podatek przychodowy to najprostsza forma realizacji obowiązku podatkowego. W sposób oczywisty falsyfikuje on też kompetencje biznesowe przedsiębiorcy. Jak przedsiębiorca nie osiąga wystarczającej sprzedaży, to jego biznes nie ma sensu. Kombinowanie księgowe z kosztami, co prowadzi czasami, do tego, że firma przez wiele lat wykazuje stratę na koniec roku, a normalnie funkcjonuje na rymku jest nagminna chociaż zaprzecza biznesowemu zdrowemu rozsądkowi. Byłoby na pewno lepiej gdyby księgowość skupiała się na tym aby przekazać przedsiębiorcy jak najpełniejszą informację o sytuacji w firmie, a nie na kreowaniu wyniku na potrzeby fiskusa. Dodatkową kwestią, jest pomysł pomniejszenia przychodu o fundusz płac. Nie mam w tym względzie pewności jak to zadziała, ale samo szukanie sposobu na realne podniesienie wynagrodzeń ma swój aspekt prorozwojowy, co tak mocno podkreślają choćby Robert Gwiazdowski czy Cezary Mech.

Obecny rząd chwali się sukcesami w torowaniu drogi przedsiębiorcom – przede wszystkim chodzi o konstytucję dla Biznesu.Wielu ekspertów i polityków wskazuje jednak, że to wydmuszka, która niewiele zmieniła. Drobni przedsiębiorcy cały czas mają ogromny ZUS niezależny od zysku, a średnie firmy musza walczyć z tonami biurokracji i niezrozumiałych przepisów. Jak Pan to skomentuje? Jakie realne zmiany należy wprowadzić, żeby biznes w Polsce prowadziło się po prostu dobrze?

Nie wchodząc teraz w szczegóły, raz jeszcze odwołam się do tego co powiedziałem wyżej. Jeden prosty i oczywisty podatek. Jednolita stawka VAT. Do opodatkowania tylko przychód. Do ewentualnej kontroli tylko czy cały przychód został zgłoszony do opodatkowania. Żadnych interpretacji podatkowych. Żadnych rozważań i wątpliwości czy obiad był prywatny, czy służbowy i czy w takim razie  faktura za ten obiad może znaleźć się w kosztach.

Pozostańmy przy tematyce gospodarczej. Jak Prawica Rzeczypospolitej podchodzi do kwestii dyscypliny finansowej? Obecny rząd mimo historycznej hossy coraz mocniej rozdaje pieniądze. Dostałby od was raczej pochwałę, czy uwagę do dzienniczka?

Na działania Rządu w ramach tak zwanych transferów społecznych patrzymy równocześnie z uznaniem i niepokojem. U początków Prawicy Rzeczypospolitej leżała przecież duża zwycięska batalia o dużą ulgę  w PIT na dzieci. Przeforsowaliśmy ją wbrew stanowisku PIS, który uważał, że państwa na to nie stać i odpis może wynosić jedynie 50 złotych miesięcznie na dziecko. My to podwoiliśmy i przez kilka lat był to największy transfer finansowy do rodzin. Trudno więc się dziwić, że popieramy zasadniczo program 500+, chociaż niektóre  akcenty rozłożylibyśmy inaczej. Od początku mówiliśmy, że trzeba konkretnie uwzględnić osoby niepełnosprawne i że muszą być wyraźne preferencje dla rodzin wielodzietnych. Nie ma innej możliwości jeśli chcemy się realnie zmierzyć z problemem zapaści demograficznej. Rok temu zgłaszaliśmy poprawkę do budżetu postulującą wprowadzenie 1000+ na trzecie i kolejne dziecko, miało to kosztować rocznie niespełna trzy miliardy złotych PIS po raz kolejny odpowiedział negatywnie argumentując to brakiem środków w kasie państwowej. Miesiąc później uruchomił „piątkę Kaczyńskiego”, której koszty wyniosły czterdzieści miliardów. Tego samego dnia rozmawiałem o tym z jednym z ministrów obecnego rządu, który przyznał z uśmiechem, że uruchomienie 500+ na pierwsze dziecko na demografię pewnie nie wpłynie, ale wyborczo będzie bardzo skuteczne.

Oczywiście jest też druga strona tego zagadnienia. Strona wydatków państwa. W liczbach bezwzględnych Polska pod rządami PIS mocno zwiększyła swoje zadłużenie. W czasie dynamicznego rozwoju gospodarczego  to się da opanować, ale nie trzeba być specem od gospodarki żeby wiedzieć, że po okresie hossy zawsze przychodzi schłodzenie, czy wprost kryzys i wtedy tak dług jest bardzo niebezpieczny. Dodatkowo dochodzi tu efekt pewnej kuli śniegowej, widać to choćby w nowym programie wyborczym Platformy Obywatelskiej, w tak zwanej szóstce Schetyny. Politycy uwierzyli, że najważniejsze dla sukcesu wyborczego są obietnice socjalne. Jak pamiętam to właśnie taka niczym nie skrępowana licytacja na „transfery” głównych sił politycznych Grecji doprowadziła do bankructwa tego państwa.

Tematykę gospodarczą zakończymy pytaniem o emerytury. Nasz system emerytalny chyli się ku upadkowi i ciągnie za sobą resztę systemu państwowego. Jakie widzi Pan alternatywy? Czy emerytura obywatelska to dobre rozwiązanie?

Tak,  coraz bardziej jestem przekonany, że emerytura obywatelska to dobre rozwiązanie, łączące zresztą system podatkowy i ubezpieczeniowy, przynajmniej jeśli mielibyśmy wzorować się na rozwiązaniu kanadyjskim. W ramach tej emerytury państwo w sposób przewidywalny wywiązuje się z minimum zobowiązań wobec obywatela, a równocześnie daje obywatelowi czas na to, żeby przez lata pracy przygotował swój dodatkowy komponent do tej emerytury w sposób który uzna za właściwy i najlepszy dla siebie.

Tak na marginesie przeżyłem już wystarczająco dużo, żeby na własnej skórze odczuć fakt niestabilności tych wszystkich rozwiązań w sferze podatkowej czy ubezpieczeń społecznych. Co jakiś czas kolejne ustawy zmieniają nam zasady, które, w perspektywie naszego życia, przedstawiano nam jako niezmienne. I w tym sensie sądzę, że ,na przykład w ramach ubezpieczeń, powinniśmy wzmocnić charakter umów między obywalem – płatnikiem i przyszłym emerytem, a państwem reprezentowanym przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, żeby nasza pozycja wobec rozgorączkowanego ustawodawcy była choć trochę bardziej podmiotowa

Chcę zapytać o hasło, z którego jesteście znani. Co w ogóle oznacza „cywilizacja chrześcijańska” Chcecie wprowadzić państwo wyznaniowe? Czy w „waszym” państwie jest miejsce dla ateistów, innych religii?

Cywilizacja chrześcijańska określa najszerszy i najgłębszy plan naszej działalności. To nie jest postulat, ale rzeczywistość naszego kraju i Europy. Jeden ze współczesnych myślicieli pięknie ją opisał jako „materialną szatę Dekalogu”. Dekalog bowiem jest jej prawem podstawowym. To cywilizacja, w której naród wyraża swoją wiarę, kieruje się uniwersalnymi, promowanymi przez chrześcijaństwo, wartościami moralnymi, jednocześnie szanując społeczne i prywatne prawa wszystkich społeczności uczestniczących w życiu narodowym i współtworzących Rzeczpospolitą. Polska przez wieki była katolicką monarchią, a jednocześnie centrum życia żydowskiego w Europie. Z faktu, że szkoły powinny (zgodnie z Konstytucją i prawem edukacyjnym) przekazywać dziedzictwo naszej chrześcijańskiej kultury, w żaden sposób nie wynika, że ministrem nie może zostać niewierzący polityk. Solidarność to jeden z wyznaczników chrześcijańskiego charakteru państwa. Realizm społeczny jest tu rzeczą najważniejszą: jesteśmy katolickim narodem, do którego należy również wielu niekatolików. Cywilizacja chrześcijańska wyrasta z życia chrześcijańskiego i traktuje je jako dobro. W naszym programie zapisaliśmy, że „traktujemy je jako najważniejszy składnik dobra wspólnego narodu”. A najlepszą konkretyzacją współczesnych zadań cywilizacji chrześcijańskiej jest idea cywilizacji życia, o której uczył Jan Paweł II. Cywilizacja ta to przede wszystkim życie religijne,  ochrona życia, prawa rodziny czy solidarność z najsłabszymi. Cywilizacja ta musi stawić czoła kontrkulturze śmierci z jej sztandarowymi postulatami wykrzykiwanymi na czarnych marszach, prawem do aborcji i eutanazji, legalizacją związków homoseksualnych i prawa do adopcji dzieci przez pary homoseksualne wreszcie całą gamą roszczeń genderowych, które reprezentuje chociażby konwencja stambulska, a które uderzają już w samą istotę cywilizacji chrześcijańskie, czyli w prawo naturalne. Obrona cywilizacji chrześcijańskiej  przed ofensywą czarnej rewolucji ma dziś wymiar realnej kontrrewolucji. Jej  punktem zwrotnym mogłoby być wypowiedzenie przez Polskę Konwencji Stambulskiej i zaproponowanie przez kraj innym państwom Europy przyjęcie Międzynarodowej Konwencji Praw Rodziny.

Na Facebooku jeden z działaczy Prawicy Rzeczypospolitej napisał: „Czasy wymagają szybkich działań, a Bogusław Kiernicki jest bardzo sprawnym organizatorem. Powodzenia, szefie!”. Czy Bogusław Kiernicki ma wizję rozbudowy partii w większą organizację?

Idziemy krok po kroku, ale szerokimi drogami. Przede wszystkim chcę włączyć więcej młodych kolegów w kierowanie partią. Oni powinni ją uczynić ruchem młodej katolickiej inteligencji. Po drugie – utrzymamy współpracę ze środowiskami społecznymi uczestniczącymi w Chrześcijańskim Kongresie Społecznym. I stale będziemy budzić odpowiedzialność społeczną opinii katolickiej. Dziś w wielu środowiskach katolickich dominuje PiS-owski fideizm, tymczasem opinia katolicka nie powinna kibicować partiom, ale promować konkretne imperatywy dobra wspólnego. I domagać się ich wykonywania, jako imperatywów właśnie. To orędzie przekazujemy wszystkim, jednocześnie jasno mówiąc, że najlepiej mieć po  prostu własną reprezentację polityczną, która jest w stanie w sposób ciągły prowadzić politykę dobra wspólnego, zawierać porozumienia, uczestniczyć w procesie politycznym i jednocześnie go kontrolować.

Do euro-wyborów szliście razem z ruchem Kukiz’15. Jak wam się układała współpraca? Czy na jesieni znów pójdziecie razem?

Potwierdziliśmy nasz mandat społeczny, Marek Jurek miał najlepszy procentowo wynik spośród wszystkich kandydatów komitetu Kukiz’15, Marian Piłka – drugi w kraju wśród wszystkich posłów nie startujących na jedynkach, inni koledzy też jasno pokazali, że mamy poparcie społeczne i zdolność wyborczą. Na wyniku całej listy zaciążył brak wyraźnego orędzia ze strony naszych partnerów: zamiast o suwerenności i Europie narodów – mówili o demokracji bezpośredniej, a to luźno wiąże się ze sprawami Unii Europejskiej. W trakcie przygotowań do wyborów parlamentarnych rekomendowaliśmy jako Prawica możliwie szerokie porozumienie na prawo od PIS, widzieliśmy w nim także miejsce dla PSL. Przedstawiliśmy wszystkim partnerom programowe warunki brzegowe i pragmatyczne przesłanie, że tylko w w takim szerokim porozumieniu jesteśmy w stanie osiągnąć realne polityczne cele. Kukiza zachęcaliśmy do odwagi, Konfederację do rozwagi, a PSL do faktycznej samodzielności i zerwania z retoryką „drugiej kolumny opozycji” idącej na wojnę z PIS. Przez jakiś czas udało się nawet stworzyć porozumienie Kukiz 15, Konfederacji i Prawicy Rzeczypospolitej, które miało iść do wyborów jako Komitet Wyborczy Prawica, ale w ostatniej chwili Paweł Kukiz zdecydował się na star z list PSL, które nie chciało wyjść  poza swoje „umiarkowane centrum”, i cały projekt wspólnego startu niezależnej prawicy się rozsypał. A było to przedsięwzięcie odważne i potencjalnie bardzo znaczące. Skupiłoby wszystkie główne, politycznie i ideowo, środowiska prawicowe, od konserwatystów i lberałów  po narodowców i antysystemowców. Po odejściu Pawła Kukiza Konfederacja nie była już zainteresowana rozwijaniem szerszego porozumienia i uznała że jest samowystarczalna w swoim gronie. Zaowocowało to faktem, że na początku ukształtowały się dwa bloki, jeden (Konfederacja) wokół liberałów i narodowców, drugi (Prawica) wokół konserwatystów i obrońców życia.

Ostatnie pytanie będzie bardzo łódzkie, ponieważ to z Łodzi pochodzę i tutaj mieszkam. Właściwie nie widziałem jakiejkolwiek kampanii. Nie było spotkań, plakatów, nawet w Internecie nie było zbyt głośno. Zamierzacie to zmienić?

Byłem w Łodzi w czasie kampanii, spotkaliśmy się z Tomkiem Głowackim i naszymi kolegami, ale jeśli rzeczywiście widoczność naszej kampanii była za mała – to po prostu musimy robić więcej i lepiej. A oczekiwania nas tylko mobilizują

Dziękuję Panu serdecznie za rozmowę przeprowadzoną dla czytelników Bloga Republikańskiego. Życzę powodzenia na dalszej drodze służby publicznej.


Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański

Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi


Wszystkie materiały na blogu mogą powstawać dzięki Sklepowi Republikańskiemu. Kupując, wspierasz budowę społeczeństwa obywatelskiego.

Zostań na dłużej:

 

Artykuł Kiernicki: Wizja Prawicy RP przekracza „mały rząd” czy „państwo opiekuńcze” pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
http://marekczuma.pl/2019/08/20/kiernicki-wizja-prawicy-rp-przekracza-maly-rzad-czy-panstwo-opiekuncze/feed/ 2
Gdy Polacy ratują świat. Czego możemy nauczyć się z Bitwy Warszawskiej? #DumniZPolski http://marekczuma.pl/2019/08/15/gdy-polacy-ratuja-swiat-czego-mozemy-nauczyc-sie-z-bitwy-warszawskiej-dumnizpolski/ http://marekczuma.pl/2019/08/15/gdy-polacy-ratuja-swiat-czego-mozemy-nauczyc-sie-z-bitwy-warszawskiej-dumnizpolski/#respond Thu, 15 Aug 2019 13:44:17 +0000 http://marekczuma.pl/?p=1932 Zarazą polskiego patriotyzmu jest to, że nie przeżywamy naszych zwycięstw. Oczywiście to zdanie jest radykalne i trochę przesadzone. Jest jednak faktem, że mamy kult porażki i pielęgnujemy ten kult przy każdej możliwej okazji. Zrozumiałe jest to, dlaczego tak się dzieje – w końcu nie świętujemy przegranej, ale najczęściej mężną walkę naszych przodków. Ludzi, którzy mimo...

Artykuł Gdy Polacy ratują świat. Czego możemy nauczyć się z Bitwy Warszawskiej? #DumniZPolski pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
Zarazą polskiego patriotyzmu jest to, że nie przeżywamy naszych zwycięstw. Oczywiście to zdanie jest radykalne i trochę przesadzone. Jest jednak faktem, że mamy kult porażki i pielęgnujemy ten kult przy każdej możliwej okazji. Zrozumiałe jest to, dlaczego tak się dzieje – w końcu nie świętujemy przegranej, ale najczęściej mężną walkę naszych przodków. Ludzi, którzy mimo nierównych szans bohatersko chwycili za broń, często przesuwając się o krok do granicy, za którą była wolność.

Niezrozumiałe natomiast jest to, dlaczego nie świętujemy w radosny sposób sukcesów, które przecież również okupiliśmy potem i krwią. Wyobraźmy sobie, że w naszym życiu odnosimy olbrzymi sukces zawodowy, na który pracowaliśmy całą dekadę. Oczywiście będziemy potem o nim pamiętać, wspominać, świętować. Dokładnie to samo możemy zrobić z naszymi narodowymi zwycięstwami. Aby tak było, warto poznać te największe i najważniejsze. Poznać, aby wyciągnąć wnioski i pewną konstruktywną dumę do codziennej pracy.

Dziś obchodzimy rocznicę Bitwy Warszawskiej, którą świętować powinniśmy nie tylko My, ale i cały świat (poza Rosją oczywiście). Zachęcam do odbycia krótkiej podróży po naszym (moim zdaniem) największym militarnym (i dużym obywatelskim) sukcesie narodowym. Bo sukces to olbrzymi i kolosalny – to moment, w którym Polacy niczym Avengersi stanęli przeciw zalewowi „obcej cywilizacji”. I wygrali. Weź więc kubek dobrej kawy i ruszaj razem ze mną!


Materiały takie jak ten mogą powstać, ponieważ Blog Republikański to oddolne, niezależne medium. Odwiedź Sklep Republikański i wesprzyj budowę naszego wartościowego miejsca w Internecie.


UWAGA! Ostrzegam, że niektóre fragmenty mogą nie nadawać się dla osób o słabych nerwach i wysokiej empatii.

Komu my się w ogóle przeciwstawiliśmy?

Zanim wejdziemy w bitewny zgiełk, warto się zastanowić „kto był po drugiej stronie?”. Bo przecież przeciwnik był konkretny. I jeśli miał pójść dalej na Europę i zawłaszczyć ten kontynent, to warto się zastanowić jakie niósł za sobą wzorce, jaką alternatywę kulturową itd.

Rosja Lenina

W. Lenin to zbrodniarz, który powinien być stawiany w jednym szeregu z Hitlerem czy Stalinem.

„alternatywa kulturowa” była bardzo nieciekawa. W okolicach roku 1920, czyli czasy które nas interesują, Rosja od lat przechodziła bardzo drastyczne, rewolucjonistyczne zmiany. Na czele stał „wielki wódz rewolucji” Władimir Iljicz Uljanow, czyli po prostu Włodzimierz Lenin. Postaci zapewne nie trzeba przedstawać, warto jednak zaznaczyć, że to człowiek, który:

  • uważał, że dojść do prawdziwego komunizmu można jedynie na drodze rewolucji (oczywiście krwawej i bezlitosnej)
  • rewolucję październikową traktował jedynie jako przyczynek do rewolucji ogólnoświatowej
  • miał na sumieniu miliony niewinnych istnień
  • był wyznawcą socjalistycznych teorii ekonomicznych Karola Marksa
  • Wprost uważał aparat terroru za niezbędny do funkcjonowania państwa w jego wizji

Te pięć punktów wydaje się całkiem znamienne i pewnie dla wielu wystarczające, aby wiedzieć, że po drugiej stronie stała okrutna, barbarzyńska dzicz. Zajrzyjmy jednak do lektury „Rewolucja Rosyjska”, w której Richard Pipes pisze tak:

„Lenin stale też zachęcał swoich oficerów do terroryzowania ludności cywilnej. Proponował Slanskiemu: „Postaraj się ukarać Łotwę i Estonię środkami wojskowymi (na przykład… przekrocz w jakimś miejscu granicę choćby na jedną wiorstę i powieś 100–1000 ich urzędników i bogaczy)””

Lenin bardzo poważnie podchodził do swojej życiowej roli. Wiedział, że wprowadzając system komunistyczny drogą rewolucji, nie będzie „rządzić miłością”. Potrzebny był aparat terroru, który to został z wielką starannością zbudowany w formie Czeka – tajnej, rosyjskiej policji. Czymże zajmowała się ta organizacja? Przede wszystkim torturowaniem i usuwaniem osób, które stanowiły zagrożenie (prawdziwe lub wydumane) dla nowej, wspaniałej, zbawczej koncepcji. Zatrudniano tu m.in. byłych kryminalistów, którzy wreszcie mogli sobie pofolgować jeśli chodzi o metody wyżywania się. Do tortur zaliczały się takie rzeczy jak polewanie wrzątkiem gołej skóry, którą następnie ściągano, czy odrywanie skóry i włosów od reszty głowy (coś pokrewnego do skalpowania).

Sam Wódz Rewolucji bynajmniej nie był jedynie sprawnym organizatorem. Wiedział dokładnie jak zaprowadzać nowy, lepszy świat. Poniżej przedstawiam dwie z jego błyskotliwych myśli.

Każdy co dziesiąty winny pasożytnictwa zostanie rozstrzelany na miejscu… Musimy wzmóc siłę terroru… Rozstrzeliwać i wywozić… Zapoczątkować bezlitosny, masowy terror przeciw kułakom, popom i białogwardzistom…”

„Musimy… łamać wszelki opór z taką brutalnością, żeby nie zapomniano o niej przez kilka dziesięcioleci.”

Jak widać wiedział co robi. I prawdę mówiąc, jeśli miałbym wyzbyć się wszelkich ludzkich odruchów i chrześcijańskiej moralności, to mógłbym powiedzieć: te metody miały sens. Lenin wiedział co robi!

Komunizm udowodnił dobitnie, że bardzo sprawnie demoluje całą gospodarkę (a więc przede wszystkim uderza w zwykłych obywateli). Gdy wprowadza się go na drodze krwawych, nagłych zmian – powstaje dodatkowo chaos i ogólny bałagan. Bardzo ciężko utrzymać kraj w ryzach, a jest to niezbędne, jeśli ma się – tak jak Lenin – w planach opanowanie całego świata (a przynajmniej Europy). Jednym ze sposobów na to jest krwawe rozprawianie się z każdym, nawet domniemanym wrogiem i terroryzowanie obywateli.

Bolszewicy na wojnie

Z zabiegiem który teraz zastosuję, prawdopodobnie wielu z moich czytelników się nie zgodzi. Rozumiem to, jednak uważam, że warto to zrobić, żeby sprawdzić jak bolszewicy i ogólnie ludzie „tamtej mentalności” mogli zachowywać się na wojnie.

Aby to zrobić, należy przypomnieć sobie jak „Rosja nas wyzwoliła” spod buta Niemców. Oczywiście wyzwolenie żadnym wyzwoleniem nie było, warto jednak uświadomić sobie, że to jak zachowywali się po prostu okrutnie i bestialsko. Oczywiście na porządku dziennym były gwałty i kradzieże.

Niestety na porządku dziennym było również sadystyczne obchodzenie się z ludźmi, których „wyzwalali”. Mowa tu o rozpruwaniu brzuchów, odcinaniu rąk i tym podobnych okrucieństwach – i to jedynie za to, że napotkani Polacy nie chcieli oddać wystarczająco dużo swojego dobytku.

Jeśli chodzi zaś o gwałty – najlepszy będzie opis z książki „Czerwona Zaraza” Dariusza Kalińskiego.

„Kobiety, matki i ich córki leżą z lewej i prawej wzdłuż drogi, a przed każdą z nich stoi hałaśliwa gromada mężczyzn ze spuszczonymi spodniami. Kobiety, które krwawiły albo traciły przytomność, odciągano na bok, a żołnierze strzelali do tych, które próbowały ratować swoje dzieci”

Oczywiście ktoś może powiedzieć „hola hola, to jest ponad 20 lat później”. Nie ma co się jednak oszukiwać, mentalność nie różniła się zbytnio w obu okresach i takich samych należy spodziewać się reakcji i zachowań ze strony Rosjan zaprowadzających nowy, lepszy świat.

Bolszewicy w gospodarce

Ostatnia kwestia nie jest już tak bardzo  okrutna, natomiast na poziomie normalnego życia oraz rozwoju wywiera olbrzymie piętno – czyli kwestie ekonomiczne. Rewolucja, którą nieść mieli na całą Europę Bolszewicy, była oczywiście związana z chęcią wdrożenia nowego, wspaniałego systemu państwowego – komunizmu.

Czy tak wyglądałaby dzisiaj Europa, gdyby nie Polacy?

I tutaj długo zastanawiać się nie musimy. My, Polacy, bardzo dobrze zdajemy sobie sprawę jakie skutki niesie ten „zbawienny ustrój. Brak potępu, puste sklepy, gigantyczne kolejki to tylko wierzchołek góry lodowej. Pod nim znajduje się zdecydowanie mniejsza możliwość spełnienia zawodowego (bo jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę państwa, nasza prywatna myśl się nie liczy). Potrzeba zdobywania znajomości, aby móc żyć na przyzwoitym poziomie, uzależnianie się od jedynej słusznej partii.

W takim kraju bogacenie się obywateli jest albo powolne, albo wręcz niemożliwe – chyba, że ktoś jest u władzy. W związku z tak ogromną pozycją partii i państwa, dużo bardziej rozbudowany musi być aparat terroru (co przedstawiłem powyżej jako Czeka, ale co może przybrać mniej okrutne formy, jak choćby Służba Bezpieczeństwa w drugiej połowie PRL). Krótko mówiąc – ustrój – zbawienie, okazał się jedynie wielkim obozem terroru, zakazów i ucisku, oraz pozbawienia ludzi jakiejkolwiek możliwości inicjatywy.

Warto dodać na koniec jedynie jedno. Szacuje się, że pierwszych (najcięższych) 40 lat ZSRR nie przeżyło ~70 milionów obywateli! Tyle powinno wystarczyć aby każdy z nas potrafił sobie wyobrazić jak mogłaby wyglądać Europa, gdyby taka filozofia i taka kultura podbiła cały kontynent. A do tego było bardzo, bardzo blisko.

Sytuacja historyczno-geopolityczna

11 listopada 1918 roku Polska symbolicznie odzyskała niepodległość (choć oczywiście sprawa jest bardziej złożona). Od tego momentu przed władzami i obywatelami stanęło kolosalne wyzwanie odbudowy swojego kraju. Jednym z absolutnie najważniejszych wtedy elementów była obronność i tym zajęto się w pierwszym rzędzie (niestety dzisiaj wojsko traktujemy trochę po macoszemu, ale to inna sprawa na inny artykuł). Tą misję podjął oczywiście sam Józef Piłsudski, który został zwierzchnikiem Sił Zbrojnych.

W ramach kontekstu geopolitycznego warto sobie powiedzieć, że nie był to spokojny czas, jak ten nasz w latach 90′ po odzyskaniu niepodległości. To były czasy ciągłych bitew to tu to tam, nie było więc mowy o spokojnym budowaniu Wojska Polskiego. A to trzeba było walczyć z hordami Niemców wracających z frontu, którzy grabili co popadnie. A to z kolei gdzieś indziej trzeba było bronić się przed Czechami, którzy postanowili uszczknąć kawałek z młodziutkiej, rodzącej się w bólach Polski. To znów z Rosjanami, którzy zajmowali nm Wilno. Jednym słowem – Europa środkowa nie była spokojnym, stabilnym miejscem, a raczej polem które dopiero co się kształtowało.

Najbardziej jednak niebezpiecznym elementem tego kształtowania była Rosja i jej plany zbudowania komunistycznego imperium na terenie całej Europy. Sytuacja na wschód od naszego kraju była bardzo dynamiczna i wybuchowa – wystarczy jednak powiedzieć, że finalnie wewnętrzne walki wygrali i doszli do władzy bolszewicy. Gdy na początku 1920 roku Bolszewicy wygrali definitywnie, rozpocząć miał się komunistyczny marsz wojsk Rosyjskich w kierunku Wisły i rozpętanie rewolucji komunistycznej w naszym kraju.

Być może z powodu właśnie ciągłych bitew, być może z powodu zwykłej ludzkiej głupoty i krótkowzroczności (co dziś można obserwować na potęgę), niestety otaczające nas państwa nie widziały zagrożenia ze wschodu. Co więcej – odmawiały pomocy i przeszkadzały nam w przygotowywaniu się do kolejnej wojny. Dla przykładu – Czesi nie przepuścili przez woje ziemie transportu uzbrojenia dla Polaków, a strajk ogłosili niemieccy dokerzy.

W tym miejscu warto podkreślić pomoc Węgrów, którzy okazali się prawdziwym sojusznikiem. Tuż przed wojną z Bolszewikami przysłali do nas całe zapasy amunicji. Ponadto przez parę tygodni amunicja produkowana była jedynie na nasze potrzeby.

Przygotowanie do obrony

Organizacja Polski przed czerwoną nawałnicą

I tak oto płynnie przeszliśmy do momentu, w którym stało się jasne, że czekają nas kolejne ciężkie walki. Co warto podkreślić – walki z niezwykle zdeterminowanym, podbudowanym ideologicznie wrogiem. Co więc zrobiły polskie władze? Automatycznie wzięły się do przemyślanej i wspólnej pracy przygotowawczej.

gen. Kazimierz Sosnowski przygotowywał zaplecze dla wojny

I to warto podkreślić sobie już teraz. Niekiedy patrzymy na Bitwę Warszawską jako na wielki zapał polskich żołnierzy. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie wcześniejsze mądre przygotowanie się do tej walki.

W pierwszym rzędzie utworzona została Rada Obrony Państwa – czyli taki komitet nadzwyczajny, który miał za zadanie oczywiście przygotować Polskę na starcie z komunistami. Co warto podkreślić, w jego ramach funkcjonowali przedstawiciele rządowi, ale także wszystkich głównych opcji politycznych. Politycy stanęli na wysokości zadania i zdecydowali się na współpracę ponad podziałami.

Powołano do życia Rząd Obrony Narodowej, na którego czele stanął Wincenty Witos. Do jego zadań należało oczywiście przygotowanie militarne, mobilizacja obywateli, ale także… rozmowy dyplomatyczne, na wypadek przegranej. Przygotowywano się na każdą ewentualność – na szczęście ta najgorsza nie doszła do skutku.

W tym miejscu wspomnieć należy postać Generała Kazimierza Sosnowskiego – ministra spraw wojskowych. To on i jego ludzie odwalili kawał roboty, żeby przygotować Polskę do sprawnego funkcjonowania w stanie wojny – a jak można się domyślać, nie jest to łatwe zadanie. Tak więc należało zorganizować całą logistykę, komunikację, drogi żywienia, uzbrojenie, przerzuty wojsk itp.

Ruch Obywatelski

Niestety, w pewnym momencie wyczerpały się możliwości organizacji normalnej, profesjonalnej armii. Po drugiej stronie natomiast szykowała się ogromna siła wroga. W takiej sytuacji oczywiście polskie władze sięgnęły po obywatelską tkankę kraju. Za mobilizację zwykłych ludzi, gotowych do błyskawicznego przeszkolenia i walki z hordami barbarzyńców odpowiedzialny był rząd Wincentego Witosa.

Ogłoszono powstanie Armii Ochotniczej, do której zgłaszać się mogli wszyscy Ci, którzy zdolni byli fizycznie do walki, ale którzy poborem objęci wcześniej nie zostali. Tak więc dotykało to przede wszystkim. uczniów szkół średnich oraz mężczyzn gotowych do walki. Można w bardzo dużym uproszczeniu powiedzieć, że ówczesna Armia Ochotnicza była pewnym odpowiednikiem dzisiejszych Wojsk Obrony Terytorialnej – tylko dziś możemy trenować i szkolić się w luksusowych warunkach, nie zaś pod widmem ataku wroga.

Efekty mobilizacji obywatelskiej? Porażające. Poprzez nagłą decyzję wyruszenia na front przez zwykłych ludzi sformowano dodatkowe siły liczące… ponad 100 000 żołnierzy! Zdaję sobie sprawę, że porównanie jest bardzo nieadekwatne, ale tyle mniej więcej liczy dzisiejsze Wojsko Polskie (choć oczywiście trzeba pamiętać, że znaczenie liczbowe jest zupełnie inne dziś i inne było wtedy).

Warto to zapamiętać i wziąć sobie do serca. Ludzie Ci czuli coś, co dzisiaj, w XXI wieku zanika. Mianowicie, czuli oni odpowiedzialność. Odpowiedzialność za siebie, za swoje rodziny i za swój kraj. Pewnie bali się makabrycznie, ale potrafili się z tym strachem skonfrontować i przezwyciężyć go, bo sprawa o którą walczyli była bardzo ważna. Pamiętajmy o tym dziś, gdy mamy spokojniejsze czasy. Bo często od odpowiedzialności wszelkiego typu uciekamy jak od ognia. A to właśnie (między innymi) ona zdecydowała o tym, że mamy dziś taki świat, jaki mamy. Odpowiedzialność możemy zacząć budować już teraz, poprzez codzienne wybory. I będzie to wspaniałe czerpanie z naszej historii.

Walka

W końcu po trudnym czasie przygotowań dojść miało do jeszcze trudniejszego egzaminu – do walki. Od jej powodzenia lub niepowodzenia zależał kształt przyszłej Polski, a prawdopodobnie również Europy. Masowy komunizm z rozbudowanym aparatem terroru? Czy wolny świat, który przeciwstawił się barbarzyńcom?

Nawiasem mówiąc – warto wspomnieć tutaj, że określenie „Bitwa Warszawska” nie jest zbyt fortunne, bowiem w Warszawie żadnej bitwy nie było. Był za to szereg bitew na przedpolach Warszawy.

Ossów

Pierwszym, najważniejszym celem był Ossów. To kluczowy, strategiczny punkt. Jeśli Bolszewicy zdobyliby go, droga do Warszawy byłaby znacznie łatwiejsza.

13 sierpnia 1920 roku wojska bolszewickie starły się z polską 11 Dywizją Piechoty. Nasza walka została przegrana, zaś Rosjanie bez przeszkód mogli pójść dalej i zająć znajdującą się niedaleko wieś Leśniakowizna. Ta natomiast stanowiła „furtkę” do Ossowa. Jeszcze w nocy doszło do walk, ale niestety przeciwnik już nad ranem mógł rozpocząć marsz po strategiczny punkt walk.

Kolejna sekwencja zdarzeń przypominała bohaterską, acz nieskuteczną niestety walkę z agresorem. Rosjanie atakowali prząc na przód, Polacy zaś bronili zacięcie, ostatecznie łamiąc się jednak pod ogniem nieprzyjaciela. Warto podkreślić, że w bitwach tych brały udział oddziały ochotników! To oni, choć pozornie nieskutecznie, stawiali jednak opór Czerwonej fali.

Opór, choć zbierał krwawe żniwo po stronie polskiej, to cały czas stanowił skuteczną blokadę przed wejściem wojsk bolszewickich do Ossowa. Choć być może „blokada” to nie najlepsze określenie – bowiem wróg był już w wiosce! I to właśnie oddziały ochotników wypchnęły go znów do wcześniejszych pozycji. W tych walkach poległ m.in ksiądz Ignacy Skorupka, kapelan harcerzy i ochotników. Zginął udzielając pomocy rannemu żołnierzowi.

Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna, bo w końcu ile można odpierać liczniejsze, profesjonalne siły wroga oddziałami ochotników? W końcu linia obrony została przełamana i walki na dobre rozpoczęły się w Ossowie. Polacy jednak nie dawali za wygraną nawet w tak ciężkim położeniu. Ochotnicy w połączeniu ze zorganizowanymi na powrót siłami rozbitych wcześniej oddziałów stoczyli heroiczną, spartańską wręcz walkę. Nawet gdy wypierani byli ze swoich pozycji, zaraz podejmowali kontratak i szturmowali nie tylko przy pomocy ognia, ale i bagnetów oraz walki wręcz. I to naprawdę działało!

Godzina 10:00 – to był moment, w którym dzielności i zapalczywości Polaków pomógł również spryt i inteligencja. Z pomocą nadszedł bowiem 13 pułk piechoty z Rembertowa. Porucznik Szewczyk nie uderzył jednak wprost, tak jak mogli się tego spodziewać Bolszewicy. Zamiast tego okrążył wojska nieprzyjaciela, nawiązał kontakt z artylerią i uderzył od południowego wschodu. Nagłe, agresywne uderzenie z zaskoczenia (w połączeniu z artylerzystami) doprowadziło do odwrócenia ról w walce. Bolszewicy zostali rozbici w pył i zmuszeni do absolutnie niezorganizowanego odwrotu, nazywanego profesjonalnie „paniczną ucieczką w popłochu”.

To zapalczywa, dzielna, ciężka, ale i inteligentna walka Polaków pod Ossowem spowodowała, że Bolszewicy nie zbliżyli się już potem bardziej do Warszawy.

Pozostałe walki

Ossów był niewątpliwie najważniejszym punktem. Poza tym jednak niesłychanie istotne było uderzenie znad Wieprza. Polscy dowódcy z Józefem Piłsudskim na czele, przyjrzeli się obecnej sytuacji i zauważyli, że między dwoma frontami istnieje około 200 km luka. Postanowili wykorzystać ten fakt i uderzyć.

16 sierpnia rozpoczęto uderzenie, atakując skrzydło frontu zachodniego, które bez skutków próbowało zdobyć Warszawę. Polacy w ciągu paru dni odzyskali Garwolin, Mińsk Mazowiecki i Siedlce, odcinając Bolszewikom drogę odwrotu.

Kolejne dni to pogoń za wrogiem i stopniowe, coraz większe spychanie z terenu naszego kraju.

Finalne statystyki są szokujące:

  1. Polacy
    • stracili 4.5 tysiąca żołnierzy
    • Za zaginionych uznaje się 10 000 osób
    • ranni: 22 000 osób
  2. Bolszewicy
    • szacuje się straty na poziomie 25 000 osób
    • 70 000 żołnierzy w polskiej niewoli
    • liczne straty sprzętu, który trafił w polskie ręce

To wszystko mogło zostać zrealizowane dzięki solidnym przygotowaniom, działaniu ponad podziałami, obywatelskiej mobilizacji, inteligencji dowódców i niewyobrażalnej zapalczywości bojowej żołnierzy (tak profesjonalnych, jak i ochotników).

Wnioski dla nas

Poznaliśmy już zagrożenie, które zbierało się nad Polską oraz Europą. Poznaliśmy również etap przygotowań i nieprawdopodobnego zapału bojowego naszych rodaków. Czas zastanowić się nad najważniejszą rzeczą: po co nam to?

Bo widzisz – dzięki naszemu mózgowi każde zdarzenie możemy wykorzystać na kilka sposobów. Albo możemy o nim zapomnieć, albo możemy je czcić, albo możemy się na nim uczyć i inspirować. Ponieważ to cykl #DumniZPolski, to oczywiście powiemy sobie jak to co się stało 99 lat temu, może napędzać nas tu i teraz.

Sprawa jest dość prosta – mamy tu tak wiele punktów które nas mogą zainspirować, ale i zobowiązać, że po prostu trzeba je wypisać, a następnie przemyśleć jak wdrożyć w życie.

  • Współpraca ponad podziałami
  • Obywatelska postawa
  • Odpowiedzialność
  • Spryt
  • I oczywiście… WALECZNOŚĆ!

We wstępnie do serii pisałem, że mamy takie 3 dobre, narodowe cechy:

  • Waleczność
  • Zaradność i przedsiębiorczość
  • Pracowitość

W historii Bitwy Warszawskiej oczywiście można wyciągnąć wszystkie 3, ale chciałbym, żebyśmy skupili się na waleczności.

I pisząc „waleczność” mam na myśli bardzo wiele aspektów tej wspaniałej cechy. Najbardziej podstawowy z nich pokazali żołnierze w Ossowie, którzy zaciekle kontratakowali Bolszewików ogniem, bagnetami i pięściami. Takiej waleczności warto się nauczyć. Oczywiście by bić się w słusznej sprawie. Oby nigdy nam nie przyszło bić się za Polskę. Bardzo prawdopodobne jednak, że przyjdzie nam bić się w czyjejś (lub swojej) obronie. I waleczność jest wtedy na wagę złota.

Są jednak inne formy „waleczności”, które pielęgnować możemy każdego dnia. To inaczej „staranie się”. Ciągle, o lepsze efekty naszej pracy. O to, aby być lepszym mężem i lepszą Mamą. W życiu tak wiele rzeczy może na nas spaść, że bez ciągle wypracowywanej waleczności, zostaniemy przytłoczeni.

A wcale tak nie musi być. Mamy w „polskim genie” zacięcie, aby w trudnych i bardzo trudnych sytuacjach walczyć o to co dobre. Aby w tych momentach, w których coś się wali, wziąć na siebie odpowiedzialność, podjąć olbrzymi trud i wygrać.

Dokładnie tak, jak wygraliśmy 99 lat temu na przedpolach Warszawy, możemy wygrywać w naszym życiu.

Zadanie

Ostatnim punktem jest zadanie dla Ciebie. Jeśli przeczytałeś artykuł od początku ze skupieniem, to widziałeś kolejne elementy pewnej analizy. Identyfikacja wroga, systemowe, przemyślane przygotowania, wreszcie akcja i działanie, walka.

Zidentyfikuj w ten sposób coś naprawdę trudnego w Twoim życiu. Coś, co być może na Ciebie naciera od dawna, z czym przegrywasz, ale być może i coś, co dopiero się zbiera do uderzenia. Poznaj wroga i zastanów się jakie mogą być konsekwencje, jeśli przegrasz. Wypisz sobie to, o co naprawdę warto walczyć. Tak naprawdę! Zobacz, co jest naprawdę ważne i godne walki. Coś większego, od Twojego egoistycznego i leniwego „JA”.

Następnie przeprowadź systemowe przygotowania. Tak jak nasi dowódcy i politycy. Opracuj plan, sprawdź jego dobre i złe  strony. UWAGA! Przygotuj się, ale nie pozwól by samo planowanie trwało wieczność.

Na koniec – działaj, walcz. To Twoja narodowa cecha! Rozpocznij być może długą i mozolną, ale zaciekłą walkę z prawdziwym wrogiem. Wróg to nie musi być człowiek. Wróg najczęściej siedzi w nas. Pamiętajmy o tym i nie zrażajmy się kolejnymi porażkami. Czasem trzeba się wykrwawić, aby chwilowo zatamować atak nieprzyjaciela i osłabić jego szeregi.

POWODZENIA!


Ja nazywam się Marek Czuma, a to jest Blog Republikański

Piszę do Ciebie Prosto z Łodzi


Wszystkie materiały na blogu mogą powstawać dzięki Sklepowi Republikańskiemu. Kupując, wspierasz budowę Społeczeństwa Obywatelskiego.

Miejsca, z których korzystałem pisząc ten artykuł:

Zostań na dłużej:

 

 

Artykuł Gdy Polacy ratują świat. Czego możemy nauczyć się z Bitwy Warszawskiej? #DumniZPolski pochodzi z serwisu Marek Czuma - Blog Republikański.

]]>
http://marekczuma.pl/2019/08/15/gdy-polacy-ratuja-swiat-czego-mozemy-nauczyc-sie-z-bitwy-warszawskiej-dumnizpolski/feed/ 0